Twisters (2024)

Twisters (2024) - recenzja, opinia o filmie [WB]. Czarnoksiężnik z krainy Oklahoma

Piotrek Kamiński | 16.07, 21:00

Kilka lat po tym, jak olbrzymie tornado skutecznie zakończyło jej eksperyment wielką tragedią, młoda meteorolożka daje się namówić, aby raz jeszcze, tym razem z odpowiednim budżetem, stawić czoła rozrywającym Oklahomę na strzępy trąbom powietrznym.

Kiedy oryginalny "Twister" z Billem Paxtonem i Helen Hunt ukazał się na VHS, miałem może z dziewięć lat. Pamiętam, że w tak młodym wieku, film zrobił na mnie piorunujące wrażenie (ekhem, zmiótł mnie z powierzchni ziemi, ekhem) - do tego stopnia, że z jednej strony bałem się później przez jakiś czas burz, bo przyjdzie tornado i mnie porwie, a z drugiej wyobrażałem sobie jak bohatersko ratuję przed nim swoją ówczesną sympatię za pomocą tych ogromnych, 9 letnich muskułów. Wiem, kwas, że hej, ale z drugiej strony, mało który film robi tak mocne wrażenie, że pamięta się takie głupoty prawie trzydzieści lat później. Twórcy sequela mieli całkiem sporych rozmiarów buty do wypełnienia.

Dalsza część tekstu pod wideo

Piszę "sequela" chociaż, tak naprawdę, wbrew temuż co może sugerować tytuł, nie jest to wcale kontynuacja oryginału, a jego nowa, bardziej dzisiejsza technologicznie wersja. Nie znajdziesz tu żadnych bezpośrednich odniesień do wydarzeń czy postaci z oryginału - jedynie urządzenie znane jako "Dorotka" nazywa się i z grubsza chyba (jeśli pamięć nie myli) jest tym samym, ale nigdy nie mówią, że to z projekt jednej takiej babki sprzed trzydziestu lat, czy coś. To po prostu nowa wersja tamtego filmu, przystosowana do dzisiejszej widowni - co często (zwykle?) oznacza kłopoty. Ale nie tym razem!

Twisters (2024) - recenzja, opinia o filmie [WB]. Miłosny trójkąt bermudzki 

Cała trójka głównych bohaterów

Głównymi bohaterami filmu są wspomniana już meteorolożka, Kate (Daisy Edgar-Jones), jej dawny przyjaciel, a obecnie członek wyposażonej w najnowsze technologie grupy łowców tornad, Javi (Anthony Ramos) i lider rywalizującej grupy jeźdźców trąb powietrznych, ale o znacznie bardziej frywolnym, kowbojskim wręcz charakterze, Tyler (Glen Powell). Tematem jest oczywiście polowanie na tornada i kolejne próby ich zrozumienia i opanowania, ale wszystko to dzieje się na tle trójkąta miłosnego, który szybko zawiązuje się pomiędzy tą trójką.

Scenariusz Marka L. Smitha i Josepha Kosinskiego jest o tyle intrygujący, że cała trójka głównych bohaterów jest na swój sposób sympatyczna i mają niesamowitą chemię ekranową, więc świadomość, że ostatecznie tylko jeden ma szansę z Kate i nie tak trudno się domyślić, o którego dokładnie chodzi, potrafi być dosyć emocjonująca. Na szczęście scenarzyści nie uciekają się do żadnych chamskich, ekstremalnych trików, że to jakoś to wszystko ostatecznie poskładać, zamiast tego oferując całkiem przemyślany, satysfakcjonujący finał tego wątku. Ale to nie jedyny plus tej historii. Udało się znaleźć naprawdę solidny balans między elementami (pseudo)naukowymi, a totalnie niedorzecznymi. Po seansie ma się wrażenie, że dowiedziało się czegoś interesującego na temat tornad i tego, jak się formują, ale każdy taki bardziej "edukacyjny" moment oddzielony jest od następnego scenami komediowymi, dramatycznymi i... Fajnie wyglądającymi głupotami, w stylu: tornado rozrywa na kawałki całe domy, ale nie jest w stanie podnieść pickupa, w którym siedzą główni bohaterowie. Javi ma też w samochodzie przygotowaną prezentację, animowaną w 3D, którą w każdej chwili może puścić siedzącej obok Kate. Javi jedzie prostą droga, na otwartym, płaskim terenie, gdy nagle, "znikąd" wyjeżdża tuż przed niego auto Tylera. Cały film pełen jest tego typu głupotek, ale za każdym razem sprzedaje je na tyle poważnie - albo odwrotnie, kompletnie niepoważnie, że zupełnie nie przeszkadzają, za to sprawiają, że dwugodzinny seans mija jak z bicza trzasnął.

Twisters (2024) - recenzja, opinia o filmie [WB]. Stary kotlet, ale pysznie odgrzany

Jedziemy na tornada

Mówię kompletnie z pamięci, jako że nie oglądałem jedynki już od lat, ale z tego co pamiętam, tamtejsze efekty wizualne robiły wrażenie. Z dzisiejszą grafiką komputerową problem polega na tym, że artyści często nie mają odpowiednio dużo czasu ani funduszy, aby móc przygotować odpowiedniej jakości wizualizacje. Wie o tym również i Warner Bros, których zeszłoroczny "Flash" (skądinąd bardzo sympatyczny film), dosłownie straszył widzów plastikowym, nie spełniającym w żaden sposób dzisiejszych norm CGI. Tym razem jednak nie ma mowy o wpadce. Zarówno tornada, jak i latające na wszystkie strony samochody, dachy, pręty i inne rury wyglądają bardzo przekonująco. Ani razu przez cały film nie zauważyłem ujęcia, które raziłoby sztucznością - może to kwestia tego, że porywane w powietrze obiekty, które zwykle widzimy twardo dociśnięte do ziemi zawsze wyglądają dziwnie, nie wiem. Ewentualnie, jedynie scena w kinie była trochę surrealistyczna, ale to raczej nie kwestia efektów, a samego pomysłu na ujęcie, które ostatecznie udało się zrealizować w ciekawy, zapadający w pamięć sposób.

Być może największym problemem filmu jest fakt, że nie jest to w pełni oryginalna produkcja, a z grubsza tamta historia, ale przepisana na nowo, z paroma twistami, które docenią przede wszystkim fani oryginału. Nie zrozum mnie źle, to nie jest dosłownie ta sama historia, ale posiada z grubsza ten sam szkielet i kilka bardzo bezpośrednich odwołań. Powiedziałbym jednak, że przy odpowiednim nastawieniu jest to zaleta, a nie wada. W oryginale podążaliśmy za tymi bardziej "domowymi" łowcami tornad, którzy robią to z pasji, bez zaawansowanego sprzętu. Tu natomiast zaczynamy przygodę po drugiej stronie barykady, jako że Kate i Javi są sponsorowani przez grubą rybę rynku nieruchomości, a to konkurencyjni Tyler i jego ekipa chcą po prostu pomagać ludziom. Ten i inne kontrasty sprawiają, że film ogląda się z tym większym zainteresowaniem, im lepiej kojarzymy oryginalny "Twsiter".

W temacie kina rozrywkowego, ostatnimi czasy Glen Powell kosi konkurencję na całego. To już trzeci film z jego udziałem, o którym piszę w tym roku i jak na razie wszystkie trzy są absolutnie udane i warte uwagi. "Twisters" to esencja letniego blockbustera - z wyrazistymi postaciami, wartką akcją, odpowiednio zarysowaną warstwą emocjonalną (choć nie mogę powiedzieć, aby jakoś specjalnie mnie wzruszyła) i wątkiem romantycznym, którego rozwiązanie chce się zobaczyć. Regularnie jest się z czego pośmiać - zazwyczaj dlatego, że tak zaplanował to reżyser, Lee Isaac Chung, choć czasami i z powodu poziomu niedorzeczności tego, co dzieje się na ekranie. Bawiłem się bardzo dobrze i szczerze polecam seans wszystkim fanom kina rozrywkowego.

Atuty

  • Bardzo sympatycznie napisani, wiarygodni główni bohaterowie i ich relacja;
  • Sceny z tornadami robią wrażenie;
  • Potrafi rozbawić i podnieść poziom adrenaliny;
  • Masa smaczków dla fanów oryginału;
  • Wpadająca w ucho, południowa ścieżka dźwiękowa;
  • Przewidywalne, ale satysfakcjonujące zakończenie.

Wady

  • Podobna do oryginału struktura fabuły może zrazić część widowni;
  • Wątek sponsora, pana Riggsa, mógłby zostać nakreślony trochę bardziej wyraziście;
  • Niektóre sytuacje aż zbyt niewiarygodne, aby można było je traktować poważnie.

"Twisters" przepisuje i opowiada na nowo, w zmienionej formie, historię klasyka z lat dziewięćdziesiątych, ale robi to bardzo sprawnie, z dobrym wyczuciem mieszając elementy dramatyczne, komediowe, romantyczne i katastroficzne. Polecam.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper