![Rodziny takie jak nasza (2024) - recenzja serialu [Canal+]. Źle się dzieje w państwie duńskim](https://pliki.ppe.pl/storage/1202cf89f3fb126fd623/1202cf89f3fb126fd623.jpg)
Rodziny takie jak nasza (2024) - recenzja, opinia o serialu [Canal+]. Źle się dzieje w państwie duńskim
Jacob, architekt z Kopenhagi, dowiaduje się nieoficjalnie, że czarny scenariusz w kwestii jego kraju ma się spełnić - Dania pójdzie pod wodę. Próbuje więc spieniężyć co się da i uciekać, zanim wszystko co ma stanie się bezwartościowe. Gwałtowne wyprzedawanie wszystkiego ledwie kilka dni przed ogłoszeniem kryzysu nie jest jednak najmądrzejszym możliwym planem...
Nowa produkcja Duńczyków idzie all-in w koncepcję. Po obejrzeniu wszystkich siedmiu odcinków mam wrażenie, że plan był taki, że bierzemy temat - skądinąd bardzo ciekawy - i próbujemy wymyślić, jak zachowaliby się ludzie, zwyczajni ludzie, w takiej sytuacji. Efekt końcowy ma swoje momenty, ale przez większość czasu ogląda się go tak, jakby to był dokument albo jakaś telenowela. Nie mogę powiedzieć żeby jakoś specjalnie mnie porwał.
Przez pewien czas myślałem, że będzie to po prostu ruminacja na temat samego wydarzenia - od pierwszych reakcji, przez rozwój wypadków, szczegółowe przyglądanie się potencjalnym kierunkom działania i tak dalej. Fabuła jednak szybko skręca w mini-dramaty poszczególnych bohaterów i tak jak kryje się w nich odrobina ciekawego materiału, tak w większości przypadków wydały mi się one banalne, często wręcz naciągane i mało angażujące. Absolutnie nie są to cechy, których oczekiwałbym od historii rozpisanej na blisko siedem godzin...




Rodziny takie jak nasza (2024) - recenzja, opinia o serialu [Canal+]. Historia ludzi w obliczu katastrofy

Dwoma najbardziej intrygującymi wątkami są historia morderstwa, do którego dochodzi przypadkiem, a które ciąży później na sumieniach odpowiedzialnych, oraz osobista podróż – tak wewnętrzna jak i dosłowna – Laury, młodej kobiety, która nie może zdecydować się czy uciekać z kraju wraz z rodziną czy zostać z chłopakiem, w którym się zakochała. Nie brzmi zbyt intrygująco? Bo samo to ich uczucie jest nudne, jak flaki z olejem, czemu nie pomaga wcale fakt, że dramaturgicznie można odnieść wrażenie, że kończy się świat, nadciąga zagłada, wojna i co tam jeszcze, podczas gdy trzeba po prostu się przeprowadzić, bo za jakiś czas tu gdzie stoją będzie znajdowała się woda.
Nie wiem, może to ja nie czuję po prostu klimatu, ale kompletnie mnie to nie wciągnęło. Na szczęście, później robi się znacznie ciekawiej, kiedy Laura musi przebijać się do celu wszelkimi dostępnymi metodami, po drodze napotykając bardziej i mniej przyjaznych ludzi – w scenach tych usłyszymy całkiem sporo naszego ojczystego języka. O tym drugim wątku nie będę się zbytnio rozpisywał, bo spoilery. Powiem tylko, że pod pewnymi względami kojarzył mi się ze „Zbrodnią i karą”, a ciężko mieć pretensje do kogoś, że wzoruje się na tak dobrej literaturze. Za sterami projektu stoi Thomas Vinterberg, autor przerażającego „Polowania” i prześwietnego „Na rauszu” - oba z Madsem Mikkelsenem w roli głównej – więc akurat o to, że trudne sytuacje międzyludzkie zostaną nakreślone ostro i wyraźnie, nie stroniąc od trudnych sytuacji i tematów, można być spokojnym. W świecie seriali trudniej jest utrzymać takie napięcie, jak w dwugodzinnym filmie i mam wrażenie, że pod tym względem Vinterberg nie do końca sobie poradził.
Rodziny takie jak nasza (2024) - recenzja, opinia o serialu [Canal+]. Odcienie człowieczeństwa

Nowa propozycja Canal+ nie jest również zbyt widowiskowo nakręconą produkcją. Zagrożenie cały czas wisi w powietrzu, ale oglądamy przede wszystkim po prostu motających się w tym nowo powstałym chaosie ludzi, próbujących wyjść z niego obronną ręką. Oglądamy dramaty rodzinne, próby nieuczciwego wzbogacenia się na czyjejś tragedii, sytuacje, w których trudna sytuacja sprawia, że osoby, które były ze sobą skłócone od całych dziesięcioleci, nagle znów zaczynają rozmawiać, starają się sobie pomóc. Wszystkie najlepsze i najgorsze strony ludzkiej natury wystawione na widok, ku naszej uciesze. Jeśli brzmi to ciekawie, to możesz śmiało oglądać. Jeśli natomiast wolałbyś coś opowiedzianego bardziej klasycznie, jak ja, jest szansa, że ten konkretny slow-burner nie jest dla ciebie.
„Rodziny takie jak nasza” mogły być bardzo mocnym kawałkiem telewizji. Wszystkie niezbędne elementy składowe w postaci dobrej obsady, zróżnicowanych wątków i mocnego punktu wyjścia są na miejscu. Miejscami widać nawet ten dobrze znany talent Thomasa Vinterberga do wyciągania z aktorów najczystszych emocji i budowania dramatycznych, rozrywających serce sytuacji, ale, no właśnie: „miejscami”. To nigdy nie powinno było być siedem godzin telewizji. Takie przeciągnięcie historii sprawiło, że momentami dosłownie nic się nie dzieje, kiedy indziej postacie zachowują się bezgranicznie głupio, bo jakoś przecież te ich wątki trzeba zapełnić, a sam finał opowieści – przynajmniej w moim przypadku – nie wynagradza przebijania się w bólach przez poprzednie odcinki. Szkoda, bo naprawdę liczyłem na coś dużo bardziej zapadającego w pamięć.
Atuty
- Bardzo ciekawy punkt wyjścia;
- Część wątków potrafi szczerze zaintrygować, a nawet miejscami ruszyć za serce;
- Dobrze, dramatycznie zagrany, choć sytuacja aż tak paląca przecież nie jest.
Wady
- Natłok historii i raczej majaczące na horyzoncie, niż wiszące tuż nad głowami bohaterów zagrożenie sprawiają, że nie czuć napięcia;
- Bardzo nierówne tempo;
- Czasami postacie zachowują się okrutnie wręcz głupio, jakby na chwilę wyłączały się im mózgi.
Thomas Vinterberg próbuje swoich sił w świecie serializowanych opowieści telewizyjnych i choć sam pomysł na to ma ciekawy, to jednak widać, że jego styl opowiadania nie do końca pasuje do tak długiego formatu. Jeśli ktoś lubi takie niespieszne historie o ludziach, to może śmiało dać mu szansę. Ja się trochę wymęczyłem.
Przeczytaj również






Komentarze (0)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych