Przepiękne! (2025) – recenzja filmu [Warner Bros]. Zgapiona lekcja miłości

Przepiękne! (2025) – recenzja, opinia o filmie [Warner Bros]. Zgapiona lekcja miłości

Piotrek Kamiński | 09.03, 21:10

Zmierzając do pracy, Baśka trafia na Kubę – przystojnego chłopaka w wesołym dresie, który śmiał zagwizdać na nią, kiedy próbowała dowiedzieć się, co jest nie tak z jej samochodem. Kiedy dowiedziała się, że cała sytuacja była nieporozumieniem, natychmiast zamknęła się w sobie. Nie na trzy spusty. Na siedem. 

Sześć historii, sześciu osób, które tylko z pozoru nie mają ze sobą nic wspólnego. Powiem ci tak – jeśli nie masz nic przeciwko kalkom, to może być to film dla ciebie. Nie ma tu niczego wyjątkowego, niczego, co warto by zapamiętać, do czego warto by wracać. Skłamałbym jednak pisząc, że nie ma w “Przepiękne!” wartości. Zdarzyło mi się wzruszyć, a dwa razy nawet i uronić łzę. Nie żebym od razu zanosił się łzami, ale zdecydowanie jest w tym filmie coś, czego warto wypatrywać.

Dalsza część tekstu pod wideo

Tak naprawdę jednak, głównymi bohaterkami filmu jest cała gromada dzieciaków Olafa Lubaszenki. Łącznie z nim będzie to sześć opowieści, czyli coś w stylu “To właśnie miłość”, tylko na odrobinę mniejszą skalę. Sam pomysł nie jest zły, bo choć brakuje mu oryginalności, to jednak daje radę zaciekawić widza i wciągnąć go w tę króliczą norę. Ponad podstawowy pomysł brakuje tu jednak odpowiedniego rozwinięcia, które przeprowadziłoby widza przez zagmatwane życia bohaterów.

I szkoda, bo naprawdę myślałem, że wszystkie te historie zmierzają do jednego, wspólnego końca, który zmiecie mnie z powierzchni ziemi. Tak się jednak nie stało, a cała opowieść skurczyła się do poziomu typowej telenoweli, w stylu „M jak miłość”, „Na wspólnej”, czy innego „Prawa Agaty”. Jasne, scenarzyści mają jakiś tam plan, ale jest on tak naciągany, a kolejne uderzenia zaplanowanej przezeń intrygi są tak boleśnie przewidywalne, że widz natychmiast widzi kształt scenariusza, jeszcze na długo przed momentem, kiedy zaplanowali sobie to scenarzyści. Ale nie wybiegajmy zbyt mocno w przyszłość...

Przepiękne! (2025) – recenzja, opinia o filmie [Warner Bros]. Niech żyje oryginalność!

Młode mamy
resize icon

Scenariuszem filmu zajęła się Kasia Sarnowska, autorka opowieści takich jak „Chemia”, „Narzeczony na niby”, „Wszystkie nasze strachy” i „(Nie)znajomi”. Ten ostatni scenariusz powstał na podstawie już istniejącej opowieści – włoskiego „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” (Perfetti Sconoscutti), co sugeruje w jakimś tam stopniu charakter scenariusza, z jakim będziemy mieć do czynienia. Jasne, wcześniejsze dokonania twórcy nie muszą być wróżbą tego, co czeka go dalej, lecz akurat w tym wypadku widać wyraźnie zamysł aktorki. I nie jest to nic dobrego.

Problemem „Przepiękne!” - przynajmniej dla części widowni – będzie jego pochodzenie. Dla innych natomiast będzie to nieistotny szczegół, którego kompletnie się nie spodziewali i mają go w nosie. Dla reszty będzie to jednak problem. A na czym ten problem polega? Otóż jest to chamska, bezpośrednia, a w pewnych kręgach również bezczelna kopia istniejącego już, niemieckiego obrazu, pod tytułem „Wunderschön” z 2022 roku. I nie mówimy tu jedynie o ogólnym feelingu proukcji, ale o całym scenariuszu, rozłożeniu postaci, reżyserii ujęć i WSZYSTKIEGO innego. To po prostu chamska kopia innego filmu, przerzucona na nasz rynek. Ale hej! Przecież to ani pierwszy ani ostatni przykład tego typu sytuacji! Byłoby zupełnie OK, gdyby twórcy filmu wzięli ten oryginalny scenariusz i po prostu uczynili go lepszym. Czy tak się stało?

Przepiękne! (2025) – recenzja, opinia o filmie [Warner Bros]. Szablonowe romansidło

Matka i córka
resize icon

No nie. Ale nie jest też kompletnie źle. „Przepiękne!” to produkt, a nie film, jasne, ale nie jest to produkt strice zły.  Sześć historii, których jesteśmy świadkami, to opowieści tak nieziemsko oczywiste i przewidywalne, że aż w pewnym momencie zaczynają irytować. Nie jest jednak tak, że absolutnie nic nas w trakcie seansu nie zaskoczy, a całość jest przewidywalna do granic możliwości. To jedna z tych komedii romantycznych, które rozpracujesz w pół sekundy, ale mimo to zachowasz jakieś tam zainteresowanie. Chodzi o to, żeby na koniec filmu czuć się dobrze, a w tym temacie obraz Priwieziencew spełnia swoje zadanie lepiej niż na szóstkę.

To, co zawsze drażni mnie w polskich komediach romantycznych, to ta wyidealizowana wizja życia jej głównych bohaterów. Jasne, Julka (przepiękna Kamila Urzędowska) mieszka w prostym, niezbyt ambitnie urządzonym mieszkaniu, ale już jej krewni narzekają na życie zza gigantycznych, panoramicznych okien, popijając kawkę z najnowszego Krupsa, zastanawiając się czy iść na umówioną wcześniej, prywatną jogę, czy jednak tego dnia odpuścić. Oczywiście nie wszyscy bohaterowie filmu są tak odklejeni od rzeczywistości. Mamy ich łącznie szóstkę. Tata i mama (Olaf Lubaszenko i Hanna Śleżyńska) siedzą na tyłkach, nie szukając wrażeń, choć akurat tej drugiej brakuje w życiu wrażeń i ciągnie ją do przygodny. Ich dzieci zdają się radzić sobie całkiem nieźle. Maciek (Mikołaj Roznerski) właśnie doczekał się drugiego dziecka, a jego siostra robi karierę jako modelka.

Wspólnym mianownikiem wszystkich tych historii jest wątek kobiecości głównych bohaterek. I tak jak sam pomysł jest jak najbardziej ciekawy i wciągający, tak już jego realizacja pozostawia trochę do życzenia. Filmowi Priwieziencew brakuje jakiegokolwiek artyzmu, nie próbuje nawet budować opowieści wizualnie. Powiedziałbym wręcz, ze jej kadry są tak nudne, że “Przepiękne!” można by równie dobrze przemontować na serial I nikt by pewnie nie zauważył. Światło wali w aktorów jak szalone, kamera pozostaje boleśnie statyczna. Niezależnie od tego, co dzieje się na ekranie, nie ma w tej produkcji niczego, co windowałoby ją w oczach widzów na jakikolwiek warty uwagi poziom. 

“Przepiękne!” to interesujący eksperyment, bezczelnie kopiujący wcześniejsze dokonania naszych sąsiadów zza zachodniej granicy, ale przy tym dodający od siebie odrobinę własnego serca. Czy jednak można powiedzieć, że mamy do czynienia ze świeżą produkcją, czy jest to po prostu chamska kopia czegoś, co już było? Cóż... Mimo że w trakcie seansu bawiłem się całkiem nienajorzej, to ostatecznie nie mogę ze spokojnym sumieniem stwierdzić, że jest to zasługa reżyserki. Konrad Eleryk raz jeszcze udowadnia, że jest nadzieją młodego pokolenia polskich aktorów, a partnerująca mu Marta Ścisłowicz absolutnie nie pozwala sobie zostać za nim w tyle, podczas gdy młody, ale zdecydowanie ambitny Hugo Tarres... znowu gra to samo. Ale nie daj się oszukać – chłopak ma w sobie gigantyczne pokłady talentu, które tylko czekają, aby dostać swoją szansę na wybrzmienie. Idę zaraz na spektakl z jego udziałem i myślę, że nie zawiodę się tym, co zobaczę. Ale miało być o filmie! No... Niezły jest. Nie żeby od razu świetny, ale też przy tym nie musi się niczego wstydzić. Może poza tym, że jest chamską kalką już istniejącej produkcji. Widziałem gorsze komedie romantyczne. Nie napiszę, że ci go polecam, ale również I nie odradzam. Można się przejść, jeśli nie ma się nic lepszego do roboty.

Atuty

  • Dobra obsada, robiąca co się da, żeby wywindować raczej średni scenariusz
  • Czasami można się nawet pośmiać;
  • Malutka Róża Szmidt jest absolutnie doskonała w swojej roli I wróżę jej wielką karierę!

Wady

  • Sześć historii, ale trudno im utrzymać uwagę widza;
  • Humor skuteczny, ale przy tym I bardzo przewidywalny;
  • Wizualnie nudny, prostacki wręcz;
  • Ostatecznie fabuła jest bardzo chaotyczna, nieskoncentrowana I nijaka.

“Przepiękne” to nie film a produkt, ale za to zrealizowany na tyle dobrze, że można o tym fakcie zupełnie zapomnieć, kiedy się go ogłada. Komedie romantyczne powinny być krótsze, ale ta całkiem dobrze wykorzystuje swoich 120 minut. Można sprawdzić na własne oczy.

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper