Star Wars Bounty Hunter

Star Wars: Bounty Hunter (PS5) - recenzja i opinia o grze [PS4,PS5,XSX, Switch, PC]. Dobry remaster słabej gry

Krzysztof Grabarczyk | 10.08, 16:26

Jango Fett czekał na tę chwilę ponad 20 lat. Samozwańczy ojciec legendarnego Bobby Fetta, a faktycznie ojczysty klon pojawił się w drugim epizodzie nowej trylogii Lucas'a. Studio Lucas Arts postanowiło napisać dedykowaną postaci Jango Fetta historię, by przedstawić za pośrednictwem Star Wars: Bounty Hunter. Produkcję udostępniono na PlayStation 2 oraz Nintendo GameCube. Jej medialny rodowód bardzo szybko wygasł, ponieważ nie była to gra przebojowa. Po 22 latach Aspyr Media znane z odświeżania gier z początków lat 2000. opublikowało zremasterowaną wersję tej gry przygodowej nakierowanej na pokonywanie kolejnych etapów, aby dopaść cel i dostarczyć z powrotem - żywy lub martwy. Zapraszam do recenzji. 

Aspyr Media wsławiło się całkiem niedawno dzięki udanej odświeżonej trylogii z udziałem Lary Croft. Przyszła zatem kolej na Star Wars: Bounty Hunter. Zanim przejdę do wydania opinii, zaproszę Was na skromną lekcję historii. W 2001 roku Lucasfilm zażyczyli sobie zrealizowania gry opisującej losy Jango Fetta. Zarząd giganta wierzył, że dzięki zbliżającej się premierze Gwiezdne Wojny: Atak Klonów uda się porządnie zarobić na wydaniu nowej gry. Deweloperzy natychmiast przystąpili do prac. Z uwagi na techniczne rozbieżności pomiędzy platformami docelowymi - PlayStation 2 oraz GameCube, Bounty Hunter otrzymało inną wersję silnika graficznego dla danej konsoli, aby wykorzystać zalety każdego ze sprzętów. W marcu 2001 roku zaprezentowano wydawcy gotową już dokumentację gry. Prace ruszyły pełną parą. Deweloperzy otrzymali wgląd do scenariusza nadchodzącego filmu. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Star Wars: Bounty Hunter nie porwało publiczności. Media zgodnie określiły produkcję mianem przeciętnej i o grze szybko zapomniano. Teraz dzięki Aspyr Media mamy okazję, aby przyjrzeć się Star Wars: Bounty Hunter po latach z zupełnie nowej perspektywy. Po uruchomieniu natychmiast idzie wyczuć ten wajb ery PS2. Prawdopodobnie deweloper wykorzystał kod źródłowy z konsoli Sony, aby przenieść grę na współczesne platformy. Udało im się całkiem dobrze. Aspyr poprawiło sterowanie czyniąc je o wiele bardziej przystępniejszym. Oprawa graficzna przeszła mocny lifting, choć nie naruszono scen przerywnikowych, które rażą niską rozdzielczością. Wiemy jednak, że na tę przypadłość cierpi większość odświeżonych wydawnictw. 

Star Wars: Bounty Hunter - żywy lub martwy

 

undefined

W recenzowanej grze opowieść umieszczono dziesięć lat przed wydarzeniami z Ataku Klonów. Hrabia Dooku kontaktuje się z naszym protagonistą, aby ten na jego zlecenie systematycznie pozbywał się wrogów Imperium na czele z pewnym Mrocznym Jedi. W nagrodę Jango Fett otrzymałby aż pięć milionów kredytów. Jak przystało na łowcę nagród, Fett nie zastanawia się ani chwili dłużej. Oczywiście pozostaje nieświadomy podstępu po stronie samego Imperatora, który nie tylko wyeliminuje wrogów, lecz zyska cenny materiał do produkcji klonów. Pomimo starań scenarzystów trudno uznać grę za element kanonu. Fabułę napisano tylko dla ozdoby filmu i nie jest brana pod uwagę jako stały element uniwersum Gwiezdnej Sagi. Dialogi są bardzo sztampowe, a sam Jango Fett to bardzo zero-jedynkowy bohater, pozbawiony charyzmy Bobby Fetta, choć jest przecież jego archetypem. 

Mechanika rozgrywki, podobnie jak cut-scenki pozostała nienaruszona przez Aspyr. Studio skupiło się na jakości technicznej samej gry. Wspominałem już o poprawionym sterowaniu. W ustawieniach gry znajduje się kilka schematów, z których można wyselekcjonować zestaw przycisków adekwatny do współczesnych strzelanin. Star Wars: Bounty Hunter ma w sobie bardzo niewiele z gry przygodowej. Nie liczcie na narrację w stylu Ostatniego Jedi. To produkcja z większym stażem historycznym, i choć postarano się ją wysterylizować z archaizmów - one i tak tutaj są. AI wrogów zakrawa na żart, a starcia są bardzo powtarzalne i po prawdzie każdy poziom wygląda identycznie. Problem oryginalnej wersji leżał w projektowej repetycji lokacji. Są one rozgległe i puste. Od czasu do czasu natrafimy na tokeny do zebrania i życiodajne fiolki, lecz na tym koniec. 

Recenzowane Star Wars: Bounty Hunter udowodniło, że nawet gra pochodząca z wczesnej ery PS2 może się poprawnie prezentować dzięki nowemu oświetleniu, ostrzejszym teksturom i lepszej wydajności. Na tym głównie skupił się deweloper. Jango dostał nawet latarkę, co miejscami ułatwia zwiedzanie zaciemnionych lokacji. Nie zapomniano o klasycznym wizjerze, który teraz na chwilę spowalnia czas podczas identyfikacji celów. No właśnie, i tutaj pojawia się cały problem oryginalnej edycji, który niestety doskwiera pozytywnej ocenie tego remastera. W Star Wars: Bounty Hunter możemy opcjonalnie pojmać lub zabić cel. Dzięki przywołanemu wizjerowi identyfikujemy cel i decydujemy co zrobić - związać linką czy wyeliminować. Aby skompletować grę na 100% należy zidentyfikować każdego NPC na drodze, co czyni i tak monotonną rozgrywkę szalenie frustrującą. 

Star Wars: Bounty Hunter - zapomniany łowca

W recenzowanej grze wisi więcej wad niż zalet. Błędów twórców oryginału nie dało się przebudować. Poziomy nudzą, a jedyne co zapamiętałem to odcienie brązu lub szarości, bo w takich barwach głównie występuje produkcja. Star Wars: Bounty Hunter pozwala na dobywanie nowych broni, lecz korzystałem i tak z podstawowej pary blasterów, które mają nieskończoną ilość pocisków, jak dwa pistolety Lary Croft. Wkrótce dochodzi Jet Pack, lecz jednoczesne manewrowanie i wymiana ognia to katorga, nawet z poprawionym sterowaniem. Postać może celować zupełnie manualnie lub przez auto-aim, co korzystniej wpływa na wykonywanie uników. Same poziomy są bardzo krótkie i produkcję można ukończyć w kilka godzin. Wątpię jednak, aby ktokolwiek poza naprawdę oddanymi maniakami Gwiezdnych Wojne dotrwał do finału tej sztampowej historii. 

Star Wars: Bounty Hunter spełnia swoje zadanie w kategorii remastera. Trudno odmówić Aspyr brak zaangażowania. Graficznie jest całkiem znośnie i poruszanie się w lepszej wydajności pozytywnie wpływa na odbiór. Niestety, to gra zepsuta już na starcie i nigdy nie była w stanie przebić się do topowych list przebojów. Grę polecam wyłącznie najwierniejszym fanom uniwersum, ponieważ reszta graczy nie dostrzeże w niej nic poza archaiczną rozgrywką. Owszem, produkcja ma swój klimat, bo ewidentnie widać w niej tamtą epokę, gdy filmowa saga czekała na swoje uzupełnienie, a zjadacze popkultury czekali na nowe gry bazujące na licencji. Star Wars: Bounty Hunter chciało być oryginalne, być czymś więcej niż tylko adaptacją. Udało się połowicznie. Nawet najlepszy remaster tego nie zmieni. Grę należałoby przebudować od podstaw. Pomimo tego, warto podziękować Aspyr za starania. 

Ocena - recenzja gry Star Wars: Bounty Hunter

Atuty

  • Solidne odświeżenie
  • Muzyka
  • Uzupełnione schematy sterowania

Wady

  • Monotonna rozgrywka
  • Zerowe AI wrogów
  • Sztampowy scenariusz
  • Frustrujące, źle zaprojektowane etapy

Star Wars: Bounty Hunter próbuje coś złowić po dwóch dekadach. Trudno zarzucić Aspyr Media brak rzetelności. Widać, że czuwano przy każdym metrze kwadratowym produkcji, aby grę doprowadzono do poprawnego stanu. Niestety, jej koncepcyjne, oryginalne błędy wymagają czegoś więcej niż tylko graficznej kosmetyki. Plus za starania. Tylko dla największych fanów.
Graliśmy na: PS5

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper