Kompletnie nieznany (2024) - recenzja filmu [Disney]. Czasy się zmieniają

Kompletnie nieznany (2024) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Czasy się zmieniają

Piotrek Kamiński | 01.02, 20:00

Młody chłopak znikąd odwiedza w szpitalu swojego muzycznego idola, gdzie poznaje też jego przyjaciela, gwiazdę muzyki folkowej, Pete'a Seegera. Pokazuję im swój talent i wkrótce zaczyna pojawiać się na festiwalach, grać w barach, wydawać płyty. Ale Bob Dylan nigdy nie chce grać tego, co ktoś mu narzuca, ale to, na co on sam ma w danej chwili ochotę. Niełatwo jest przyjaźnić się z kimś takim...

Dziewiątego stycznia poszedłem na pokaz "Kompletnie nieznanego" do jednego z warszawskich multipleksów. Film zrobił na mnie wrażenie, nie mogłem się doczekać, aby podzielić się z wami, co o nim myślę. Lecz wtedy coś się wydarzyło. Nie jestem już nawet do końca pewien, ale zdaje się, że wpadło coś do obejrzenia na konkretne embargo i recenzję filmu, który miał ukazać się w kinach dopiero 17 stycznia, trzeba było przesunąć. Później jeszcze coś wpadło i nagle okazało się, że ani Roger nie wpisał biografii Dylana nigdzie w późniejszy grafik, ani ja nie pamiętałem, że dobrze byłoby się tym zająć. Tak naprawdę brak recenzji zauważyłem przypadkiem, a że uważam "Kompletnie nieznanego" za przykład dobrego, wartego uwagi kina, to biję się w pierś i mimo wszystko piszę ten tekst z dwutygodniowym opóźnieniem względem premiery. Przepraszam.

Dalsza część tekstu pod wideo

James Mangold w ciekawy sposób prowadzi swoją karierę reżyserką. Przez 30 lat zrobił tylko 13 filmów, ale za to każdy z nich jest w jakiś sposób ciekawy i warty obejrzenia (no, prawie, ale o "Dial of Destiny" i tak już nikt nie pamięta, więc jest ok). Od chwytającego za serce debiutu w postaci "Victor, syn Dolly", przez lekko kiczowatą, ale wciągającą i do pewnego stopnia zaskakującą "Tożsamość", po absolutny sztos, jakim było "Le Mans '66". Dlatego od początku spodziewać się można było, że jego biografia Boba Dylana, z Timothee Chalametem w roli głównej (bardzo dobry casting, swoją drogą), będzie obrazem nietuzinkowym, tak jak nietuzinkowym artystą jest sam Dylan.

Kompletnie nieznany (2024) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Artystyczny oniryzm czy zwykła niechlujność?

Bob Dylan

W teorii, film Mangolda opowiada o pierwszych kilku latach działalności Boba na scenie, ale nie radziłbym pisać na jego podstawie artykułów czy notek biograficznych. Reżyser dosyć frywolnie miesza ze sobą wydarzenia, czasami kompletnie zmienia miejsce, gdzie dana sytuacja się wydarzyła - by dzięki temu zachować spójność i nie musieć rozciągać i tak już wynoszącego 140 minut czasu projekcji. Uważam jednak, że w tym wypadku nie jest to takie złe. Sam reżyser przyznaje, że to tak naprawdę nie jest biografia Boba Dylana, a po prostu inspirowany nim i jego twórczością film fabularny. No i, biorąc pod uwagę ogólną tajemniczość Boba, jego zdystansowanie i (wtedy) niechęć do mówienia o swojej przeszłości, takie lekkie zamieszanie pewnych spraw nadaje całej historii bardziej "legendarny" charakter. Jakbyśmy słyszeli tylko powtarzaną przez ludzi, zniekształconą przez czas opowieść o Bobie, a nie jego faktyczne życie.

Początki Dylana są wdzięcznym tematem na film również z tego powodu, że zaczynał w najbardziej "gorących" latach zimnej wojny, co z jednej strony wpłynęło znacząco na jego twórczość, z drugiej stanowi po prostu porywające tło wydarzeń. Jest w tym filmie taka scena, kiedy kubański kryzys rakietowy sięga zenitu i ludzie w całych Stanach Zjednoczonych wierzą, że w nocy zacznie się wojna i, że w ruch pójdzie broń nuklearna. Mangold mistrzowsko pokazuje nastroje społeczeństwa z tamtego dnia - jedni panicznie uciekali z miast, w nadziei, że na wsi nie dosięgnie ich eksplozja i promieniowanie, inni stali się agresywni, a jeszcze inni swój strach chowali głęboko w środku, w pełnym grozy milczeniu czekając na przyszłość, która miała nie nadejść. Tej nocy Bob rozpoczął swoją znajomość z Joan Baez (Monica Barbaro) i jest w tym ich spotkaniu coś tak żywego, tak ludzkiego, smutnego i krzepiącego jednocześnie, że do tej pory mam ciarki, jak tylko o tym myślę.

Kompletnie nieznany (2024) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Szukając Boba Dylana

Bob i Sylvie

Mangold opowiada nam o Dylanie przez pryzmat jego relacji z najbliższymi i jego stale ewoluującego stylu, ponieważ on sam w sobie zdaje się być kompletną enigmą. Pierwszymi osobami, które poznają choć kawałek Boba jako człowieka, są wspomniani już Woody Guthrie (Scott McNairy) i Pete Seeger (Edward Norton). Później jego codzienność i brak wyczucia obserwujemy przez oczy jego dziewczyny, Sylvie (Elle Fanning), rąbek tajemnicy od strony artystycznej odsłaniają wspomniana już Baez i jego agent, Albert Grossman (Dan Fogler). Ostateczny portret artysty, jaki wyłania się z tych wszystkich strzępków, pozwala widzowi przypuszczać, że teraz już coś tam o nim wie, ale prawda jest taka, że tylko sam Dylan wie, co chodzi mu po głowie. Jego relacje z innymi postaciami są w większości tak chłodne i odległe, że trudno mówić o jakiejkolwiek chemii ekranowej między aktorami. Oni może i chcieliby się zbliżyć, ale Bob już nie. Z jednej strony wzmacnia to tylko jeszcze bardziej postać głównego bohatera, z drugiej sprawia, że postacie poboczne są tylko bardzo ogólnie nakreślone, brakuje im niuansów. I ja rozumiem, że taki właśnie był zamysł, ale nie zmienia to faktu, że trudno z nimi przez to sympatyzować (wyjątkiem jest świetna Fanning).

Film jest solidnie nakręcony i zmontowany, od czasu do czasu imponując dłuższym, bardziej złożonym ujęciem, ale prócz tego Mangold nie skupiał się zbyt mocno na obrazie, jako środku przekazu. A już na pewno nie w takim stopniu, jak na dźwięku. Bob pisał o tym, co leżało mu na sercu, co działo się na świecie, o duchowym aspekcie człowieczeństwa, tak więc ścieżka dźwiękowa filmu jest tu właściwie jeszcze jedną postacią, antycznym chórem ustanawiającym ton, kreślącym tło wydarzeń. Ważne zatem było, aby zrealizować ten aspekt filmu w możliwie najlepszy sposób. Tak więc, podobnie jak Taron Egerton w "Rocketmanie", zarówno Chalamet, jak i cała reszta obsady sami wykonują swoje utwory. Mało tego, sami grają na swoich instrumentach i występują "na żywo", przed kamerą. I choć miałem z początku pewne wątpliwości, czy takie podejście ma prawo zadziałać, to ostatecznie muszę przyznać, że efekt jest więcej niż tylko dobry, a i dodaje filmowi autentyczności, bo widz wciąż słyszy ten sam głos, a nie jak w "Bohemian Rhapsody", gdzie Rami Malek nagle "mutował" we Freddy'ego.

Myślę, że największym problemem, który widownia może mieć z obrazem Mangolda, to jego tempo. Reżyser pragnie pokazać nam ile tylko może z tej artystycznej ewolucji Dylana - naginając przy tym lekko pewne fakty - ale z zasadnością wrzucenia ich wszystkich do ostatecznego montażu można by polemizować. Tak czy inaczej, jest to sprawnie zrealizowany film o trudnych czasach, o potrzebie bycia usłyszanym, o rozwoju, tak świata, jak i pojedynczego człowieka, o buncie przeciw wojnie, oczekiwaniom i konformizacji. Nie ma w sobie tyle mocy, by faktycznie pobudzić dzisiejsze społeczeństwo do działania, ale też nie wydaje mi się, aby taki był jego cel. James Mangold chciał opowiedzieć o nietuzinkowym, ważnym dla rozwoju muzyki rozrywkowej artyście i zrobił to w całkiem nietuzinkowy sposób.

Atuty

  • Bardzo dobrze zrobiona warstwa dźwiękowa;
  • Obsada dobrana w punkt, a o Cashu Boyda Holbrooka chętnie obejrzałbym i cały film;
  • Timothee Chalamet zwyczajnie nie daje się w tym filmie polubić - i to jest bardzo dobra wiadomość;
  • W Elle Fanning za to nie da się nie zakochać;
  • Dobrze zarysowane, istotne dla całego filmu tło wydarzeń.

Wady

  • Niektóre sceny można było wyciąć, żeby ściągnąć czas projekcji do tych 120 minut albo mniej;
  • Większość postaci drugoplanowych raczej płaska (nawet jeśli to w jakimś tam stopniu zrozumiałe).

"Kompletnie nieznany" jest filmem niecodziennym. Zamiast odsłaniać profil wziętego na tapet tematu, otacza go jeszcze większą aurą tajemniczości. Mógłby być krótszy, ale to i tak wciągająca opowieść o niepczywstych czasach, w których chcąc dojść na szczyt trzeba było być nieoczywistą osobą. Nie dla każdego.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper