Romance of the Three Kingdoms 8 Remake — recenzja gry. Klasyk w nowej formie
Strategiczna seria Romance of the Three Kingdoms to oczko w głowie założyciela Koei Tecmo — Kou Shibusawy. Pierwsza odsłona zadebiutowała w 1985 roku i trzymając się rozsądnego cyklu wydawniczego, debiutowała na komputerach i kolejno popularnych konsolach, dając przy okazji owoce w postaci przeróżnych spin-offów (m.in. Kessen czy Dynasty Tactics). Ostatnią, czternastą odsłonę dostaliśmy w 2020 roku i została ona dosyć dobrze przyjęta.
Zamiast skupić się na tworzeniu kolejnej, piętnastej odsłony, Koei Tecmo postanowiło odświeżyć część ósmą. Dlaczego akurat grę z PlayStation 2? Ciężko mi jednoznacznie stwierdzić. Na pewno z uwagi na sporą popularność, choć wśród fandomu RotTK X cieszy się równie dużą estymą. Niemniej, po 23 latach Romance of the Three Kingdoms VIII wraca ze świeżymi pomysłami, które postarają się zatuszować braki w rozgrywce, wprowadzone w późniejszych odsłonach.
Godziny spędzone na czytaniu tabelek
Jeśli ktoś z Was nie kojarzy serii Romance of the Three Kingdoms, to wyjaśniam, że mamy tu do czynienia z grą strategiczną, której bliżej zachodniemu Europa Universalis aniżeli typowym RTS-om. W tej części dodatkowo mocny nacisk położono na nawiązywanie kontaktów z podwładnymi i generałami służącymi w naszej armii oraz tworzeniu rodzinnych więzi. Elementy, nazwijmy je RPG, tworzą solidną podstawę całej rozgrywki, gdyż bez rozwoju naszego bohatera (stworzonego lub historycznego), nie odblokujemy większości rzeczy podczas rozgrywania scenariuszy.
Lwia część rozgrywki w Romance of the Three Kingdoms 8 Remake to siedzenie w tabelkach, wybieranie, który aspekt miasta rozwiniemy, czytanie dialogów w statycznych scenkach i rozwój wybranego przez nas generała. W przeciwieństwie do innych odsłon tutaj możemy rozgrywać scenariusz postacią nienależącą do żadnej frakcji. Mocno nam to ogranicza dostępne opcje, jednak warto zaznaczyć, że jest taka możliwość. W remake’u „ósemki” usunięto za to opcję rozgrywania kampanii paroma oficerami, zmuszając nas do śledzenia wydarzeń z jednej perspektywy.
Czas w tej odsłonie liczony jest miesięcznych turach (w przeciwieństwie na przykład do RotTK VII, gdzie upływ liczony był w czasie rzeczywistym), gdzie co kwartał zwoływane jest posiedzenie generałów, w trakcie którego możemy zatrudniać dodatkowych oficerów, nawiązywać relacje dyplomatyczne, szpiegować i sabotować wrogów zarządzać podbitymi prowincjami (choć opcje są mocno ograniczone). Jest to także jedyny moment, w którym możemy przydzielić oficerów do gałęzi rozwoju zarządzanego przez nas miasta oraz wyruszyć armią, w celu zaatakowania innego rejonu.
Idealny władca? Ten, którego wszyscy lubią
Niezależnie od tego, którego oficera wybierzemy, najważniejszą osią rozgrywki jest dbanie o dobre kontakty…z wszystkimi. Każda tura przydziela nam określoną liczbę punktów akcji, za które możemy wchodzić w interakcje z mieszkańcami, podnosząc naszą reputację. Wizytowanie obiektów pozwala podnieść dodatkowo ich poziom zależnie od statystyk naszego głównego zarządcy. Najważniejsze pozostają jednak interakcję z rekrutowanymi przez nas generałami. Im bardziej się z nimi zżyjemy, tym większe bonusy nam zapewniają w każdym aspekcie gry.
Wpływ osób, które nas po prostu lubią i szanują, jest nieoceniony zwłaszcza w kontekście potyczek wojennych. Oczywiście rozmiar armii, jej morale i taktyczne zagrywki mają realny wpływ na powodzenie starć, jednak największą różnicę robi zżycie się z innym generałem. Przekłada się to wprost na silniejsze ataki i ogromny przyrost morale naszej armii. Nie da się więc ignorować tego aspektu, gdyż szybko zostaniemy pokonani. No i warto też szybko znaleźć sobie żony (tak, liczba mnoga), spłodzić syna i dbać o ciągłość dynastii.
Względem oryginału największą zmianą jest to, jak działa system zdarzeń fabularnych. W starej wersji gry wszystko działo się zakulisowo i aktywowało się po spełnieniu wymagań. W remake’u mamy większy wpływ na to, co gra nam zaserwuje, gdyż każde wydarzenie po spełnieniu jego wymagań aktywujemy ręcznie. Albo kompletnie je ignorujemy (część z nich jest ograniczona czasowo), pozwalając scenariuszowi toczyć się swoją, często fikcyjną drogą. Nie ukrywam, że taka swoboda odpowiada mi bardziej, niż sztywnie trzymane ramy historyczne. Pozwala to także w płynny sposób modyfikować pozornie identyczne scenariusze po powtórnym ich rozegraniu.
Debaty niczym w Tekkenie
Jedną z zabawniejszych w moim odczuciu mechanik jest ta, która odpowiada za pojedynki i debaty między oficerami. Gdy przyjdzie odpowiedni moment i zdecydujemy się sami wziąć w nim udział, rzucani jesteśmy na arenę, gdzie po przeciwnych stronach pojawiają się oficerowie, a naszym zadaniem jest wybrać odpowiednie „kwestie”. Opcje są dwie — albo ta sama cyfra, albo wzrastająco. Niemniej, nie bardzo rozumiem, dlaczego ktoś uznał, że liczy się przede wszystkim ilość wybranych kart, a nie ich siła.
Nie ukrywam, że z początku potyczki urozmaicały „tabelkową” rozgrywkę. Szybko zauważyłem jednak, że twórcy nie do koca ogarnęli fakt, że nasz oficer po prostu do danej aktywności nie pasuje i zadanie, którego się podjęliśmy, zakończyło się niepowodzeniem. Cóż, Lu Bu siłowo nie ma sobie równych, ale w debacie pokonał go nawet zwykły złodziej. I żeby nie było, że to coś, co twórcy wypuszczają pierwszy raz. Opcja ta pojawiła się już w dziesiątej części, dlatego dziwi mnie, że pewnych aspektów nie dopracowano.
A skoro już przy zmianach jesteśmy, to wrócę jeszcze na chwilę do starć, które toczymy. Pomijając już omówiony wcześniej wpływ relacji oficerów na powodzenie potyczek, Koei Tecmo wprowadziło jeszcze jedną zmianę. Niepozorną, ale jednak mocno zmieniającą to, jak wygląda pole walki. Zrezygnowano z kwadratów na rzecz heksów, po których się poruszamy. Daje nam to większe możliwości taktyczne i pozwala prościej otoczyć (i zostać otoczonym) przez wroga.
Gra dla niszy
Nie spodziewam się, że Romance of the Three Kingdoms 8 Remake pozwoli przebić się serii do mainstreamu, jak udało się, chociażby Paradoksowi z trzecią odsłoną Crusader Kings, która do mainstreamu przebiła się nierzadko absurdalnymi losowymi wydarzeniami. Tutaj jest spokojnie, bardziej stonowanie, co jednak nie oznacza, że nudniej. Do gier z tej serii trzeba mieć po prostu podejście. Nie każdy polubi siedzenie godzinami nad tabelkami i linijkami tekstu do odklikania. Fani też raczej będą zadowoleni, bo to siłą rzeczy udany remake.
Ocena - recenzja gry Romance of the Three Kingdoms 8 Remake
Atuty
- Zmiany wprowadzone w systemie Tales działają z korzyścią dla gracza
- Przyjemna dla oka oprawa wizualna
- Rozległe scenariusze, które do pewnego stopnia możemy modyfikować
Wady
- Systemowi debat i potyczek przydałyby się dodatkowe szlify
- Ograniczenia, gdy zdecydujemy się funkcjonować jako wolny strzelec
Na szerokie wody Romance of the Three Kingdoms 8 Remake nie wypłynie. Nie wiem jednak, czy ta produkcja tego potrzebuje. Wierni fani będą zadowoleni z tego, jak wyszedł remake.
Graliśmy na:
PS5
Przeczytaj również
Komentarze (7)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych