Miasteczko Salem (2024) - recenzja filmu [max]. Gdzie jest Blade, kiedy go potrzebują?!

Miasteczko Salem (2024) - recenzja, opinia o filmie [max]. Gdzie jest Blade, kiedy go potrzebują?!

Piotrek Kamiński | 25.09, 21:00

Uznany pisarz wraca do rodzinnego miasteczka w stanie Maine, ale nie tylko on postanawia zapuścić tam swoje korzenie. Jest jeszcze Barlow, stary wampir, planujący wyssać do cna wszystkich mieszkańców Salem's Lot. Miejsca wystarczy jednak tylko dla jednego z nich...

Wysiliłem się na głupi wstęp, ponieważ staram się dostosować do materiału. Podkreślałem to już tysiąc razy i podkreślę raz jeszcze, że absolutnie nie trawię Stephena Kinga, kiedy pisze grozę. "Misery" dobrze się czytało, ale to dlatego, że nie ma w niej niczego nadprzyrodzonego. "Zieloną milę" bardzo lubię, bo to nie horror, a "Skazani na Shawshank", mimo że nie tak dobrzy jak film, są absolutnie wciągającą, krótką opowiastką, którą można machnąć i w jeden dzień, jeśli się człowiek dobrze wciągnie - czego tu nie lubić? Ale to już z grubsza wszystko, do czego mam słabość od tego autora. Ma bardzo lekkie pióro, trzeba mu to przyznać, ale jego pomysły nie robią na mnie wrażenia, zakończenia rzadko kiedy są jakkolwiek satysfakcjonujące, a postacie repetytywne i mało wiarygodne.

Dalsza część tekstu pod wideo

Może jednak jestem trochę niesprawiedliwy. W końcu oryginalne "Miasteczko Salem" było zaledwie drugą książką w karierze pana Kinga (po "Carrie") i wydano ją w 1975 roku. Nawet mój starszy brat miał ledwie roczek. Wtedy książki pisało się odrobinę inaczej, a i wrażliwość czytelnika stała na zupełnie innym poziomie. To, co straszyło ludzi 50 lat temu, niekoniecznie przestraszy dzisiejszego odbiorcę i, być może, mógłbym mieć to na uwadze. Ja jednak jestem zdania, że jeśli dana historia zestarzała się i nie spełnia już swojego zadania, to nie ma sensu ładować w nią pieniędzy, aby kręcić na jej podstawie kolejną, nieudaną adaptację.

Miasteczko Salem (2024) - recenzja, opinia o filmie [max]. Typowy King, ale na podglądzie

Nawiedzony dom na wzgórzu

Fabularnie jest to rzecz bardzo typowa dla Kinga - czyli minimum wyjaśnienia, garść bohaterów z ich pomniejszymi perypetiami i w końcu starcie z przeciwnikiem. Film otwiera scena, w której pan Straker (Pilou Asbæk), do spółki z jeszcze jedną osobą, wnosi do domu coś ciężkiego. Mało co widać, pełna tajemniczość, nie wiadomo o co chodzi. Jak się później okaże, to już cała historia Barlowa (Alexander Ward), głównego wampira nękającego Salem's Lot, na jaką możemy liczyć. To częsty problem tych kingowskich opowieści grozy - najstraszniejsze jest to, czego nie znamy, więc po co silić się na jakieś, jakiekolwiek wyjaśnienia? Przyniósł sobie facet wampira, to przyniósł! Po co drążyć temat?!

Następnie poznajemy naszego bardziej głównego bohatera, kolejną typową dla tego autora postać, czyli pisarza, Bena (Lewis Pullman), będącego analogiem samego Kinga. Wrócił do Maine szukać inspiracji do swojej następnej książki, nie spodziewając się, że w pierwszej kolejności odnajdzie miłość w postaci uroczej Susan (Makenzie Leigh), która mimo bycia fanką i całej tylnej okładki zapchanej wielkim zdjęciem autora, dała radę go nie rozpoznać. Później następuje okrutnie długi środek filmu, w którym nasi bohaterowie poznają kogoś, a Barlow kogoś zabija. Tempo tych wydarzeń jest okrutnie wręcz powolne, ale być może nie będzie aż tak złe dla osób nie znających się na wampirach lub całą swoją wiedzę czerpiących z grafomańskich wypocin Stephanie Meyer, ponieważ jest to zasadniczo powolne rozpracowywanie tego, z czym bohaterowie mają do czynienia, jakie są jego słabości, ma co trzeba uważać. A ponieważ wampir Kinga jest najbardziej klasyczną interpretacją nosferatu ever, obcykany w temacie widz tylko siedzi i czeka, aż coś zacznie się dziać. I czeka... To taki paradoks, kiedy film jest jednocześnie za długi i za krótki. Skróciliby go, to miałby lepsze tempo, ale nie za bardzo trzymał się kupy (nie żeby teraz się trzymał), wydłużyliby go, to byłby zdecydowanie za długi, ale może chociaż przy tym też bardziej kompetentny fabularnie, z lepiej nakreślonymi postaciami i wiążącymi ich relacjami.

Miasteczko Salem (2024) - recenzja, opinia o filmie [max]. Ma swoje momenty, choć niewiele

Za oknem

Nie jest jednak tak, że w filmie zupełnie nic się nie dzieje. Pan Barlow jest bardzo skutecznym myśliwym, regularnie przekręcającym na swoją stronę kolejnych mieszkańców Salem's Lot - w tym maksymalnie jedenastoletnie dzieci. Odpowiedzialny za scenariusz i reżyserię Gary Dauberman, który ma na koncie już kilka adaptacji dzieł Kinga, nie bierze w tym temacie jeńców i bez mrugnięcia okiem pokazuje wgryzanie się w małe ciałka, które później leżą jakiś czas bezwładnie, blade i zimne, zanim wstaną, by to samo robić innym niewinnym duszom. Unoszące się w powietrzu kurduple o świecących oczach są może odrobinę upiorne, ale zupełnie tracą moc, kiedy uzmysłowić sobie, że są praktycznie bezsilne, dopóki samemu nie wpuści się ich do środka.

Efekty wizualne stoją na podobnym poziomie, co aktorstwo - ujdą. Od czasu do czasu potrafią nawet zrobić wrażenie, jak kiedy jedna z postaci jest "ciągnięta" telekinetycznie przez Barlowa, wpada na ścianę, do której jest brzybita, jakby grawitacja przestawiła się jej o 90 stopni, po czym wampir wciąga ją do siebie przez otwarte na szeroko drzwi. Częściej jednak straszą widza zabawnie świecące oczy wampirów i okrutnie tanie cgi palącego się ciała. Nie jest może dosłownie źle, ale dobrze też nie. Nie w 2024 roku. 

Relacje między postaciami są płaskie jak papier, najbardziej dojrzała i ogarnięta postać w całym filmie ma 11 lat (też standard u Kinga), a skrótowy charakter filmu sprawia, że regularnie nie zdążysz jeszcze dobrze poznać postaci, a ona już leży martwa - z kompletnym brakiem reakcji emocjonalnej ze strony widza. Motywy straszące są nieskuteczne, a zakończeniu daleko do satysfakcjonującego. Taka, mówiąc krótko, jest nowa wersja "Miasteczka Salem". Jeśli jesteś totalnym laikiem w temacie horrorów albo masz 12 lat, to jest jakaś tam szansa, że będzie to film, który zrobi na tobie wrażenie. Na mnie nie zrobił żadnego.

Film ląduje na max już za tydzień, trzeciego października.

Atuty

  • Pojedyncze klimatyczne sceny;
  • Czysto powierzchownie, całkiem nieźle dobrana obsada...

Wady

  • ...szkoda, że zupełnie niewykorzystana;
  • Kiepski zarysowane postacie;
  • Chaotyczna fabuła z nijakimi czarnymi charakterami;
  • CGI deczko poniżej standardów;
  • Nierówne tempo i klimat.

"Miasteczko Salem" w wersji Daubermana nie jest dobrym filmem. Fabuła jest chaotyczna, postacie nijakie, a sceny z wampirami za krótkie i zbyt oklepane, aby faktycznie przestraszyć, czy choćby wrzucić ciarki na plecy. Nada się jako pierwszy horror dla dzieciaków, ale dorośli fani gatunku nie mają tu czego szukać.

4,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper