Until Dawn Remake - recenzja gry. Piękne i jednocześnie męczące odświeżenie
Od wielu lat uwielbiam filmowe produkcje, w których gameplayu nie ma za dużo, a lwia część rozgrywki jest poświęcona podejmowaniu wyborów, których konsekwencje czujemy za chwilę lub w późniejszych rozdziałach przygody. Zawsze nie mogłem doczekać się kolejnego projektu Telltale Games, Dont'Nod Entertainment, Quantic Dream czy Supermassive Games.
Until Dawn bezapelacyjnie należało do czołówki najciekawszych gier ze wspomnianego wyżej gatunku. Niezła opowieść podzielona na wątki związane z nastolatkami i ich wyimaginowanymi problemami, nieznajomym terroryzującym górskie regiony z potężnym miotaczem ognia, tajemniczymi, bardzo mobilnymi potworami oraz górnikami, których wątek jest bardziej skomplikowany, niż mogło wydawać się na początku. W połączeniu z wyborami, które naprawdę miały ogromne znaczenie oraz oprawą graficzną robiącą furorę wśród społeczności użytkowników PS4, Until Dawn było wielkim, do dzisiaj niezapomnianym hitem.
Jakimś cudem Sony postanowiło dać zielone światełko na remake tej przygody. Przygody, która jest przecież dostępna na PS5 w wyższej płynności (bo zamiast 30 otrzymaliśmy na 9. generacji konsol 60 FPS) i która takowego odświeżenia nie potrzebowała - przynajmniej tak myślałem do momentu ogrania Until Dawn Remake, którego recenzję przeczytacie poniżej.
Nowości w Until Dawn Remake, które wypadły wyśmienicie
Produkcja zaczyna się tak, jak ją zapamiętaliśmy, ale już na pierwszy rzut oka widzimy kilka zmian. Prolog został całkowicie przebudowany - wciąż sterujemy jedną z sióstr Josha, ale wchodzi ona w interakcję z większą ilością elementów niż w oryginale. Co więcej, może ona przyjrzeć się niektórym bohaterom, a nawet wyjść poza dom, gdzie umieszczono przedmiot kolekcjonerski. Niby nic szczególnego, ale są to detale, które już na starcie mówią nam, iż recenzowany Until Dawn Remake nie jest przeniesiony 1:1.
W kolejnych etapach przygody rozgrywka jest doskonale znana fanom hitu z 2015 roku - wcielamy się w te same postacie, odgrywamy sceny, cały czas idąc po tej samej kolejności wydarzeń, co w oryginale. Ballistic Moon na ogół nie ingerowało w historię, nie ma nowych wyborów, które nagle zmieniają całkowicie przebieg opowieści, ale za to otrzymaliśmy sporo nowych wstawek filmowych, które jedyne co robią, to w dobry sposób ubogacają otoczkę fabularną. Dzięki nim możemy lepiej zrozumieć, jak ciągle "kozacząca" Emily jest tak naprawdę przerażoną dorosłością dziewczyną, a także jak bardzo wyśmianie Hannah było nie w porządku ze strony jej rówieśników - przykładowo przy tej drugiej sytuacji otrzymujemy najazd kamery na poszkodowaną, dodatkowe efekty dźwiękowe czy muzykę podbijająca stan współczucia.
Uwaga na spoiler!
Oczywiście to nie wszystko. Recenzowane Until Dawn Remake jest odświeżeniem, które daje furtkę na pełnoprawną kontynuację - jeśli nie martwisz się spoilerami, albo nie masz po prostu ochoty zagrać w projekt Ballistic Moon, wiedz że Josh tym razem w najlepszym zakończeniu może przeżyć, mając swoje "odkupienie" za popełnione czyny, a Sam popada we wszelkiej maści urojenia po ciężkich wydarzeniach rozgrywających się w górach. Wygląda to tak, jakby Sony sprawdzało zainteresowanie graczy przed potencjalną kontynuacją, w której sporą rolę mógłby odegrać Josh oraz Sam, na co ja jestem już kupiony, bo to dwie najlepsze postacie z tejże opowieści.
Odchodząc na chwilę od scen, w tytule znajdziemy też nieznane dotąd obiekty do interakcji. Aby nie zdradzać zbyt wiele, w pierwszych etapach tytułu możemy lepiej poznać Emily, sprawdzając jej bagaże zebrane z domu czy natknąć się na głowę świni wbitą na pal, która ma zniechęcić nastolatków do zapuszczania się w głąb gór czy pozostałościach po kopalni. Łącznie takich obiektów naliczyłem lekko ponad 10.
Koniec spoilerów!
Przejażdżka kolejką górską
Zostając jeszcze chwilę przy zmianach, Ballistic Moon zaoferowało przedmioty kolekcjonerskie, lecz i tu mamy pewną nowość. O ile notatki w 3 kategoriach, a więc wydarzeniach z przeszłości, nieznajomym i bliźniaczkach są niemalże takie same, tak totemy (przepowiadające przeszłość) nie dość, że znajdują się w innych miejscach, to dodatkowo nagrano dla nich całkowicie nowe sceny - pamiętam, iż w oryginale sporo wstawek z tychże przedmiotów pokazywało momenty, które rozegrają się za kilka rozdziałów i mogliśmy o nich zapomnieć. Teraz wypada to o wiele lepiej, zważywszy też na to, że kilkusekundowe materiały są bardziej jakościowe, a nie tak zamglone, jak w przypadku hitu z 2015 roku. Dodano również nową kategorię totemów.
W recenzowanym Until Dawn Remake otrzymaliśmy kamerę, którą w dzisiejszych filmowych tytułach oferuje większość deweloperów. Akcję przez większość czasu śledzimy zza pleców bohatera, co pozwala na więcej możliwości eksploracji i lepszą orientację w terenie. Warto dodać, że deweloperzy romansują ze starą kamerą i w wybranych momentach jest ona nieruchoma, dodając kolejny element grozy spowodowany brakiem kontroli. A że często wtedy w parze idzie jumpscare czy istotny moment, zablokowanie kamery zawsze przyśpiesza bicie serca.
Przy tym wszystkim aż prosiłoby się o zaoferowanie mechaniki biegania. Supermassive Games zrozumiało w trakcie tworzenia antologii The Dark Pictures, że chodzenie od punktu A do punktu B to ograniczanie gracza, szczególnie takiego, który całuje ściany w poszukiwaniu znajdziek. W Until Dawn Remake każdy z bohaterów chodzi okropnie wolno, co negatywnie wpływa na rozgrywkę i - szczerze powiedziawszy - po prostu ją sztucznie przedłuża. W trakcie ogrywania odświeżenia było wiele momentów, gdzie przez nawet pół minuty wysuwałem analog przed siebie, słuchając przy tym wyłącznie szumu drzew czy dziwnych odgłosów przeciwników. A z kolei momentów, gdzie ten bieg jest "narzucony" odgórnie, jest zdecydowanie za mało.
30 FPS i remake nie idą w parze
Recenzowane Until Dawn Remake obecnie brzmi świetnie, prawda? Nowe sceny, dialogi, interakcje, lepiej przygotowane totemy, czego chcieć więcej? A no właśnie - dobrej warstwy technicznej. Ta w odświeżeniu przygody z 2015 roku jest na bardzo niskim poziomie. O ile produkcja wygląda zjawiskowo dobrze, lokacje są pełne detali (tak naprawdę w każdej miejscówce znajdziemy masę nowych obiektów), śnieg działa tak, jak w rzeczywistości, a zostawiane ślady przez protagonistów są widoczne przez długi czas, szczegółowość twarzy Mike'a, Sam, Josha, Matta czy Ashley to nowy poziom graficzny (choć zostali postarzeni i nie wyglądają już jak nastolatkowie, a bardziej jak 20-paro latkowie), nic złego nie mogę też powiedzieć o animacjach czy oświetleniu, które trafiło w moje gusta, tak płynność tej gry to jedna wielka porażka.
Myśląc "remake" od razu na myśl przychodzi płynna rozgrywka w 60 klatkach na sekundę przy zaoferowaniu wyśmienitej grafiki. Ballistic Moon udało się zapewnić społeczności PlayStation wyłącznie ten drugi element, bo tytuł działa w zablokowanych 30 klatkach na sekundę na PS5 przy rozdzielczości 4K. Twórcy po prostu nie zapewnili nam trybu wydajnościowego, ale ciężko mi powiedzieć, jak miałby on działać, skoro przy wymagających momentach pełnych zwrotów akcji, płynność w Until Dawn Remake potrafi spaść. Jest to bardzo odczuwalne, kiedy gramy w stałych 30 FPS-ach.
Przez 30 klatek na sekundę sterowanie bohaterami jest dość... dziwne. Jestem przyzwyczajony do 60 FPS-ów, co sprowadza się do tego, iż postacie wydają mi się okropnie ociężałe, spowolnione i niereagujące od razu na nasze ruchy analogiem. Po podejściu do niektórych elementów również musimy czekać ułamek sekundy, aby wyświetliła się ikona interakcji. Dodatkowo lip sync w polskiej wersji językowej wręcz nie istnieje, aktor kończy mówić, a postać w grze wciąż otwiera buzię czy dziwnie wywraca oczami, robiąc przy tym kwaśne miny.
Technicznie w Until Dawn Remake mało co zagrało
Ciężko mi ocenić remake Until Dawn. W recenzji wspomniałem o nowościach, które dla mnie wypadły naprawdę dobrze. Z drugiej strony odświeżenie to coś, co pod względem technicznym musi być dopracowane, bo w takim przypadku Until Dawn Remake będzie dopiero "pełnoprawnym" doświadczeniem na PS5 Pro? Przypomnę tylko, że oryginalny Until Dawn na PlayStation 5 w ramach wstecznej kompatybilności działał w betonowych 60 FPS-ach, a dzięki swojemu stylowi graficznemu zapewniał niezapomniany klimat z naciskiem na unoszącą się w powietrzu niepewność po stawieniu kolejnego kroku do przodu. Cholera, nawet edycja na PS4 potrafiła działać w ponad 30 FPS-ach, bo miała odblokowany licznik, więc 30 FPS na PS5 w nowej edycji hitu Supermassive Games do mnie w żadnym stopniu nie trafia.
Jeśli jesteście purystami graficznymi, niższa płynność to żadna przeszkoda, a do tego uwielbiacie filmowe tytuły, przy Until Dawn Remake będziecie bawić się świetnie. To wciąż jedna z najlepszych historii, obok Detroit Become Human, do poznania, jeśli obracamy się wyłącznie w gatunku gier nastawionych na wybory i ich konsekwencje. Dla mnie natomiast nie było to przyjemne doświadczenie - szczególnie w momencie, gdy dwie doby temu ukończyłem dopracowane pod względem technicznym Silent Hill 2 Remake. 30 klatek na sekundę w korytarzowej produkcji, toporne sterowanie bohaterami, wyczuwalne opóźnienie, w skrócie: fatalna responsywność... nie, nie i jeszcze raz nie - Ballistic Moon, w taki sposób nie przygotowuje się REMAKE'ÓW.
Ocena - recenzja gry Until Dawn (2024)
Atuty
- Bardzo wysoka jakość oprawy graficznej
- Przerobione lokacje są pełne detali
- Dodanie nowych scen oraz dialogów w idealny sposób rozbudowuje fabułę
- Kamera pozwala na więcej możliwości
- To wciąż piękna historia podzielona na wiele ciekawych wątków
Wady
- Bohaterowie zostali postarzeni
- Remake i 30 FPS nie idzie w parze
- Spadki płynności w - przypomnę - remake'u
- Brak możliwości przyśpieszenia chodu
- Lepsza grafika, kilka nowych scen i cena 300 zł za kilkuletnią grę? Niech to nie stanie się normalnością
Właśnie jesteśmy świadkami, jak jedna z najlepszych gier na PS4 została potraktowana na przysłowiowe "odwal się".
Graliśmy na:
PS5
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (113)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych