Watcher (2022) - recenzja i opinia o filmie [Netflix]. W cieniu niepewności
Pierwsze zetknięcie z filmem „Watcher” w reżyserii Chloe Okuno przypomniało mi pewne niezapomniane doświadczenie, jakie miałem podczas oglądania klasycznego „Okna na podwórze” Hitchcocka. Obserwacja, podglądanie, poczucie, że ktoś inny ma nad nami kontrolę – wszystko to wywołuje mrowienie na karku i wzmaga naszą czujność. Ale czy „Watcher” spełnia pokładane w nim oczekiwania i dorównuje filmom, które już na dobre zapisały się w historii kina jako arcydzieła suspensu? Z pewnością stawia widza przed pewnym wyzwaniem, zmuszając go do konfrontacji z własnym lękiem i niepewnością.
W tym miejscu muszę przyznać, że początkowo obawiałem się, czy debiutująca w pełnym metrażu reżyserka Chloe Okuno podoła zadaniu odświeżenia konwencji thrillera psychologicznego. Rynek filmowy jest wręcz przesycony tytułami obiecującymi mroczną intrygę i trzymające w napięciu sceny. Jednak „Watcher” już od pierwszych minut stawia na precyzyjnie budowaną atmosferę i odważnie wchodzi w strefę, gdzie główny nacisk kładzie się na emocje bohaterki oraz wszechogarniającą izolację. To właśnie w tej samotności, w obcym miejscu i wśród ludzi mówiących innym językiem, reżyserka odnajduje klucz do niepokojącej narracji.
Zanim przejdę do szczegółowej analizy, dodam jeszcze, że w czasach, gdy często domagamy się od kina dynamicznego tempa i natychmiastowych rozwiązań, doceniam filmy, które koncentrują się na subtelności i niedopowiedzeniach. „Watcher” przypomina, że prawdziwe przerażenie potrafi zrodzić się nie w efekciarskich scenach pościgów czy wybuchów, lecz w spojrzeniu zza firanki, w pojedynczym telefonie o nieznanym numerze, w milczeniu niepokojąco przyglądającej się nam osoby. To opowieść o lęku, który trudno nazwać i jeszcze trudniej zbagatelizować – i to jest w tym filmie najbardziej fascynujące.
Watcher (2022) - recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Obserwując obserwatora
Tytuł „Watcher” doskonale wpasowuje się w samą esencję filmu, którego osią jest proces obserwacji i bycia obserwowanym. W centrum fabuły znajduje się Julia (w tej roli Maika Monroe), młoda Amerykanka, która przeprowadza się do Bukaresztu wraz z mężem Francisem (Karl Glusman). Już na samym początku odczuwa pewną obcość: nie zna języka, otoczenie jest jej nieprzyjazne, a mąż większość czasu spędza w pracy. Powoli rodzi się w niej podejrzliwość – w oknie naprzeciwko ich mieszkania ktoś nieustannie wpatruje się w nią. Widz, będąc świadkiem tej sytuacji, sam zaczyna kwestionować, czy to rzeczywiście realne zagrożenie, czy może jakieś wewnętrzne demony kobiety.
Patrząc na aktorstwo Maiki Monroe, przychodzi mi do głowy cytat ze starej recenzji dotyczącej psychologicznych thrillerów: „Niepewność jest najskuteczniejszym narzędziem filmowca”. Monroe, która zyskała rozgłos dzięki występowi w „Coś za mną chodzi” (2014), ponownie udowadnia, że jest w stanie przekazać szeroką gamę emocji jedynie subtelnymi zmianami wyrazu twarzy i językiem ciała. Jej Julia to osoba, która nie tyle krzyczy w panice, co raczej milknie, pochłonięta narastającym niepokojem. Ten rodzaj niedopowiedzenia i wyczekującej postawy aktorki idealnie pasuje do konwencji osamotnionej kobiety w obcym kraju.
Podobne wrażenie buduje Karl Glusman, ukazując męża, który balansuje między troską o ukochaną a niewypowiedzianym zwątpieniem w jej trzeźwy osąd sytuacji. Ich relacja jest jednym z istotnych elementów, które napędzają fabułę – kiedy Francis zaczyna powątpiewać w słowa Julii, my także zadajemy sobie pytanie, czy bohaterka nie popada w paranoję. Ale czy aby na pewno? Każdy thriller bazuje na niedopowiedzeniu i sposobie, w jaki twórca myli tropy. Okuno robi to skrupulatnie, pozostawiając nas w stanie zawieszenia między empatią a wątpliwościami, jednocześnie uzmysławiając, że w cieniu wielkich miast kryją się równie wielkie tajemnice.
Watcher (2022) - recenzja i opinia o filmie [Netflix]. W obcym mieście - samotność i lęk
W fimie stolica Rumunii zyskuje dodatkowy wymiar – jest piękna i przytłaczająca zarazem, nowoczesna, lecz z nutą minionej epoki. Niezrozumiały język, specyficzny rytm dnia, odmienna kultura – wszystko to sprzyja narastaniu lęku i poczuciu wyobcowania. Realizatorzy z dużą dbałością o szczegóły prezentują zatłoczone ulice, klaustrofobiczne korytarze bloków mieszkalnych i brudne neonowe światła nocnych knajp, tworząc scenerię nie tyle przerażającą, co przesyconą niepokojem.
Jedną z największych zalet tego filmu jest sposób, w jaki kamera podąża za Julią. Wiele ujęć wydaje się kręconych niemal „zza jej pleców” czy „z jej barku”, co potęguje uczucie, że sami wchodzimy w rolę cichego obserwatora. Kiedy bohaterka wędruje po bukareszteńskich ulicach, my towarzyszymy jej w każdym niepewnym kroku i oddechu. Uważam, że jest w tym coś na wskroś hitchcockowskiego - podobnie jak w „Zawrocie głowy” czy „Oknie na podwórze”, widz czuje ciężar wzroku podążającego za bohaterem, lecz nie jest w stanie w pełni go zidentyfikować.
Co więcej, oddanie miasta w obiektywie operatorskim jest niezwykle sugestywne. Szarość blokowisk kontrastuje z bogatą fakturą architektury historycznej, co wzmacnia wrażenie obcowania z przestrzenią pełną sprzeczności. Mimo że Bukareszt nie jest może miastem tak często eksponowanym w kinie jak Paryż, Londyn czy Berlin, w „Watcher” staje się kolejnym bohaterem – milczącym, ale nieustępliwym. Można powiedzieć, że ta rumuńska metropolia, niczym powracający cień, odbija się w lustrze każdej decyzji Julii, stając się tłem i katalizatorem jej obaw.
Watcher (2022) - recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Czy to naprawdę on? Gra tropów i sugestii
Thrillery psychologiczne często bazują na kotłujących się w bohaterach wątpliwościach, ale „Watcher” robi to w wyjątkowo konsekwentny sposób. W dużej mierze zawdzięcza to strukturze scenariusza, który pozwala widzowi śledzić – niemal kroczek po kroczku – kolejne etapy popadania Julii w coraz głębszy niepokój. Muszę podkreślić, że reżyserka nie szczędzi detali, mających wzbudzić w nas pytanie: „Czy to wszystko się dzieje naprawdę, czy mamy do czynienia z halucynacją?”. Dlaczego? Bo czasem największy demon ukrywa się w naszym własnym umyśle – „Watcher” pozwala nam stanąć oko w oko z tą perspektywą.
W trakcie seansu wielokrotnie przychodziły mi na myśl filmy Romana Polańskiego, zwłaszcza „Lokator” czy „Wstręt”, gdzie granica między paranoją a rzeczywistością zostaje boleśnie zatarta. W „Watcher” tytułowy podejrzany, grany przez Burna Gormana, urasta do rangi niepokojącego symbolu – to ktoś, kogo właściwie nie znamy, kto na dłuższą metę nie wypowiada wielu kwestii, a jednak nieustannie czuć jego obecność. Ta samotna, niewyraźna sylwetka w oknie lub w półmroku ulicy działa na wyobraźnię znacznie silniej niż krwawe efekty czy sceny przemocy.
Muszę przyznać, że to właśnie ta warstwa oparta na sugestiach i oczekiwaniu najmocniej mnie wciągnęła. Chociaż tempo akcji nie jest zawrotne, a film raczej balansuje na subtelnych napięciach niż spektakularnych zwrotach akcji, to jednak misterna gra tropów i symboli sprawia, że widz czuje się zaniepokojony. W kinie rzadko już dziś spotyka się takie produkcje, w których największym kluczem do zrozumienia postaci jest przeanalizowanie jej milczenia, sposobu chodzenia czy wreszcie tego, jak wpatruje się w drugą osobę. „Watcher” udowadnia, że prawdziwe emocje często kryją się w z pozoru nieistotnych szczegółach.
Watcher (2022) - recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Podsumowanie
Podsumowując, nie mogę zaprzeczyć, że Chloe Okuno zaprezentowała solidną, konsekwentną wizję thrillera psychologicznego. Dzięki Maice Monroe, która w subtelny sposób oddaje narastający niepokój i poczucie osaczenia, film bez wątpienia wywołuje w widzu intensywne emocje. Choć nie jest to obraz, który przedefiniowuje gatunek, to jednak wyróżnia się staranną reżyserią i umiejętnym budowaniem klimatu.
Wiele elementów przywodzi na myśl klasykę – Hitchcocka, Polańskiego czy nawet wspomniane kino lat 70. – jednak „Watcher” ma własną tożsamość, opartą na przemyślanej inscenizacji i skupieniu się na stanach psychicznych bohaterki. Jest to film, który doświadczamy niemal organoleptycznie - czujemy szorstkość ciasnych wnętrz, chłód anonimowego miasta i potęgujący się niepokój w obliczu czyjegoś wzroku.
„Watcher” to intrygująca, pełna niedomówień opowieść, która konfrontuje nas z poczuciem wyobcowania, strachu i potrzebą zrozumienia drugiego człowieka. Czy warto ją zobaczyć? Jak najbardziej. Szczególnie jeśli poszukujecie niebanalnej, niespiesznej narracji, w której prym wiodą cicha obserwacja i narastający lęk, a nie hałaśliwe fajerwerki wizualne.
Atuty
- Subtelne i konsekwentne budowanie napięcia oraz atmosfery niepokoju
- Świetna kreacja Maiki Monroe, która doskonale oddaje lęk i wyobcowanie
- Klimatyczne wykorzystanie scenerii Bukaresztu jako dodatkowego, „milczącego” bohatera
Wady
- Niespieszne tempo akcji może zniechęcić widzów preferujących dynamiczne thrillery
- Niektóre wątki poboczne są jedynie zarysowane i mogłyby zostać lepiej rozwinięte
- Brak rewolucyjnych pomysłów w konstrukcji fabuły – film raczej czerpie z klasyki gatunku niż wprowadza nowe elementy
To solidna propozycja, która, choć oparta na prostych założeniach, potrafi głęboko utkwić w pamięci. Warto sprawdzić.
Przeczytaj również
Komentarze (7)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych