Reklama
Don't Move (2024) - recenzja filmu [Netflix]. Sparaliżowany potencjał

Don't Move (2024) - recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Sparaliżowany potencjał

Łukasz Musialik | 27.10, 12:01

Sam Raimi został wciągnięty w produkcję, która miała być gwarancją dobrego klimatycznego horroru, działającego na wyobraźnię i nerwy widza. Tym razem jednak, "Don't Move" od Netflixa, wyreżyserowany przez duet Brian Netto i Adam Schindler, chociaż próbuje wykrzesać napięcie, czy jakąś iskrę, to na końcu pozostawił mnie z uczuciem niedosytu.

Film skupia się na historii Iris, granej przez Kelsey Asbille, która musi zmierzyć się z seryjnym mordercą (Finn Wittrock), po tym jak zostaje wstrzyknięta jej substancja paraliżująca.

Dalsza część tekstu pod wideo

Cała opowieść jest skonstruowana wokół koncepcji "walcz lub giń" z dodatkiem real-time, co daje mocne podstawy do budowania grozy, ale niestety film często wpada w pułapki gatunkowych klisz.

Don't Move (2024) - recenzja filmu [Netflix]. Na obietnicach się kończy

Don't Move

W teorii, "Don't Move" obiecuje coś więcej – połączenie surowej fizyczności z psychologicznym horrorem, gdzie ofiara jest zmuszona do ucieczki, choć jej ciało stopniowo odmawia posłuszeństwa. Film ma silną koncepcję: minutowe sekwencje, gdzie Iris walczy o każdy oddech, mogą przyprawić o dreszcze, zwłaszcza gdy morderca spokojnie objaśnia, jak z upływem czasu (a ma tylko 20 minut) jej ciało będzie reagować na krążącą w jej ciele substancje. Jednak to, co mogło być klaustrofobicznym, emocjonalnym rollercoasterem, w praktyce zamienia się w szereg przewidywalnych momentów.

Aktorsko Kelsey Asbille stara się jak może, by sprzedać dramat swojej postaci, grając głównie oczami i minimalnymi ruchami twarzy, co rzeczywiście robi wrażenie, zważywszy na fizyczne ograniczenia bohaterki. Niestety, pomimo starań, postać nie jest wystarczająco dobrze rozwinięta, przez co trudniej jest wczuć się w jej położenie. Finn Wittrock jako antagonistyczny morderca ma potencjał, ale jego rola, choć dobrze zagrana, wpisuje się w zbyt wiele utartych schematów. Wiele jego działań staje się przewidywalnych, co odbiera filmowi element zaskoczenia, tak ważny w tego typu w horrorach.

Don't Move (2024) - recenzja filmu [Netflix]. Wizualno-techniczna atmosfera – czy to wystarczy?

Don't Move

Pod względem wizualno-technicznym "Don't Move" prezentuje solidny poziom. Zdjęcia z lasu i klaustrofobiczne ujęcia działają na wyobraźnię, a kamera umiejętnie podkreśla uczucie izolacji i zagrożenia. Produkcja dba o mniejsze, ale ważne detale, szczególnie w sekwencjach sparaliżowanego ciała Iris. Jednak pomimo starannego wykonania, wrażenie jest takie, jakby twórcy za bardzo skupili się na stylizacji, zapominając o istotniejszym – o budowie prawdziwej więzi między widzem a postacią.

Muzyka również odgrywa kluczową rolę, jednak tutaj film wpada w pułapkę nadmiernej dramatyzacji. Niekiedy nadmiernie intensywna ścieżka dźwiękowa bardziej rozprasza niż wzmacnia napięcie, co może wytrącić widza z immersji. W porównaniu do podobnych produkcji, takich jak choćby "Hush" Mike’a Flanagana, "Don't Move" wydaje się mniej spójne i przemyślane.

Don't Move (2024) - recenzja filmu [Netflix]. Wzloty i upadki 

Don't Move

Scenariusz autorstwa T.J. Cimfela i Davida White’a budzi mieszane odczucia. Choć pomysł wydaje się świeży – połączenie elementów survival horroru i thrillera opartego na ograniczeniach fizycznych – to realizacja pozostawia wiele do życzenia. Sekwencje, które miały budować napięcie, często wydają się przeciągnięte, a momenty zwrotne pozbawione są tej iskry, która pozwoliłaby widzowi zapomnieć, że ogląda film. Mimo mocnego początku, w miarę trwania fabuła zaczyna nużyć, a próby pogłębiania psychologii postaci wydają się płytkie i mało przekonujące.

Jasnym punktem jest wykorzystanie real-time, który dodaje tempa i poczucia pilności, jednak nawet ten element zaczyna nużyć, gdy kolejne minuty upływają bez większego rozwoju sytuacji. Chociaż "Don't Move" próbuje odświeżyć znane motywy, to ostatecznie zamiast przerażać, często tylko powiela znane wzorce. Nawet Sam Raimi jako producent, nie zdołał dodać choćby kawałka swojej charakterystycznej wizji.

Don't Move (2024) - recenzja filmu [Netflix]. Warto obejrzeć?

Tak, ale z wielkim zastrzeżeniem - nie chce nikogo rozczarować. Bo mam wrażenie, że to produkcja na zabicie czasu w typowym nudnym dniu, a właściwie wieczoru. Oglądanie tego wcześniej mija się z celem, bo niedosyt sprawi, że będziesz chciał zrekompensować swój czas na innym filmie. Więc kiedy obejrzałeś wszystko, co było warto i przeskakujesz pilotem po ekranie w poszukiwaniu czegoś nowego, dopiero wtedy sięgnij po "Don't Move".

Ogólnie film posiada wszystkie elementy, by stać się angażującym i przerażającym thrillerem – pomysł, atmosferę, utalentowanych aktorów – ale brakuje mu spójności i głębi. Choć Kelsey Asbille i Finn Wittrock dają z siebie wszystko, by ożywić ekran, to scenariusz i realizacja pozostają w tyle. 

Atuty

  • Klimatyczna atmosfera
  • Solidna gra aktorska (Finn Wittrock, Kelsey Asbille)
  • Ciekawy koncept "thrillera przetrwania"
  • Momenty napięcia

Wady

  • Przewidywalna fabuła
  • Powtarzalne schematy gatunkowe
  • Powolne tempo akcji
  • Płytkie rozwinięcie postaci

Dla fanów gatunku będzie to jednorazowe doświadczenie, ale ci, którzy szukają czegoś, co naprawdę wciągnie i wstrząśnie, będą zawiedzeni.

5,0
Łukasz Musialik Strona autora
Pasjonat gier od samego dzieciństwa, kiedy to swoją pierwszą konsolę dostał od rodziców. Od tamtej pory zafascynowany grami i ich światem, ponieważ jako dorosły uważa, że to nie tylko rozrywka, ale także sztuka, która może nas uczyć, inspirować i poruszać emocje. Nieustannie poszerza swoją wiedzę i doświadczenie w dziedzinie gier i konsol, aby móc dostarczać innym jak najbardziej wartościowe treści.
cropper