Diablo 4 Vessel of Hatred – recenzja i opinia o dodatku [PS5, Xbox, PS4, PC]. Nowy początek
To był burzliwy rok na serwerach najnowszej gry Blizzarda. Twórcy jednak chcą rozpocząć „nowy początek” w Diablo 4 za sprawą dodatku Vessel of Hatred. Czy warto zainteresować się zawartością już w dniu premiery? Przeczytajcie naszą recenzję.
Rekordowe zainteresowanie zawsze wiąże się z wielką odpowiedzialnością. Trudno zadowolić miliony graczy, o czym bardzo dobitnie przekonali się twórcy Diablo 4, którzy czasami nie do końca wiedzieli, jaka zawartość wywoła pozytywne reakcje. Blizzard w ostatnich miesiącach doszedł jednak do porozumienia z fanami, rozpoczął proces przemyślanej rozbudowy i rozwoju produkcji, czego potwierdzeniem ma być najnowszy sezon zawartości oraz debiut Vessel of Hatred.
Już ostatnie aktualizacje nadały Diablo 4 powiewu świeżości, ponieważ deweloperzy zaczęli wykorzystywać informacje zwrotne od najbardziej zagorzałych fanów i przebudowywać podstawy gry. Jestem jednak przekonany, że największe zmiany dopiero nadciągają i zadebiutują razem z recenzowanym Diablo 4 Vessel of Hatred. To prawdziwy nowy początek.
Pan Nienawiści
Akcja Diablo 4 Vessel of Hatred rozgrywa się tuż po zakończeniu podstawki. Neirela, dzierżąc potężny Kamień Duszy, zaginęła, a naszym zadaniem jest jej odnalezienie. Bohaterka nie do końca zdaje sobie sprawę ze swoich czynów, a jej działania mogą sprawić, że jeden z siedmiu Najwyższych Złych, członek Mrocznej Trójcy i zarazem Pan Nienawiści, pojawi się w Sanktuarium. Wszyscy mają pełną świadomość, że Neireli trudno będzie zakończyć odwieczny konflikt nieba z piekłem, a cała fabuła dodatku koncentruje się właśnie na niej, Kamieniu Duszy i nadciągającym przeciwniku.
Nie chcę za mocno wchodzić w szczegóły, jednak muszę przyznać, że recenzowany Diablo 4 Vessel of Hatred do pewnego momentu odznacza się naprawdę dobrze prowadzoną i intrygującą historią. Wszystko dzięki umiejscowieniu wydarzeń – dodatek rozgrywa się w Nahantu, ojczyźnie spirytystów, która znajduje się tuż pod znaną w podstawce mapą. Nowy teren jest spory, a podczas rozgrywki możemy bardzo swobodnie wracać na stare śmieci, co w pewnym stopniu wymusza na nas historia. Jeśli ukończyliście kampanię z 2023 roku, to tym razem będziecie mogli poznać wyłącznie nowy wątek, a to zapewne będzie najdogodniejszą opcją dla graczy, którzy nie zamierzają ponownie biegać za Córką Nienawiści.
Na początku Diablo 4 Vessel of Hatred protagonista zostaje mocno ranny, lecz natrafia na pomocnika, który będzie mu towarzyszył przez kilka godzin – dzięki niemu poznajemy wszystkie podstawy nowego świata. To Eru oferuje wsparcie i pomaga w poszukiwaniu Neireli – postać odgrywa bardzo ważną rolę na samym końcu. Choć zakończenie może zaskoczyć osoby, które znają realia tego uniwersum, to muszę przyznać, że do pewnego etapu z nieukrywaną przyjemnością śledziłem wydarzenia. Dużym atutem fabuły jest na pewno samo prowadzenie akcji, ponieważ scenarzyści za sprawą opowieści przedstawiają region, nową klasę, zarysowują głównych przeciwników i pozwalają lepiej poznać towarzyszy.
Blizzard, realizując Diablo 4 Vessel of Hatred zrozumiał jednak, że przygotowana zawartość nie zapewni 20 godzin rozgrywki, więc ekipa wpadła na pomysł, który jest, lekko mówiąc, piekielnie męczący. Po bardzo ważnej dla fabuły walce musimy zebrać wsparcie, więc wykonujemy kilka zadań pobocznych, by znaleźć sojuszników, co w zasadzie nie jest złe i specjalnie zaskakujące. Później jest jednak tylko gorzej. Deweloperzy zmuszają graczy do zbierania upiornych przysług, otwierania Udręczonych Darów czy też zgładzenia Krwawej Pannicy, by tylko i wyłącznie wydłużyć rozgrywkę i sprawić, że na rozszerzenie będzie trzeba poświęcić więcej czasu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby tego typu zadania zostały odpowiednio wplecione w fabułę, ale jest zupełnie inaczej – otrzymujemy krótki komunikat, że nasza postać potrzebuje się wzmocnić i następnie przez kilkadziesiąt minut biegamy po świecie, zbierając kolejne punkty, by móc otworzyć skrzynkę i pchnąć wydarzenia odrobinę do przodu. Grając miałem wrażenie, że zespołowi po prostu zabrakło czasu na zrealizowanie nawet podstawowych pomysłów, więc wykorzystali mechaniki znane z Diablo 4, by zwiększyć czas gry.
I pewnie nie byłoby w tym nic złego, ale główny wątek z Diablo 4 Vessel of Hatred ma wprowadzić gracza w end-game, więc deweloperzy zapraszają wojowników do Dołów, by zainteresowani przeskoczyli na wyższy poziom trudności. Bohaterowie ponownie muszą biegać po lochach, walczyć z przeciwnikami na czas, by poprawiać możliwości postaci i niepotrzebnie zostało to na siłę dorzucone do wydarzeń. Przez decyzję projektową zakończenie rozszerzenia jest trochę rozmyte i nie kończy się wyczekiwanym starciem – Blizzard wyraźnie zostawił sobie furtkę do rozbudowania historii przez sezonową zawartość.
Facet z lasu ze zwierzakami
Potomkowie starożytnej cywilizacji i rdzenni mieszkańcy dżungli Nahantu to nowa klasa w Diablo 4 Vessel of Hatred. Deweloperzy nie zdecydowali się sięgnąć po jedną ze znanych i docenionych przez graczy specjalizacji, co na początku nie bez powodu zostało negatywnie odebrane przez niektórych członków społeczności, ale ostatecznie muszę przyznać, że spirytyści to bardzo rozbudowana i ciekawa propozycja.
Wojownicy wykorzystują moc Duchowych Strażników, którzy symbolizują ich relacje z naturalnym światem. Tym samym gracze otrzymują cztery żywioły i od początku mogą wybrać jedną z dróg, by czerpać moc ze zwierzęcia lub po prostu łączyć kombinacje, by stworzyć jak najbardziej efektowne ataki. Spirytyści mogą korzystać z potęgi Jaguara i postawić na agresywne-ogniste uderzenia odznaczające się szybkością. Goryl sprawdza się w sytuacjach, gdy potrzebujemy większej obrony, ponieważ specjalizuje się w blokowaniu i redukcji obrażeń. Skolopendra stawia na osłabianie i zatruwanie wrogów, natomiast Orzeł koncentruje się na błyskawicach i szybkich ciosach.
Podczas przedpremierowych testów wypróbowałem różnorodne buildy i przy moim stylu rozgrywki najlepiej odpowiadało mi męczenie wrogów poprzez trucizny. Przerośnięty stawonog z impetem wpada na lokację, pluje na wrogów, by jednocześnie leczyć spirytystę i męczyć przeciwników kolejnymi atakami z toksyną. Pozytywne wrażenia sprawiają wszystkie dynamiczne akcje, podczas których bohater ciśnie kolejne demony i przygląda, jak wszyscy po chwili giną – trucizna jest niezwykle skuteczna i dzięki przemyślanemu wykorzystaniu umiejętności możemy zadbać o mocne combosy.
Spirytysta w moich rękach był nastawiony na bardzo bezpośrednie i dynamiczne akcje, ale warto odnotować, że deweloperzy zapewnili Komnatę Duchów, dzięki której znacznie łatwiej jest mieszać zdolności i dbać o niektóre umiejętności innych Duchowych Strażników. Jestem naprawdę ciekawy, jak społeczność wykorzysta różne zestawy, by ostatecznie stworzyć jak najskuteczniejsze wsparcie w trakcie walki.
Grając w recenzowane Diablo 4 Vessel of Hatred na początku nie potrafiłem się odnaleźć i czegoś mi brakowało w spirytyście. Tak naprawdę dopiero około 20-25 poziomu zacząłem dobrze się bawić, w międzyczasie wypróbowałem szereg różnych taktyk, celując w te, które najbardziej pasowały do mojego stylu gry. Przyjemnie korzystało mi się z mocy goryla, ponieważ bohater staje się prawdziwym czołgiem i nie ma problemów z przyjmowaniem na klatę nawet kilkunastu wrogów, ale z drugiej strony jego ataki nie są aż tak skuteczne. Znacznie lepiej wypadają moce jaguara, jednak czerpiąc garściami z tego strażnika nie możemy liczyć na skuteczną obronę. Kombinowałem, szukałem najlepszej opcji i ostatecznie postawiłem na trucizny.
W ekipie raźniej?
Diablo 4 Vessel of Hatred to nie tylko nowa opowieść i kolejna klasa. Twórcy wsłuchali się w opinie graczy i przygotowali najemników, którzy nieźle zostali wprowadzeni do historii – przez niemal całą rozgrywkę mamy okazję współpracować z dwoma osobami i w zasadzie jedna jest wykorzystywana jako nasz towarzysz.
Najemników jest tak naprawdę czterech – pierwszy dołącza do nas podczas głównego wątku, pozostałych rekrutujemy w pobocznych zdaniach, które w pewnym momencie są niezbędne do wykonania, by móc kontynuować główny wątek. Misje nie są specjalnie rozbudowane, a szczególnie przypadła mi do gustu historia „Przeklętego Dziecka” - aż żałowałem, że był to tylko poboczny quest i nie możemy bliżej poznać Aldkina. W grze pojawiła się nowa lokacja, gdzie mamy okazję rozmawiać z towarzyszami broni oraz rekrutować ich do zadań – zawsze może z nami biegać jedna postać, a druga jest używana jako wsparcie podczas wykorzystywania konkretnych (wybranych) umiejętności.
Towarzysze są w pewien sposób ograniczeni. Gracze nie mogą ingerować w ich sprzęt, zapewniając lepsze zabawki, ale zamiast tego najemnicy zdobywają punkty doświadczenia i zdolności. Studio opracowało skromne drzewka zdolności, które poniekąd pozwalają wybrać, w czym partner ma się specjalizować. Każdy posiada oczywiście inne skille, ponieważ na liście znajduje się tarczownik, berserkerka, łowca nagród oraz wspomniane Przeklęte Dziecko. W trakcie rozgrywki brakowało mi większej swobody w zmianie wyglądu czy broni postaci, ale ciekawą opcją są wymiany handlowe. Gracz, pogłębiając sojusz z wybranym protagonistą, może zawierać z nim umowy, by otrzymywać atrakcyjne przedmioty.
Podziemia, runy, Tułacz i Mroczna Cytadela
Wśród ciekawych nowości zintegrowanych z głównym wątkiem chciałbym jeszcze wymienić Podmiasto Kurast oraz powracające z dalekiej podróży słowa runiczne. Z mojej perspektywy bardziej angażujące są wielopoziomowe podziemia z licznikiem czasu, ponieważ to kolejna bardzo intensywna aktywność końcowej fazy gry – śmiałkowie biegają po następnych etapach lokacji, by zmierzyć się z bossem i zgarnąć kilka nowych gratów.
Odnoszę wrażenie, że w przypadku run zabawa dopiero się rozpocznie. Już teraz Blizzard zapewnił 17 run rytuału i 28 run inwokacji, które możemy ze sobą łączyć, by stworzyć słowa i wykorzystać moc do ulepszeń. Przed premierą miałem okazję pobawić się tym systemem i jest to ciekawa opcja – szczególnie gdy mamy okazję stworzyć wzmocnienia, które faktycznie pasują do naszego stylu gry. Opcji jest mnóstwo, ponieważ runy rytuału określają czynności potrzebne do wykonania-aktywacji, a runy inwokacji zapewniają różnorodne efekty. Ostatecznie na zainteresowanych czeka system, który może (i pewnie zostanie) rozbudowany przez Blizzard, bo choć wszystko tutaj działa, to jednak w mechanice przynajmniej aktualnie brakuje rewolucji.
To jednak nie koniec nowości serwowanych przez Blizzard, ponieważ w sezonowej zawartości do Diablo 4 trafiły Tułacze, czyli nowe (choć niektórym graczom znane...) wydarzenie publiczne, w którym mamy okazję natrafić na wielkiego, poruszającego się stwora z portalem na „grzbiecie”. Dopiero po pokonaniu jego wielu współtowarzyszy, przystępujemy do decydującego pojedynku, by móc skorzystać z jego „drzwi” i przemierzać następne lokacje. Ostatecznie, jak to w tej serii bywa, zgarniamy duży skarb i kontynuujemy zabawę w podobnych wyzwaniach. Gameplay jest jednak jak najbardziej przemyślany i bardzo widowiskowy – szczególnie za pierwszym razem, gdy widzimy, jak Tułacz wychodzi z ziemi i rozpoczyna wędrówkę.
Zupełnie nową zwartością PvE jest również Mroczna Cytadela. To aktywność dla doświadczonych grup składających się z 2-4 uczestników, którzy są przygotowani na bardzo wymagających wrogów, rozbudowane podziemia i potężnych bossów. Gracze w tej sytuacji muszą niezwykle sprawnie ze sobą współpracować, a deweloperzy wykreowali system znaczników, który ma pomóc w szybkiej komunikacji. Rozgrywka koncentruje się na nieustannej realizacji rozmaitych zadań z ekipą, nawet podczas walki z bossami niezbędna jest mądra strategia i przemyślane podchodzenie do ruchów wrogów, co prowadzi do jednego wniosku – do tych wyzwań trudno będzie podejść bez odpowiedniego wsparcia.
Wielka dżungla
Jednym z dużych atutów Diablo 4 Vessel of Hatred jest bez wątpienia świat. Nahantu to okazały region, w którym przez dużą część mamy okazję biegać po wielkiej dżungli – lokacja jest naprawdę klimatyczna i bardzo pasuje do głównego wątku oraz klasy spirytystów. Świetnie prezentują się wszystkie fragmenty, podczas których mamy okazję odwiedzić tereny z niezwykle bujnymi koronami drzew – te niemal nie przepuszczają światła i zapewniają tajemniczą atmosferę. Miejscówka ta nie jest jednak wyłącznie zielonym, bujnym lasem, gdyż studio nie zapomniało o pewnej różnorodności – w grze natraficie także na rozwlekłe równiny czy bagna przesiąknięte najróżniejszymi stworami. Nahantu nie bez powodu spodoba się graczom Diablo 2, którzy mieli już okazję odwiedzić podobny region. Mapa została podzielona na sześć fragmentów, a dokładnie cztery są osadzone w dżungli, natomiast dwa są przesiąknięte czerwonymi skałami.
W Nahantu spotkacie zupełnie nowych przeciwników. Pustkownicy są powiązani z Panem Nienawiści – to w zasadzie stwory przypominające bestie spaczone różnymi truciznami. Szumownicy są ludźmi, którzy jedli halucynogeny i przez to odznaczają się ogromną agresją – wyglądem przypominają typowe plemię wywodzące się z dżungli. W obu przypadkach deweloperzy zaprojektowali różne typy wrogów, które znakomicie wpisują się w klimat nowego regionu. Do Diablo 4 powrócili także Lucani, czyli znana między innymi z Diablo 2 i Diablo 3 rodzina potworów, które nie bez powodu w niektórych momentach są nazywane panterołakami.
Zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany
Recenzowane Diablo 4 Vessel of Hatred tak naprawdę nie oferuje jedynie kilku rozbudowanych nowości, ale zapewnia kolejny etap zmian w fundamentach gry. Blizzard zdecydował się całkowicie zmienić system levelowania i teraz maksymalnym poziomem doświadczenia jest 60. To bardzo duża zmiana, która sprawia, że zupełnie inaczej budujemy naszą postać – aktualnie miałem okazję sprawdzić jedynie pełny zakres poziomów u spirytysty i maksymalny lvl zdobywa się naprawdę szybko. To dobra wiadomość dla graczy, którzy mają już dość dobijać do kolejnej setki przy następnym sezonie, bowiem teraz znacznie szybciej odblokowujemy end-game.
Blizzard całkowicie przebudował system poziomów trudności. W grze nie ma już rang świata, a zamiast tego mamy na początku cztery podstawowe poziomy trudności, dzięki którym zdobywamy wspomniany 60 level, a dopiero później wkraczamy na „Udrękę”. Cztery eksperckie poziomy zostały przygotowane wyłącznie dla wprawionych w bojach bohaterów, którzy są gotowi na kolejne Doły – właśnie dzięki nim odblokowujemy rangi Udręki.
Twórcy zrezygnowali jeszcze z prezentacji poziomów potworów, by gracze mogli skupiać się wyłącznie na poziomach trudności – to one decydują o tym, jak mocno biją przeciwnicy i jak duże paski zdrowia posiadają. Mam wrażenie, że Diablo 4 Vessel of Hatred jest znacznie trudniejsze od podstawki. Podczas testowania dodatku znacznie częściej ginąłem, co oczywiście jest związane z samym testowaniem różnych buildów nowej klasy, ale ogólnie rzecz biorąc, gameplay jest bardziej wymagający. Moim zdaniem to naprawdę duży plus, ponieważ rozgrywka nie polega już wyłącznie na bieganiu i klikaniu przypadkowych ataków. Czasami trzeba się namęczyć, by pokonać potężniejszych bossów.
Wspominając o nowościach, powiem jeszcze, że twórcy przebudowali glify, dorzucili legendarne przedmioty oraz przebudowali Tablice Mistrzowskie. Starożytne przedmioty wypadają dopiero na Udręce I i posiadają moc przynajmniej na poziomie 800, ale znowu niestarożytne mogą posiadać maksymalną moc na poziomie 750. Wszystkie klasy otrzymały także nowe umiejętności aktywne – nekromanta może teraz skorzystać ze Spętania Dusz, by przyciągać ich do siebie i jednocześnie atakować, druidzi mają Kamienny Rozprysk, czyli zdolność obszarową, a czarodzieje przywołują na kilka sekund chowańca. To jednak nie koniec, gdyż w każdej klasie pojawiło się także po pięć nowych umiejętności pasywnych... czyli zmian i nowości w „starych” klasach jest sporo. Biorąc pod uwagę zmiany w samym systemie poziomów, gracze mogą liczyć na przyjemne odświeżenie rozgrywki.
Diablo 4 dorobiło się także systemu, który powinien znaleźć się w grze od premiery – wyszukiwarki drużyny. Teraz możemy wejść do menu, wybrać odpowiednią aktywność, dorzucić kilka odpowiednich wymogów, by następnie szybko znaleźć osoby zainteresowane taką samą zabawą. Deweloperzy pozwalają nam odnaleźć osoby zainteresowane przykładowo przechodzeniem Podziemi Koszmarów, wskakiwaniem do Mrocznej Cytadeli lub do walki z wybranymi bossami. To ułatwi zabawę uczestnikom, którzy nie mają wielu znajomych grających w tytuł Blizzarda, a czasami potrzebują wsparcia – szczególnie po zakończeniu historii i zdobyciu 60 lvl.
Czy warto zagrać w Diablo 4 Vessel of Hatred?
Od pierwszej zapowiedzi czekałem na Diablo 4 Vessel of Hatred i nie zawiodłem się nowościami. W kontekście dodatku trudno mówić wyłącznie o płatnej zawartości, ponieważ Blizzard w październiku odświeża podstawy produkcji, zapewniając wszystkim graczom (nie tylko posiadaczom Vessel of Hatred) spory powiew świeżości.
Nie jestem przekonany do zakończenia Vessel of Hatred, które niepotrzebnie zostało wydłużone i jeszcze nie oferuje oczekiwanego finału. Systemy związane z najemnikami oraz runami mógł zostać bardziej rozbudowany, lecz ostatecznie muszę przyznać, że Blizzard nie zawiódł, dostarczając angażującą pozycję i znacząco odświeżając podstawy.
Diablo 4 Vessel of Hatred pokazuje, że studio ma możliwości, by w naprawdę przemyślany i ciekawy sposób rozbudowywać grę, która w końcu w przyszłym roku ma otrzymać następny dodatek, a w międzyczasie serię następnych sezonów. Ostatecznie fani Diablo 4 nie powinni przejść obojętnie obok Vessel of Hatred, a proponowane zmiany i nowości mogą być ciekawą zachętą dla graczy, którzy wciąż nie zdecydowali się zapoznać z podstawką.
Ocena - recenzja gry Diablo IV: Vessel of Hatred
Atuty
- Przyjemna opowieść z Mefistem w roli głównej. Pan Nienawiści powraca i... jest dobrze!
- Nowa klasa zapewnia spore zróżnicowanie. Cztery zwierzęta zapewniają ciekawe kombinacje,
- Najemnicy to solidne wsparcie. Towarzysze zostali w mądry sposób wprowadzeni do historii,
- Tułacz wkracza do gry i... zapewnia spore ożywienie. To interesująca aktywność,
- Nahantu jest klimatyczną miejscówką, dzięki której mamy okazję zawalczyć z wieloma bestiami,
- Zmiany w podstawach. 60 lvl, odświeżone poziomy trudności, wyszukiwanie towarzyszy i sporo dodatkowych nowości.
Wady
- Główny wątek został niepotrzebnie wydłużony,
- Finał historii nie oferuje oczekiwanych wrażeń,
- Runy jeszcze nie pokazują pełnego charakteru,
- Personalizacja najemników jest bardzo ograniczona.
Nowy początek Diablo 4? Zdecydowanie tak. Twórcy zmieniają podstawowe systemy, dorzucają fabułę i oferują graczom sporo dodatkowej zawartości. Diablo 4 Vessel of Hatred to przyjemny dodatek, który pokazuje, jak Blizzard może rozwijać swoje popularne dziecko.
Graliśmy na:
PS5
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (66)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych