Reklama
Tata z córką

Pułapka (2024) - recenzja, opinia o filmie [Warner Bros]. Nowy thriller M. Night Shyamalana

Piotrek Kamiński | 04.08, 20:00

Podczas wspólnego wypadu na koncert z córką Cooper zauważa, że po terenie i wszędzie dookoła kręci się więcej policji, niż można by się spodziewać. Udaje mu się dowiedzieć, że służby polują na niebezpiecznego mordercę, który ma się tam tego dnia zjawić. Nie daje po sobie poznać, ale jego serce zaczyna bić szybciej, a przez głowę przelatują setki myśli. To on jest tym poszukiwanym mordercą i musi jakoś wydostać się z tej pułapki.

"Nowe przeżycie w świecie M. Night Shyamalana" - dumnie głosi napis na górze plakatu reklamującego film. I co, to ma mnie zachęcić do wydania ciężko zarobionych pieniędzy na bilet? Nie wiem, czy pracuje obecnie w Hollywood bardziej przehype'owany reżyser/scenarzysta. Facet nakręcił dwa, na upartego trzy dobre filmy ćwierć wieku temu (pod warunkiem, że nie myślimy o nich za dużo, bo logicznie rozpadają się niemal natychmiast) i od tamtej pory wypluwa regularnie filmy, które w najlepszym wypadku można nazwać znośnymi, w najgorszym zaś kompletnymi katastrofami. Raz na jakiś czas uda mu się jednak zrobić coś na tyle przyzwoitego, że ludzie wciąż gdzieś tam mają nadzieję, że idąc na jego film, czeka ich dobra zabawa - z obowiązkowym końcowym twistem. Czy tym razem mu się udało, czy "Pułapka" jest tylko tym - sidłami zastawionymi na spragnionych rozrywki, naiwnych widzów?

Dalsza część tekstu pod wideo

Wbrew pozorom, jest to bardzo trudne pytanie. Gdyby ktoś mnie zapytał, czy to jest tak zwyczajnie dobry film, to bez dwóch zdań powiedziałbym, że nie. To bardziej reklama talentu wokalnego jego córki, Saleki, do której na szybko dopisał niedopieczony i nieprzemyślany wątek mordercy w potrzasku, niż inteligentny, porywający thriller. Skłamałbym jednak pisząc, że po drodze nie bawiłem się na nim całkiem nieźle, a seans, mimo zmęczenia, minął bardzo szybko. Jest tylko jeden haczyk: absolutnie, pod żadnym pozorem, kategorycznie nie wolno kwestionować logiki tego, co oglądamy. Bo tam nie ma żadnej logiki! Tak więc prawdziwe pytanie wygląda następująco: czy można polecić komuś zły film, jeśli czysto powierzchownie dobrze się go ogląda?

Pułapka (2024) - recenzja, opinia o filmie [Warner Bros]. Czarny charakter w roli głównego bohatera 

Cooper

Najciekawszym elementem filmu miał być fakt, że nasz główny bohater, Connor (Josh Hartnett) jest tak naprawdę czarnym charakterem, psychopatycznym, seryjnym mordercą bez sumienia. Mamy więc mały dysonans poznawczy, bo z jednej strony powinniśmy nim gardzić i życzyć mu zostania złapanym zanim znów zrobi komuś krzywdę, z drugiej jest on naszym głównym bohaterem, więc odrobinę z automatu wczuwamy się w jego rolę, zastanawiamy się jak może sobie poradzić z tą sytuacją może nawet mu kibicujemy. Mocny punkt wyjścia - przyznaję. Rzecz w tym, że Shyamalan w żaden sposób nie rozwija go ponad ten wstępny koncept. Nie dowiadujemy się niczego o Cooperze jako człowieku (poza jakimiś ogólnymi kliszami, w stylu: mama go biła), nie poznajemy metod jego działania, a jego niezwykły intelekt, tak często podkreślany przez genialną panią profilerkę z FBI (Hayley Mills), o której, nawiasem mówiąc, też nigdy niczego się nie dowiadujemy, można regularnie podawać w wątpliwość, bo jak na takiego przebiegłego mordercę, podejmuje kilka okrutnie głupich decyzji.

Zresztą nie on jeden. Praktycznie WSZYSTKIE postacie w tym filmie zachowują się kompletnie niedorzecznie. Od najmniejszych, najbardziej nieistotnych płotek, jak pracownik stoiska z koszulkami koncertowymi, który wiedząc, że szukają niebezpiecznego mordercy, którego rysopis pasuje do Coopera, wygaduje mu natychmiast tajne hasło, które sprawi, że odczepi się od niego ochrona, po czym zaprasza go na zaplecze, gdzie zostaną we dwóch zupełnie sami, bez kamer, ochrony, nikogo. Czysto powierzchownie jest to całkiem klimatyczna, pełna napięcia scena. Szkoda, że nie ma sensu. Podobnie zresztą jak cały plan FBI - mają bardzo ogólne rysopisy czterech, czy tam pięciu osób, na podstawie których chcą wyłowić mordercę z ponad trzech tysięcy uczestników koncertu płci męskiej. I to już tyle. Nie mają nic więcej! Zamierzali spojrzeć każdemu głęboko w oczy i zauważyć w nich winę czy jak? W drugiej połowie filmu pełnoprawną postacią staje się również piosenkarka, na której koncercie jesteśmy (wspomniana już córka Shyamalana) i w życiu nie zgadniesz - ona też nie używa mózgu zgodnie z przeznaczeniem.

Pułapka (2024) - recenzja, opinia o filmie [Warner Bros]. Magnetyczny Hartnett w świecie półgłówków

Córka reżysera

Jeżeli jednak jesteś w stanie zaakceptować fakt, że w policji i FBI pracują sami idioci, a Cooper co dwa kroki ma niewyobrażalne szczęście - po części wynikające właśnie z tego, że w policji i FBI pracują sami idioci - jeśli po prostu wczujesz się w klimat, to trzeba przyznać panu Shyamalanowi, że napięcie towarzyszy widzowi przez cały czas pobytu na terenie koncertu. Cooper miota się, sprawdza różne pomysły, szuka wyjścia, raz za razem napotykając kolejne przeszkody i musząc kombinować na gorąco, jak się z nich wydostać, a ponieważ to on jest, zasadniczo, tym złym, nigdy nie możemy mieć pewności, czy mu się uda, czy nie. Później jednak dzieje się coś, co przenosi nas poza teren koncertu i od tej pory, aż do napisów końcowych, jak bardzo bym się nie starał, nie jestem w stanie uwierzyć w wydarzenia na ekranie. Jedna głupota goni drugą, nic nie ma sensu, a częstotliwość występowania kolejnych problemów i promyków szczęścia, które pozwalają głównemu bohaterowi jakoś się z nich wyplątać, jest tak wielka, że film staje się wręcz lekko zabawny.

Od strony technicznej "Pułapka" może się podobać. Do gustu przypadły mi w szczególności ładnie płynące od jednego punktu zainteresowania do drugiego ujęcia - jest w nich pewien rytm, pewna gracja, jak kiedy blisko początku Cooper obserwuje ustawioną gęsto ochronę, kamera z wolna przesuwa się w prawo, po czym w kadr wpada jego córka, Riley (Ariel Donaghue), przejmując jego uwagę. Przechodzi z prawej na lewą, a kamera, siłą rzeczy, podąża za nią, ku bramkom biletowym i tytułowej pułapce. Trochę zaskoczyły mnie bardzo specyficznie skadrowane sceny dialogowe, z kamerą ustawioną centralnie naprzeciwko rozmówcy. Zakładam jednak, że miało to zwiększyć dyskomfort odczuwany przez widza, w końcu obcujemy z psychopatycznym mordercą, udającym jedynie emocje i przyjazne nastawienie. W moim przypadku zadziałało. Hartnett w ogóle jest głównym spoiwem, jakkolwiek trzymającym cały ten projekt w kupie. Potrafi bardzo płynnie przechodzić między typowym tatą, który robi wiochę swojej nastoletniej córce, skupionym na zadaniu profesjonaliście i totalnym świrem, który może eksplodować przemocą w każdej chwili. Oglądanie jak grunt pali mu się pod nogami i już nawet jego córka zaczyna zauważać, że tata zachowuje się jakoś nieswojo, daje dużo satysfakcji. Niestety, z gówna bicza nie ukręcisz, jak to mówią, więc i on nie jest w stanie uratować co bardziej tragicznych kwestii, autorstwa Shyamalana. To w jaki sposób on i reszta postaci się wypowiada, jak reagują na to inni, woła o pomstę do nieba! Jakim cudem nikt nie zauważa, że coś jest z nim bardzo nie tak, jest ponad moje pojmowanie. Ale to nieważne, bo młoda panna Shyamalan mogła napisać i wykonać przed kamerą kilka piosenek. "Tato, chciałabym być piosenkarką!", krzyknęła zapewne któregoś dnia. "Potrzymaj mi chai", odparł spokojnie Shyamalan, po czym w pół godziny napisał scenariusz i zadzwonił do agentki żeby zaczęła szukać aktorów. Mogło tak być!

"Pułapka", prócz bycia absolutnie niedorzeczną intrygą i bezczelnym przykładem hardkorowego nepotyzmu, jest przede wszystkim festiwalem straconych okazji. Sam pomysł, sama koncepcja jest ciekawa, lecz należałoby ją dopracować, przemyśleć, udoskonalić. Tymczasem mam wrażenie, że M. Night usiadł, napisał wstępny szkic fabuły i... Na tym zakończył proces twórczy. Profilerka FBI praktycznie nie jest nawet postacią, a jedynie niedoprecyzowanym nośnikiem informacji o mordercy. Relacja Coopera z rodziną miała gigantyczny potencjał na prawdziwie dramatyczne sceny i dialogi, zamiast których dostaliśmy jedzenie placka. Dosłownie. Bohaterowie filmu zachowują się jakby nie potrafili używać mózgów, plan FBI jest komicznie wręcz głupi, pomysły Coopera działają tylko dzięki olbrzymiej ilości farta. Tak więc, odpowiadając na zadane wcześniej pytanie: nie, nie jestem w stanie polecić ci tego filmu, nawet mimo tego, że jest to całkiem skuteczna, bezmózga rozrywka. Stężenie absurdów zwyczajnie nie pozwala mi traktować go w kategorii poważnego kina.

Atuty

  • Hartnett niczym kameleon, zmienia się nie do poznania od sceny do sceny;
  • Potrafi trzymać widza w napięciu;
  • Pojedyncze ciekawe sceny;
  • Intrygująca praca kamery.

Wady

  • Niemożliwie głupie, kompletnie pozbawione wiarygodności zachowania WSZYSTKICH bohaterów filmu;
  • Słabsza druga połowa filmu;
  • Szczęście jako główny motor napędowy fabuły;
  • Niewykorzystany potencjał postaci i koncepcji fabuły.

"Pułapka" to bardzo pasujący tytuł. Myślisz sobie, że idziesz na inteligentny film o pojedynku umysłów, zabawie w kotka i myszkę, w której stawką jest życie, podczas gdy w rzeczywistości dałeś się nabrać, bo to tylko M. Night Shyamalan pomaga córce zrobić karierę, kosztem czasu i talentu Josha Hartnetta.

4,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper