Biomutant recenzja na PS5

Biomutant – recenzja i opinia o grze [Switch]. Brzydka przyjemność

Michał Porębski | 13.05, 15:00

Po trzech latach od premiery na pierwszych platformach, Experiment 101 powraca ze swoim tytułem i oferuje grę na hybrydowym urządzeniu. Czy jednak warto zagrać w Biomutant na Nintendo Switchu? Przeczytajcie naszą recenzję.

W 2021 roku Biomutant był dla wielu graczy dużym zaskoczeniem. Część osób chwaliło tytuł za masę różnorodnych systemów, walkę czy też ciekawy świat, a kolejni zainteresowani narzekali na brak rozbudowania mechanik, nudną historię czy też ogólny niewykorzystany potencjał. Gra jednak powróciła na platformę Nintendo i jest to kolejny port z platform Sony, Microsoftu oraz PC, który potwierdza jedno – Switch potrzebuje następcy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Posiadacze Nintendo Switchów bardzo długo czekali na tę propozycję, ale w ostatnich tygodniach na urządzeniu Big N zadebiutowało kilka zaskakujących portów. Biomutant bardzo mocno przypomina Outward i Kingdom Come: Deliverance w wersji na platformę Nintendo, bo choć przygodę Experiment 101 można poznać na małym ekranie japońskiej korporacji, to zdecydowanie większą przyjemność otrzymacie grając w zasadzie na każdym innym urządzeniu.

Mały ekran i duża przygoda

undefined

Experiment 101 zaprasza graczy do postapokaliptycznego świata fantasy, w którym mamy okazję wcielić się w stworzonego bohatera. Twórcy już w tym miejscu pokazują jeden z największych atutów produkcji, ponieważ recenzowany Biomutant oferuje graczom ogromną swobodę kreowania postaci, a następnie całej opowieści. Szczerze mówiąc tę różnorodność gry doceniłem dopiero za sprawą wydania na Nintendo Switcha, ponieważ zagrałem w tytuł kolejny raz (wcześniej po premierze grałem w wersję na PlayStation 4) i tym razem całkowicie inaczej rozwinąłem protagonistę. W głównej mierze opowieść nadal pozostała taka sama, ale miałem już okazję współpracować z innymi mieszkańcami krainy – nie mogę napisać, by moje doświadczenie było całkowicie świeże, jednak deweloperzy naprawdę zadbali o dużą regrywalność.

W tej recenzji zamierzam skupić się w głównej mierze na najnowszej wersji (TUTAJ znajdziecie pełny tekst prezentujący całą grę), ale w telegraficznym skrócie na pewno warto przypomnieć główne założenia przygody. Bohater Biomutant staje przed naprawdę wymagającym zadaniem, ponieważ Drzewo Życia, czyli podstawa świata gry, jest niszczona przez plagę i jedyną deską ratunku jest ucieczka. Problemem są również Pożeracze Światów, którzy przyspieszają proces niszczenia planety, więc nie tylko musimy zadbać o ekipę, która zostanie uratowana, ale mamy także okazję zawalczyć z różnorodnymi przeciwnikami.

Już kilka lat temu Biomutant bardzo szybko pokazał mi, że Experiment 101 miało mnóstwo pomysłów na stworzenie nowego IP i w zespole zabrakło osoby, której zadaniem byłoby pokierowanie kreatywnością twórców i zmuszenie deweloperów do skupienia się nad mniejszą liczbą systemów. Tytuł oferuje crafting broni oraz przedmiotów, rozbudowane moce, pływanie za pomocą skutera, mutacje, a podczas opowieści mamy okazję wskoczyć w mecha, skorzystać z potężnej łapy czy po prostu współpracujemy z różnorodnymi frakcjami, by za ich sprawą zająć się tą krainą. Gra jest przeładowana zawartością i właśnie z tego powodu nie wierzyłem, że recenzowany tytuł może trafić na leciwą platformę Nintendo.

Cud czy przekleństwo?

undefined

Biomutant na Nintendo Switchu to dosłownie „cud lub przekleństwo” – wszystko zależy od tego, jakie platformy w domu posiadacie. Gra wcześniej została wydana na PlayStation 4, Xboksa One i komputery osobiste, a następnie pojawiła się aktualizacja do PlayStation 5 i Xboksów Series X|S, ale niezależnie od wybranego sprzętu: na dosłownie każdym tytuł Experiment 101 będzie wyglądał i działał lepiej względem najnowszego wydania.

Na papierze Biomutant na Nintendo Switchu śmiga w dynamicznej rozdzielczości 1080p przy 30 klatkach na sekundę w momencie wrzucenia konsoli do docka oraz w zmiennym 720p i 30 fps chwytając konsolę w łapy. Są to jednak wyłącznie pomiary przedstawione przez deweloperów, ponieważ ostatecznie produkcja łapie zadyszki na urządzeniu Nintendo i niejednokrotnie czułem, że gra nie działa w tych oczekiwanych-mitycznych 30 klatkach.

Płynność to jednak tylko jeden z problemów. Autorzy najnowszej wersji Biomutant wzięli do ręki ogromny topór i za jego sprawą wycieli cały urok świata przedstawionego – już w czasach PlayStation 4 nie mogłem powiedzieć, by Experiment 101 przygotowało wyjątkowo piękną produkcję, jednak kolorowa kraina miała swój urok. W edycji na Nintendo Switcha gra wielokrotnie wygląda wprost paskudnie – trawa w wielu miejscach jest po prostu rozlaną farbą znajdującą się pod nogami bohatera, elementy otoczenia zostały pozbawione szczegółów, głębi oraz cieniów, a większość tekstur jest maksymalnie rozmyta. Twórcy dosłownie w każdym miejscu pogorszyli jakość oprawy i w tym wypadku nawet na małym ekranie konsoli Nintendo część graczy może mieć problem z przełknięciem aż tak dużych zmian w grafice.

undefined

Podróżując przez lokację widzimy doczytywane na naszych oczach tekstury, a warto w tym momencie podkreślić, że bohater nie wskakuje w bolid Formuły 1, by mknąć po świecie niczym Max Verstappen, a po prostu podróżuje po tym lokacjach na własnych nóżkach.

Zmiany znacząco pogarszają grafikę, jednak i tak mam wrażenie, że gracze najgłośniej będą narzekać na prezentację przeciwników – w Biomutancie często mierzymy się ze stworzeniami, których futerka prezentują się beznadziejnie. Antyaliasing? Raczej nie. Twórcy nie mogli wykorzystać żadnych nowoczesnych technik, by zająć się dopieszczeniem grafiki i w zasadzie na każdym kroku spotykamy po prostu brzydkie postacie. Efekty wizualne wywoływane przez moce bohatera również prezentują się niczym smutny żart, woda jest pozbawiona głębi, a fale wywoływane przez bohatera lub wrogów nie prezentują oczekiwanej jakości.

undefined

Ciekawym tematem w przypadku najnowszej wersji Biomutanta jest globalne oświetlenie oraz cienie – sytuacja wygląda podobnie jak w przypadku przywołanego wcześniej Kingdom Come: Deliverance. Deweloperzy wyraźnie chcieli zaszaleć i czasami słońce upiększa scenę, a zarazem mamy okazję obserwować średniej jakości cienie, a innym razem cała sceneria została pozbawiona efektów – zabawnie wyglądają sytuację, gdy protagonista rzuca cień, a wszyscy jego rywale znajdujący się obok opierają się światłu. Nie mogę napisać, by ten element był szczególnie dopracowany w jakimkolwiek momencie, jednak „zaginiona” czarna poświata, która powinna znajdować się pod nogami oponentów, jest pewnym podsumowaniem tego, co deweloperzy musieli zrobić, by ten tytuł działał na sprzęcie Nintendo.

Pod względem grafiki Biomutant to zdecydowanie jeden z najgorszych portów przygotowanych w ostatnim czasie dla Nintendo Switcha. Tytuł już w pierwotnym wydaniu potrafił straszyć wyglądem przeciwników, a teraz bestie często prezentują się po prostu komicznie.

Regrywalność to największy atut produkcji

undefined

Biomutant niezależnie od wybranego urządzenia, błyszczy w przypadku regrywalności. W tym tytule od samego początku do końca podejmujemy wybory, które kształtują historię i choć pierwszy raz byłem „dobrym bohaterem”, to tym razem wcieliłem się w prawdziwego „bad boya”, co w ciekawy sposób wpłynęło na historię. Gracze mają także sporo opcji do wyboru w przypadku samego bohatera i choć pierwszy raz grałem klasą nastawioną na atak bezpośredni, to tym razem wcieliłem się w snajpera, co w połączeniu z innymi mutacjami, pozwoliło mi na duże poczucie świeżości.

Twórcy najnowszego wydania nie zapomnieli także o dodatkowej zawartości i recenzowany Biomutant otrzymał klasę najemnika. Teraz od premiery możemy wcielić się w postać, która będzie jednocześnie korzystać z dwóch broni – bohater otrzymał do jednej ręki klasyczną katanę, a do drugiej krótsze ostrza wakizashi.

Pomimo znaczących cięć w grafice, nie mogę napisać, by Biomutant nie oferował przyjemnej rozgrywki – historia jest nadal naciągana, jednak bieganie po świecie i obijanie kolejnych wrogów sprawia sporo frajdy. Tytuł będzie brzydką rozrywką, ale poziom zadowolenia będzie zależny od tego, jak bardzo możecie przymknąć oko na oprawę... czasami jest jednak bardzo trudno.

Ostateczność

Nintendo Switch w ostatnich tygodniach dorobił się kilku portów, które niektórzy mogą nazwać „cudami”, ale nie jest raczej sekretem, że takie przyjemności zainteresują głównie największych fanów platformy Japończyków. Biomutant dołącza do między innymi Kingdom Come: Deliverance, bo choć przygoda działa, oferuje świetną regrywalność i sam świat może zachęcić do poznawania przygody, to jednak ostatecznie na każdym innym urządzeniu, ten tytuł będzie wyglądał i działał lepiej.

Kolejny raz zastanawiam się, dlaczego deweloperzy nie zaczekali na nową platformę Nintendo, ale (napiszę to ponownie!) pozostaje mieć nadzieję, że Shuntaro Furukawa nie ma nic przeciwko wstecznej kompatybilności, a twórcy będą mogli wykorzystać potencjał nadciągającego sprzętu, by po prostu za sprawą aktualizacji upiększyć gry.

Ocena - recenzja gry Biomutant

Atuty

  • Bardzo duża regrywalność. Ten tytuł potrafi wciąż zaskakiwać,
  • Przyjemna walka znacząco uzależniona od wyborów i rozwoju postaci.

Wady

  • Jeden z najbrzydszych portów na Nintendo Switcha. Fatalna grafika,
  • 30 klatek? Niby tak, ale zdarzają się spadki.

Biomutant nie zaskakuje. Z jednej strony nie wierzyłem, że ten tytuł może działać na Nintendo Switchu, z drugiej nie mogę powiedzieć, by było to najprzyjemniejsze doświadczenie. Jest brzydko, ale można zagrać.
Graliśmy na: NS

Michał Porębski Strona autora
Pasjonat technologii, telekomunikacji, smartfonów i filmów science-fiction. Odbył staż w domach mediowych i portalach informacyjnych, a hobbystycznie zajmuje się zgłębianiem wiedzy o grach planszowych. 
cropper