Reacher (2022) – recenzja po 6 odcinkach serialu [Amazon]. Wewnętrzna robota

Reacher (2022) – recenzja, opinia po 6 odcinkach serialu [Amazon]. Wewnętrzna robota

Piotrek Kamiński | Wczoraj, 21:00

Natknąwszy się na próbę porwania w toku, Reacher krzyżuje plany porywaczy, przypadkiem zabijając przy tym oficera policji. Nie mając wyboru, rusza z dzieciakiem, którego uratował do jego domu, gdzie czeka już na nich jego ojciec, szemrany przedsiębiorca, Zachary Beck. Reacher musi się gdzieś przyczaić, więc zgadza się pracować dla niego. Plot twist: cała ta sytuacja została zaaranżowana właśnie po to, aby nasz wielkolud mógł bezpiecznie zinfiltrować majątek Becka. Oto trzeci sezon „Reachera”.

„Siła perswazji”, siódma część papierowych przygód Jacka Reachera, wydana została w 2003 roku, mogąc pochwalić się bardzo pozytywnymi recenzjami zarówno od recenzentów, jak i zwykłych czytelników. Siłą rzeczy, serial będący kompletnie innym medium, w dodatku dopiero w swoim trzecim sezonie, musi pod pewnymi względami różnić się od książki – pewne wątki zostały skrócone, inne lekko zmienione, żeby lepiej pasować do filmowego sposobu budowania napięcia, ale tam gdzie jest to najważniejsze, trzeci sezon „Reachera” to po prostu „Siła perswazji” na małym ekranie. Fani powinni być zadowoleni.

Dalsza część tekstu pod wideo

Moim największym problemem z drugim sezonem serialu był nadmiar sojuszników głównego bohatera. Jego ludzie to zasadniczo tacy mniejsi Reacherzy – piekielnie skuteczni, niemal niezniszczalni – co spłycało lekko postać graną przez Alana Ritchsona. Fakt, że niemal od początku graliśmy w otwarte karty również nie pomagał budowaniu napięcia. Jasne, obejrzałem cały sezon i bawiłem się z nim całkiem nieźle, ale nie miał on nawet startu do prostego geniuszu pierwszej serii. No więc, spieszę donieść, że tegoroczna paczka odcinków znacznie bardziej kojarzy się z oryginałem niż jego kontynuacją. I całe szczęście!

Reacher (2022) – recenzja, opinia po 6 odcinkach serialu [Amazon]. „Realizm” kontrolowany

Paulie

Powieści kryminalne są naiwne – powiedzmy to sobie od razu, żebyśmy nie mieli wątpliwości, na czym stoimy. Główni bohaterowie mają zazwyczaj niesamowite wręcz szczęście, źli ludzie nie zauważają oczywistych oczywistości, robią różne rzeczy w niepotrzebnie skomplikowany sposób, dzięki czemu dają się ostatecznie złapać. To nie są dzieła realistyczne, bo i nigdy nie miały nimi być. Byłyby wtedy nieziemsko nudne. Tak więc oglądając seriale takie jak „Reacher” trzeba pogodzić się z tym, że pewne jego elementy będą absurdalnie nierealistyczne – taka to już natura tego gatunku.

Trzeci sezon serialu trzyma się całkiem nieźle swojej własnej wersji „realizmu”, tylko od czasu do czasu przeginając, prosząc abym przymrużył oko odrobinę mocniej, niż bym sobie tego życzył. Pierwszy taki moment następuje już w drugim odcinku, kiedy Reacher „upycha” jeden problem, z którym poradzi sobie później. Na szczęście w budynku, w którym rzecz się dzieje nie pracują żadni ochroniarze, żadni sprzątacze, nikt, kto mógłby znaleźć rzeczony problem i wywołać niemałe zamieszanie. Druga rzecz, która lekko mnie bawiła, to fakt, że główny bohater może praktycznie non-stop wymykać się, prowadzić tajne rozmowy i co tam jeszcze, ponieważ bandziory wśród których żyje mają ogromny szacunek do jego potrzeby prywatności. Czy coś. Są to jednak problemy na tyle niewielkie, że zwykle uśmiechałem się, kiedy po raz kolejny wydarzyło się coś podobnego. Spodziewałem się ich wręcz i przyjmowałem z pokrętną radością. To trochę jak bieganie Toma Cruise'a w kolejnych „Mission Impossible” - spodziewasz się go, czekasz wręcz, aż Tom będzie mógł pokazać z jaką prędkością wciąż potrafi zapierdzielać, mimo ponad 60 lat na karku. Nie pamiętam, kiedy grał Reachera też tak się popisywał? Pamięta ktoś jeszcze te filmy?

Reacher (2022) – recenzja, opinia po 6 odcinkach serialu [Amazon]. Skoncentrowana, solidna intryga

Negocjacje

Tym jednak, co jest naprawdę ważne, jest napięcie związane z prowadzonym śledztwem i pod tym względem trzeci sezon naprawdę błyszczy. Fabułę obserwujemy z dwóch głównych perspektyw, do których dochodzi jeszcze retrospekcja tłumacząca motywację Reachera, którą widzowie zobaczą w piątym odcinku. Tak więc z jednej strony mamy samego wielkoluda, przebywającego w domu Becka (Anthony Michael Hall), stopniowo zdobywającego jego zaufanie, wykonującego dla niego różne roboty, starając się nie dać przy tym zdemaskować jego ludziom – zwłaszcza odkrycie się przed gigantycznym Paulim (Oliver Richters) byłoby nierozsądne. Nawet Reacher wygląda przy nim jak mały chłopiec. Na miejscu główny bohater zaprzyjaźnia się jednak zarówno z pracującymi dla Becka pokojówką i kucharką (odpowiednio Caitlin McNerney i Helen Taylor) oraz synem gangstera, Richardem (Johnny Berchtold), co tworzy podwaliny pod emocjonalną stawkę serialu – i to całkiem skuteczne. Sam Reacher jest prawie niezniszczalny, ale kiedy w niebezpieczeństwie znajdują się ludzie, na których mu zależy, klimat z miejsca staje się bardziej gęsty.

Gdzie indziej zadekowani siedzą agenci DEA, z którymi nieoficjalnie pracuje główny bohater. Duffy (Sonya Cassidy) jest pomysłodawczynią całej operacji, agentką, której cywilna wtyczka zaginęła podczas pracy dla Becka, przez to agentka czuje teraz niepowstrzymaną potrzebę ruszenia jej z pomocą. Najciekawszym elementem ich wątku jest przetrzymywany przez nich ochroniarz Richarda, niejaki John Cooper (Ronnie Rowe). Od pierwszych minut po prostu wiesz, że jest on tam głównie po to, aby w pewnym momencie się wyzwolić i narobić im niezłego smrodu. I wiesz co? Scenarzyści zdecydowanie dowieźli pod tym względem. Jest zabawnie, strasznie, satysfakjonująco, krwawo – zabawa pełną gębą. O wspomnianej wyżej retrospekcji nie będę się za bardzo rozpisywał, ponieważ uważam, że najlepiej będzie zobaczyć ją na własne oczy. Napiszę jedynie, że generalnie jest ona bardzo ciekawa, ale przy tym również dziwnie było zobaczyć jak doskonale Reacher dogaduje się z jej główną bohaterką – aż trochę zbyt doskonale, jakbyśmy bez tego nie dali rady zrozumieć, że nasz wielkolud naprawdę ją polubił.

Trzeci sezon „Reachera” zapowiada się na kawał bardzo dobrej telewizji. Ritchson nie stracił nic ze swojej posągowej prezencji, wciąż mówi niewiele - tylko tyle ile trzeba – wciąż ogląda się go fenomenalnie. Dziwiło mnie z początku jak sztucznie podaje niektóre dialogi, dopóki nie zrozumiałem, że te dialogi mają brzmieć sztucznie, bo to Reacher udaje i najwyraźniej nie jest aż tak dobrym aktorem, jak sam Alan Ritchson. Napięcie towarzyszy nam praktycznie bez przerwy, kolejne odcinki oferują regularne zwroty akcji, z których część potrafi solidnie zaskoczyć, przemoc ukazana jest tak samo bezpardonowo jak zawsze, miejscami wkraczając na teren groteski, ale to dobrze, bo cały serial od zawsze ocieka czarnym humorem. Przede mną jeszcze dwa odcinki, ale już teraz wiem, że telewizyjna „Siła perswazji” podoba mi się znacznie bardziej, niż zeszłoroczna „Elita zabójców”. Polecam.

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper