The Elder Scrolls Online: Gold Road

The Elder Scrolls Online: Gold Road - recenzja i opinie o grze [PS5, PS4, XSX, XOne, PC]. Pozłacana przygoda?

Igor Chrzanowski | 30.06, 15:00

The Elder Scrolls Online: Gold Road rozszerza świat sieciowego hitu Bethesdy i ponownie zaprasza nas do Tamriel. Czy jednak warto skusić się na to zaproszenie? Tego oczywiście dowiecie się z naszej recenzji!

The Elder Scrolls Online obchodzi w tym roku swoje 10-lecie, co oznacza, że tegoroczne DLC do wielkiego MMORPG Bethesdy i ZeniMax Online Studios powinno być na swój sposób wyjątkowe. A nie ma co ukrywać, że po zeszłorocznym The Elder Scrolls Online: Necrom poprzeczka została zawieszona dość wysoko. Czy zatem Gold Road jest godnym zwieńczeniem 10 letniej historii ESO i przyciągnie do gry zarówno nowych jak i starych graczy?

Dalsza część tekstu pod wideo

Na rynku MMORPG-ów dzieje się w ostatnim czasie całkiem sporo, dlatego twórcy Gold Road musieli zmierzyć się nie tylko ze swoim poprzednim dokonaniem, ale również rynkowymi rywalami, którzy nie śpią i też serwują naprawdę pokaźne rozszerzenia. Zapraszamy do naszej recenzji The Elder Scrolls Online: Gold Road, z której dowiecie się dlaczego Bethesda i ZeniMax muszą się nieco zastanowić nad formułą ESO i jego przyszłością.

The Elder Scrolls Online: Gold Road - coś dla fanów Obliviona

The Elder Scrolls Online: Gold Road

Deweloperzy z ZeniMax Online Studios zdążyli nas już przyzwyczaić do tego, że każdy kolejny dodatek jest swego rodzaju osobną historią osadzoną w uniwersum The Elder Scrolls. Tym razem jednak mocno zaskakują, albowiem recenzowane dziś The Elder Scrolls Online: Gold Road jest bezpośrednim sequelem do zeszłorocznego The Elder Scrolls Online: Necrom, więc zanim zaczniecie ogrywać nową historię, upewnijcie się, że wiecie co się działo rok temu, bo bez tego możecie poczuć się nieco zagubieni. Tym razem historia jednak dotyczy dawno zapomnianej księżniczki frakcji Daedra, znanej pod imieniem Ithelia, o której wspominano nam już w poprzednim DLC. 

Teraz mamy okazję ją poznać, zobaczyć jej zamierzchłą przeszłość i spróbować opanować chaos jaki wytworzył się obecnie w Tamriel i regionie West Weald, który weterani serii mogą pamiętać z gry The Elder Scrolls IV: Oblivion. Fabularnie Necrom i Gold Road powiązane są przede wszystkim przez kilka powracających postaci takich jak Leramil the Wise czy Beragon, którzy to ponownie są całkiem fajnie odegrani, aczkolwiek bez jakichś super fajerwerków. Bez wdawania się w spoilery muszę jednak nadmienić, że w porównaniu do poprzednich DLC jak właśnie Necrom czy nawet High Isle, Gold Road ma dość średnio zrealizowany wątek główny.

Po pierwsze możecie poczuć się z niechęceni tym, że całość ma tylko 5 dużych zadań fabularnych, które są rozbite na kilka sub-questów każdy, więc realnie rzecz ujmując misji jest tak naprawdę z 10-12. Ale czy są to dobre, ciekawe i angażujące questy? Trochę już w to ESO pograłem i tak szczerze powiedziawszy Gold Road jest jednym z najnudniejszych dodatków do The Elder Scrolls Online. Przez większość czasu mamy do czynienia z zadaniami opartymi na schemacie pogadaj-przynieś-pogadaj-wynieś-zanieś-pogadaj, więc kręcimy się po tym świecie w lewo i prawo, co bywa szczególnie męczące gdy na przykład jesteśmy w małej lokacji. Jest jedno takie zadanko, gdzie siedzimy w takiej a'la karczmie i musimy pójść do każdego z budynków w kompleksie z osobna, za każdym razem wracając na pogaduszki do właściciela. Mnóstwo niepotrzebnego i upierdliwego backtrackingu. Oczywiście w późniejszej fazie zabawy robi się ciekawiej, ale wciąż nie jest tak fajnie jak chociażby w Necromie.

The Elder Scrolls Online: Gold Road - na to czekaliśmy 10 lat!

The Elder Scrolls Online: Gold Road - Ithelie

Oczywiście sam wątek główny nie jest jedyną atrakcją na jaką zwracamy uwagę w takich produkcjach jak The Elder Scrolls Online, a tak się składa, że narracyjne braki recenzowany The Elder Scrolls Online: Gold Road nadrabia poprzez szereg wprowadzanych nowości, na które czekaliśmy niekiedy nawet i od premiery gry. Najważniejszą nowością wprowadzoną wraz z tymże dodatkiem jest system Scribing, który w końcu pozwala nam na tworzenie autorskich nowych czarów, tak jak ma to miejsce w klasycznych single-playerowych odsłonach marki The Elder Scrolls. Scribing składa się tu z 3 elementów.

Najpierw wybieramy sobie bazowy Grimoire, czyli skill jaki chcemy rozwinąć. Dalej nakładamy na niego różne efekty z trzech głównych kategorii. Focus pozwala nam wybrać główną cenę zmiany, czyli to czy skupiamy się na obrażeniach magicznych, fizycznych, leczeniu bądź 21 innych opcjach. Dalej nakładamy Signature, czyli dodatkowy efekt pokroju bonus od Class Mastery, na koniec zaś dodajemy Affix, czyli na przykład protekcję, odwagę czy coś innego spośród 26 wszystkich Affixów. Całość kupujemy i łączymy wydając tak zwane Inks - jedna zmiana to 1 ink, więc stworzenie czaru wymaga 3 inków, ale jego dalsze modyfikacje mogą nas już kosztować znacznie mniej. Niestety jest w tym wszystkim jeden ogromny szkopuł.

Grind. Matko kochana, ile tego trzeba nagrindować, to ja nawet nie jestem sobie w stanie policzyć. Nie dość, że dostęp do samego Scribingu wymaga przejścia około 5 godzinnej serii dedykowanych side questów, z których niektóre trwają zaledwie po 5-10 minut. Każdą modyfikację, każdy Grimoire czy Affix trzeba zdobywać poprzez wykonywanie misji, zadań codziennych, czy na kilka innych sposobów, co w ogólnym rozrachunku może zająć naprawdę mnóstwo czasu. Na szczęście nic nie jest schowane za mikropłatnościami, więc za to ZeniMaxowi należy się plus. Dodatkowym bajerem jest też system kryjącym się pod nazwą Skill Styling, dzięki któremu możemy zmienić wizualne efekty naszych ataków, aby jeszcze bardziej dopasować grę do własnych preferencji. 

Pozostałe nowości to między innymi 12 osobowy rajd, kilka większych aktywności na mapie regionu West Weald, czy też nowa talia do karcianki Tales of Tribute. W cenie dodatku mamy zatem sporo zawartości, tylko niestety spora część z nich jest mało ciekawa, mało atrakcyjna i niezbyt fajnie wykorzystuje potencjał nowej lokacji. A ta jest naprawdę urocza - dżunglowe klimaty potrafią zachwycić, a do tego nowi przeciwnicy stanowią całkiem niezłe wyzwanie, choć oczywiście w granicach rozsądku. Atakujące nas rośliny, "gluty" czy zwierzęta dadzą wam w kość bardziej niż humanoidalni przeciwnicy. 

The Elder Scrolls Online: Gold Road - czy warto zagrać?

Reasumując The Elder Scrolls Online: Gold Road to dodatek, któremu jakościowo daleko do świetnego Necroma, ale nie jest to też najgorsze DLC ze wszystkich jakie otrzymało ESO przez te 10 lat. Deweloperzy muszą jednak zacząć zastanawiać się nad tym jak urozmaicić wykonywanie questów, bo nie można wiecznie opierać się na schemacie polegającym na wiecznych rozmowach i zasuwaniu od punktu A do B, aby coś tam sobie odkliknąć i znów wrócić na nic niewnoszącą i przydługą rozmowę. W tej formule ESO zaczyna pokazywać swój wiek i może to być niebawem problem dla utrzymania gry jako topowego MMORPG-a.

Ocena - recenzja gry The Elder Scrolls Online: Gold Road

Atuty

  • Nienajgorsza opowieść
  • Ładnie zaprojektowany świat
  • Tworzenie własnych czarów
  • Personalizacja ataków i efektów

Wady

  • Mocno powtarzalne zadania
  • Mało wykorzystany potencjał lokacji
  • Brak czegoś naprawdę imponującego
  • Mniej ciekawej zawartości niż zwykle
  • Sporo grindowania

The Elder Scrolls Online: Gold Road do najlepszych dodatków w historii gry nie należy i jest dobrym sygnałem dla twórców, że przydałaby się jakaś mała rewolucja.
Graliśmy na: PS5

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper