EA Sports MMA

EA Sports MMA

Mr_Sciera | 05.12.2010, 10:03

xxxxx

Po sporym sukcesie jaki na rynku konsolowych bijatyk odniosła seria THQ, jedna z najgrubszych ryb branży elektronicznej rozrywki – EA Sports – również postanowiła upomnieć się o swój kawałek tego krwistego tortu. Serii opatrzonej najmocniejszym brandem w całym świecie mieszanych sztuk walki - UFC - z wiadomych, licencyjnych powodów wydać już nie mogli, elektronicy postawili zatem na MMA w całej rozciągłości tej dyscypliny. Czy mixed martial arts od EA Sports zdaje egzamin i wychodzi z ringu z podniesionymi rękoma? My już to wiemy. Zapraszam do dalszej lektury.

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Jak już wspomniałem w grze nie uświadczymy ani zawodników, ani eventów organizowanych przez największą organizację MMA na świecie. W zamian za to spece z EA umożliwili nam podróż do kolebki MMA - Brazylii – gdzie będziemy mogli walczyć na staro szkolnych zasadach (Vale Tudo). Odwiedzimy także Japonię wraz z dobrodziejstwami (w zależności od upodobań można wstawić w cudzysłów) tamtejszych reguł. Oprócz tego będziemy toczyć boje w USA gdzie obowiązują zasady StrikeForce bądź standardowe Uniefied Rules of MMA. Różne kraje, różne zasady… różne miejsca walki. Będziemy zatem obijać twarze rywali nie tylko w klatce (sześciokątna/okrągła) ale także na ringu. W nasze ręce oddano ponad 60 zawodników z pięciu kategorii wagowych. Głównie są to fighterzy StrikeForce i DREAM jednak nie zabrakło również kilku freaków pokroju Boba Sappa.

 

 

Podstawowym trybem gry jest kariera. Tworzymy swojego zawodnika w klasycznym edytorze, dodajemy facjatę (możemy użyć do tego celu zdjęcia), budowę ciała, wybieramy ciuchy. Dalej precyzujemy kategorie wagową w jakiej będziemy walczyć, ustalamy wagę, wzrost, budowę ciała itp. itd. Standard. Kiedy nasz zawodnik jest gotowy do boju zostajemy zwerbowani przez samego El Guapo. Rutten uczy nas podstaw gamepalyu i załatwia nam kolejne walki. Przed każdym pojedynkiem musimy odbębnić standardowe 8 tygodni przygotowań. Napisałem „odbębnić” bo jest to czynność zwyczajnie nużąca.

 

Zawodnika opisują statystyki, które podczas treningu podnosimy. Im więcej punktów zdobędziemy podczas poszczególnego zadania tym szybciej nabijemy pasek danej umiejętności. Niestety zadania są banalnie proste (nie daj się poddać przez minutę, znokautuj sparing partnera używając samych rąk, wykonaj w czasie określone kombinacje) a po jednokrotnym ich zaliczeniu możemy później automatycznie symulować sesję treningową. Po jakimś czasie Rutten poleca nas „kumplom ze światowych ringów” i o ile fajnie jest potrenować BJJ u Ricksona Gracie, odwiedzić Xtreme Couture czy gym Patta Mileticha tak treningi u bliżej nieokreślonych ludków nie elektryzują nawet w najmniejszym stopniu. W każdej ze szkół możemy nauczyć się kilku specjalnych umiejętności, tak więc Rickson uczy nas min. poddań z gardy, Couture kontroli na ziemi w szkole muay tai poznajemy flying knee oraz backfisty. Kariera kończy się w momencie zunifikowania pasów dwóch organizacji i przyznam szczerze jest to najlepszy moment całego trybu. Grałem jedynie po to by zdobyć wszystkie możliwe specjale (możemy wybrać jedynie 16, więc musimy wybierać co chcemy w repertuarze naszego zawodnika a co jest nam zbędne) . W momencie zakończenia kariery byłem mocno zniechęcony, głownie z racji że EA MMA nie oferuje praktycznie nic więcej. Jedynie „pseudo trening” w postaci trybu 101 MMA – gramy Mayhemem na zasadach PRIDE a na ekranie wyświetlają się podpowiedzi odnośnie systemu walki.

 

 

Gra uderzyła mnie z pełna mocą kiedy za drugiego pada chwyciła moja małżonka. „Ja zunifikowany przed minutą mistrz dwóch federacji ubiję cię w minutę licha kobieto po czym otworze puszkę piwa, wypije i z dumą beknę niczym rasowy samiec alfa” – te słowa kołatały mi w głowie gdy loading dobiegał końca. Jakież było moje zdziwienie gdy „bezbronna kobieta” w pierwszej wymianie posłała mnie sierpem na deski, poprawiła soccer kickiem i kilkoma ciosami. Oveerem demoluje - to druga rzecz jaką sobie w tamtej chwili uświadomiłem. Pierwszą była myśl, że to co w starciu z tępym komputerem jest wadą, w starciu z drugą osobą może być wielkim atutem. Prostota sterowania mianowicie. EA MMA nie ma aspiracji na bycie „The Real Fighting Simulator”, ba można śmiało powiedzieć, że jest to MMA w wersji arcade! Szybkie objaśnienie sterowania wystarczyło by nawet tak okazjonalny gracz jakim jest moja żona sprawnie poruszał się po ringu. Nie muszę chyba pisać jaką frajdę daje gra z obeznanym kumplem przy sześciopaku złotego trunku? Nie będę dokładnie opisywał systemu walki. Mamy do wybory dwa tryby sterowania, pierwszy – zaczerpnięty z Fight Nighta (za ciosy odpowiedzialna jest analogowa gałka), lub klasyczny – przypominający ten z UFC Undisputed. Mnie osobiście lepiej grało się w drugim ustawieniu jednak jest to kwestią osobistych preferencji. Stójka w grze elektroników wygląda kapitalnie, dosłownie nokautuje w tym aspekcie produkt THQ. Ciosy zadawane są płynnie, łatwo można łączyć kombinacje i niemal odruchowo zadajemy nawet bardzo wyrafinowane kombosy. Czuć siłę i szybkość ciosów, wystarczy jeden celny strzał by posadzić rywala na deskach. Sprawą o której należy wspomnieć są (odnawialne) paski postaci. Oprócz paska staminy odpowiedzialnego za kondycje zawodnika stan fightera opisują wskaźniki: głowy, tułowiu i nóg. Jeden silny cios w głowę potrafi zwalić rywala z nóg, jednak systematyczne obijanie danej partii ciała prowadzi do tego samego. Istotnym dla rozgrywki jest fakt, że nawet ciosy zablokowane zabierają pewna ilość paska, dlatego o wiele lepiej (jednak trudniej) jest zbijać ciosy. Gdy ogłuszony rywal pada na deski mamy kilka sekund (aż pasek odpowiedzialny za głowę nie wróci do normy) na dokończenie sprawy. W zależności od zasad możemy zaatakować pięścią bądź kopnąć oponenta po czym zbombardować go gradem ciosów.

 

Godnym pochwały jest fakt, że czystych nokautów jest tutaj niewiele, a większość stójkowych batalii kończy się właśnie przez knockdown i TKO w parterze. To dodatkowo podnosi radochę kiedy jednym celnym wysokim kopnięciem odsyłamy przeciwnika do krainy snów. O ile walka w stójce w grze EA jest wprost fenomenalna, tak parter został mocno uproszczony. Nie mamy dużej dowolności zmiany pozycji jak w produkcie THQ, a całość praktycznie ogranicza się do używania dwóch klawiszy (zmiany pozycji i obrony - uniemożliwiającej ruch rywalowi). Oczywiście ważny jest odpowiedni timing, możemy w pewnych momentach skontrować próbę zmiany pozycji przeciwnika i zesweepować go, jednak o wielkim rozbudowaniu tego elementu nie może być mowy. Gdy wykonamy submission na ekranie pojawia się specjalna mini gierka – wskaźnik łamanej kończyny w przypadku dźwigni, oraz zawężający się okrąg podczas duszenia. O ile widząc ten motyw na filmach promocyjnych uznałem go za kiczowaty, tak w tym momencie znając charakter gry w pełni go popieram. Czytelny obraz dla przeciętnego gracza. Całkowicie niezrozumiałym natomiast jest brak kolan z pozycji bocznej (w ogóle), podczas gdy z półgardy takowe zaimplementowano a z odwróconej north-south możemy na japońskich zasadach beztrosko ładować takowe na głowę rywala. Zasmuca także fakt, że nie postarano się by odwzorować specyfikę poszczególnych aren. Zawodnicy przy linach ringu zachowują się identycznie jak pod siatką. Możliwe jest więc przyparcie do „ściany” i obijanie kolanami, łokciami czy też dreptanie stóp. Niemal od samego początku obcowania z grą animacja fighterów urzekła mnie sugestywnością. Zawodnicy poruszają się naturalnie, wykonywane sprawl czy wspomniane kilka akapitów wyżej wykończenia leżącego rywala powalają sugestywnością. Henderson „nurkujacy” z potężnym punchem do gardy leżącego rywala… taaak!. To musi nasuwać oczywiste skojarzenia.

 

Grafika również stoi na wysokim poziomie. Twarze i sylwetki zawodników odwzorowane są w większości przypadków znakomicie (Fedor niemal ja żywy, jednak np. Aoki już nie wygląda tak dobrze), wszelkie rozcięcia wyglądają świetnie - choć najnowsza odsłona UFC jest w tym aspekcie ładniejsza. Krew pozostała na ciałach zawodników to natomiast małe mistrzostwo świata. Oczekując na przesyłkę byłem nastawiony na solidne starcie tytułu Electronic Arts z pozycją THQ. Starcie z którego wyjdzie tylko jeden zwycięzca. Teraz po solidnym ograniu najnowszego dzieła EA wiem, że takie porównania nie maja sensu. Obie gry łączy jedynie tematyka – mieszane sztuki walki. Obie jednak podejmują ów temat w całkowicie odmienny sposób. Wszystkie porównania tych tytułów są zatem bezsensowne, to tak jakby porównywać serie Need For Speed z Gran Tourismo. Niby ta sama tematyka (wyścigi) a jednak diametralnie różna zabawa!

 

zalety: Animacja zawodników Walka w stójce Prosty system walki

wady: Parter Prosty system walki:)

ocena: 8

Źródło: własne
Mr_Sciera Strona autora

Czy uważasz że PPE dobrze poradziło sobie podczas targów E3?

tak
58%
nie
58%
Pokaż wyniki Głosów: 58
cropper