Spider-Man: Przyjazny pająk z sąsiedztwa (2025) – recenzja serialu [Disney]. Multiwersum w natarciu

Spider-Man: Przyjazny pająk z sąsiedztwa (2025) – recenzja, opinia o serialu [Disney]. Multiwersum w natarciu

Piotrek Kamiński | Dzisiaj, 08:00

Kilkunastoletni Peter Parker zaczyna właśnie naukę w szkole dla geniuszy, Midtown High. Stresuje się, jak wypadnie na tle innych, ponadprzeciętnie inteligentnych dzieciaków, lecz nic nie mogło przygotować go na to, co zaraz miało się wydarzyć, ani jak diametralnie zmieni się przez to jego życie. 

Zastanawiam się, kiedy Marvel (czy to pod postacią Sony czy Disneya), nauczy się w końcu, że nie trzeba ZA KAŻDYM JEDNYM RAZEM przybliżać widzom genezy narodzin Człowieka Pająka. Widzieliśmy ją w filmach z Tobym, z Andrew, z Tomem (chociaż w mniej oczywisty sposób), w serialu z lat dziewięćdziesiątych, w seriach “Ultra” i „Spectacular”. Biedny wujek Ben za każdym razem musi umrzeć, żeby nauczyć świeżo ugryzionego przez pająka Petera, że z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Może gdyby kolejne projekty o Pająku pojawiały się jakoś raz na dekadę albo rzadziej, miałoby to jakiś sens, a tak twórcy filmów i seriali zabierają nam tylko cenny czas antenowy, aby po raz n-ty opowiedzieć o tym, o czym i tak każdy już wie. Dobrze, że chociaż James Gunn czuje klimat i już stwierdził, że nie ma zamiaru po raz kolejny pokazywać śmierci rodziców Bruce'a Wayne'a, kiedy będzie się brał za swoją wersję „Batmana”. Może i Marvel dojrzeje kiedyś do tej decyzji. Zobaczymy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Co ciekawe, scenarzyści dzisiejszego serialu nie wycierają sobie metaforycznej gęby wujkiem Benem, który tutaj już chyba po prostu nie żyje, bo tak! Miła odmiana, tylko skąd w takim razie w Peterze ta potrzeba sprawiedliwości, skoro nie popełnił dotąd żadnego karygodnego błędu, który kosztowałby kogoś życie? Jasne, może po prostu mieć silny kompas moralny, ale mam nadzieję, że ekipa kreatywna po prostu czeka, żeby w odpowiednim momencie zrzucić nam na głowy jakąś bombę – jak w „No Way Home”. Brak Bena Parkera, to nie jedyna duża różnica. Zaintrygowało mnie, jak diametralnie... niestandardowe jest tu pokazanie momentu, w którym Pete został ugryziony przez pająka. Ktoś ewidentnie stwierdził, że skoro mają już klocki w postaci poprzednich produkcji MCU, to warto się nimi pobawić, a ja jestem jak najbardziej na tak i poproszę więcej tego typu niespodzianek.

Spider-Man: Przyjazny pająk z sąsiedztwa (2025) – recenzja, opinia o serialu [Disney]. Origin Parkera w wersji Toma Hollanda. Prawie. Jakby. Nie za bardzo...

Nowy strój

Musisz wiedzieć, że Peter Parker, którego tutaj oglądamy, to nie jest ta sama postać, co wersja Toma Hollanda. Przynajmniej nie do końca. Zdecydowanie zachowuje się podobnie do niego, będąc raczej krzykliwą, lekko neurotyczną wersją Parkera, a i jego ciocia May wygląda zaskakująco podobnie do Marisy Tomei, ale próżno będzie szukać wokół niego Neda, MJ czy Flasha. Najważniejszą różnicą jednak jest ta, której zawdzięczamy praktycznie wszystkie wydarzenia tego sezonu – to nie Tony Stark zwerbował go do Avengers, a... Norman Osborn do Oscorp. Walka na lotnisku wciąż się odbyła, jasne. Po prostu bez Spider-Mana. 

Otwiera to ogromny potencjał fabularny, pozwalający w faktycznie interesujący sposób przepisać wydarzenia z „sacred timeline”, zastanowić się, co mogło wydarzyć się w związku z tym inaczej i jakie miało to konsekwencje dla całego świata. Miałem już okazję sprawdzić cały pierwszy sezon serialu, więc mogę z całym przekonaniem zapewnić cię, że scenarzyści „Przyjaznego pająka z sąsiedztwa”... mają ten temat głęboko w czterech literach. Wydarzenia z głównej osi czasu są tu jedynie ciekawostkami, smaczkami dla fanów. Przedstawiona tu historia jest kompletnie oryginalna, praktycznie pozbawiona istotnych nawiązań do filmów. To... dobrze? Sam nie mogę się zdecydować.

Spider-Man: Przyjazny pająk z sąsiedztwa (2025) – recenzja, opinia o serialu [Disney]. Niby metaforyczny Potwór Frankensteina, ale całkiem żwawy

Amazing Fantasy 15

Pisząc „kompletnie oryginalna”, trochę nakłamałem. Scenarzyści poszli tą samą drogą, co większość ludzi w podobnej sytuacji, czyli wzięli już znane i lubiane postacie, po czym przepisali je na nowo – czasami całkiem diametralnie, innym razem zmieniając tylko parę detali. I tak oto tutejsza grupa przyjaciół Petera to: szkolna gwiazda futbolu, Lonnie Lincoln i interesująca się magią gotka, Nico Minoru. Zaznajomieni z komiksami fani powinni natychmiast rozpoznać te nazwiska i mogą już zacząć zastanawiać się, w jaki sposób dojdziemy do poznania ich alter-ego. Trzeba jednak przyznać, że twórcy serialu nie spieszą się za bardzo, a cały proces „dorastania do ostatecznej wersji siebie” przebiega w ich przypadku niespiesznie. Tylko w przypadku Lonnie'ego rozbawiło mnie jak szybko podjął pewną istotną decyzję i oswoił się z jej konsekwencjami. Jak na tak mocno skupiony na postaciach i ich relacjach serial wydało mi się to dziwnie pospieszne. Najbardziej zdziwili mnie jednak obaj Osbornowie. Nie dlatego, że są teraz czarni, choć to też lekko mnie zakuło, bo po raz kolejny zrobiono to głównie po to, żeby ludzie gadali, a nie w żadnym konkretnym celu fabularnym. Nie. Najbardziej zaintrygowało mnie to, jak dziwnie delikatny i rozpuszczony jest teraz Harry. Jasne, jego osobowość zawsze była lekko cwaniacka, w końcu urodził się w kosmicznie zamożnej rodzinie, ale tym razem jest przy tym jakiś taki... bardziej irytujący. Jak typowa „dziewczyna z doliny”, ale w spodniach. 

Pod względem antagonistów też nie ma mowy o jakichś kompletnie nowych i intrygujących tworach. Trzeba jednak przyznać, że sięgnięto po kilka mniej znanych postaci (mam swoje podejrzenia dlaczego, ale zachowam je dla siebie), a te już znane doczekały się przemodelowania. Szalenie jest mi przykro, że nigdy nie zobaczyliśmy w pełni uzbrojonego Maca Gargana w wykonaniu Michaela Mando, ale miło jest zobaczyć tutaj, jak taki Scorpion mógł, potencjalnie, wyglądać. Zarówno tych dobrych, jak i złych postaci jest w pierwszym sezonie „Przyjaznego pająka z sąsiedztwa” znacznie więcej i tak jak nie każda podobała mi się równie bardzo, tak żadna nie wypadła po prostu źle. Część co bardziej wokalnych przeciwników „woke culture” będzie miała zapewne problem z (potencjalną) żeńską wersją Lizarda, ale ja jeszcze nie zamierzam wieszać psów na scenarzystów, pamiętając jak świetnie wyszła Olivia Octavius w „Into the Spiderverse”. Nie jestem jednak pewien, czy ta postać ma równie duży potencjał. Zdaje się, że przekonamy się o tym w przyszłości, jako że Disney dał zielone światło dwóm kolejnym sezonom.

Na koniec dwa słowa o warstwie audiowizualnej. Po pierwsze: absolutnie gardzę tą piosenką z intra, bezczelnie próbującą grać na nostalgii widzów poprzez użycie klasycznej melodii z serialu z lat sześćdziesiątych jako tła. Po drugie, mam pewien problem z kierunkiem artystycznym serialu. Złożenie hołdu złotej erze komiksów o Pająku i Steve'owi Ditko było na pewno interesującym pomysłem... na papierze, ponieważ w praniu nie sprawdza się to najlepiej. Uwielbiam to, jak wyglądają Peter i ciocia May. Ten pierwszy natychmiast kojarzy się z oryginalnymi komiksami, podczas gdy ciocia przywołała mi na myśl komiksową MJ z późniejszej epoki (co wiele powie nam o głowie Parkera, jeśli ta kiedyś pojawi się w serialu). Oboje mają w sobie coś bardzo... staromodnego. Trzeba jednak pamiętać, że cały serial dzieje się w naszych czasach, co odzwierciedlają praktycznie wszystkie inne modele postaci. I w ich przypadku ten styl graficzny nie robi już takiej roboty. Koniec końców, przyzwyczaiłem się do niego, bo serial jest na wiele sposobów „swój własny”, więc i wygląda sobie po swojemu, ale bardzo długo kuło mnie to w oczy.

Ostatecznie jednak, prawda jest taka, że jest to serial tylko częściowo dla starych pryków i fanów Pająka, takich jak ja. Twórcy nie ukrywają, że celują w młodszą, mniej zaznajomioną z mitologią Spidey'ego widownię – stąd te powtórki wątków i motywów, ciut bardziej niż bym sobie życzył infantylne żarty i tym podobne problemy. Uważam, że to MOŻE być w przyszłości dobry serial, jeśli tylko nie będzie bał się zrobić czegoś prawdziwie świeżego. Bawiłem się nieźle, choć nie powiem abym był zachwycony częścią decyzji dotyczących postaci i ich historii. Tak więc moja ocena jaka jest, każdy widzi, a jeśli zamierzacie pokazać serial młodszemu rodzeństwu czy dzieciom, to jest szansa, że w ich oczach będzie to nawet i oczko albo dwa wyżej.

Atuty

  • Dobrze skrojona, spójna historia, w której znajdzie się nawet kilka niespodzianek;
  • Solidna obsada;
  • Sceny akcji z drugiej połowy sezonu, kiedy fabuła nabiera tempa, robią wrażenie;
  • Nie spieszy się, pozwalając widzom poznać bohaterów i polubić się z nimi;
  • Masa smaczków do wyłapania (moim ulubionym były combosy wyciągnięte prosto z gier Insomniac).

Wady

  • To w zasadzie po prostu mix znanych postaci i wątków, czasami tylko lepiej schowany;
  • Zwykle niespieszny scenariusz w dwóch miejscach zalicza gigantyczny skok naprzód, co mocno rzuca się w oczy;
  • Styl graficzny przywodzi na myśl starą grę, ale idzie się do niego przyzwyczaić;
  • Historia umieszczona w bardzo podobnym do głównego MCU świecie, a zupełnie z tego faktu nie korzysta.

„Spider-Man: Przyjazny pająk z sąsiedztwa” opowiada ciekawą, wielowątkową historię, będącą genezą większości istotnych postaci w serialu, ale przy tym gra dosyć bezpiecznie, remiksując już znane i lubiane postacie i motywy, nie oferując zbyt wiele faktycznych nowości. Robi to jednak bardzo sprawnie i satysfakcjonująco. No i do stylu graficznego trzeba się przyzwyczaić.

7,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper