Recenzja: TowerFall Ascension (PS4)
Wyobraźcie sobie z multiplayerem – nie, nie przesadzam i taka rekomendacja powinna wystarczyć. Do niedawna exclusive androidowej „konsoli” OUYA, uznany za (jedyny) powód, by kupić tego bękarta. Na szczęście już nie musicie – przybyło na PlayStation 4 i zarządziło w kwestii kanapowego multi.
Pierwsze zdanie dedykuję sceptykom, którzy zauważyli wysokie oceny „16-bitowego niezależnego śmiecia, niewykorzystującego możliwości mojej konsoli za prawie dwa koła” i czują się w obowiązku zaszczycenia nas wnioskami swoich przemyśleń – prowadzajcie swoją krucjatę gdzie indziej. TowerFall Ascension nie udaje czegoś, czym nie jest - prosta oprawa, proste zasady, a łączy je niekończąca się frajda z górowania nad przeciwnikiem po wymagającym, choć krótkim starciu. Wygląda jak sprzed dwudziestu lat i do tychże czasów sięga po poziom trudności.
Założenia są banalne – skaczemy i strzelamy z łuku na dwuwymiarowych planszach. Staramy się postrzelić przeciwnika i nie dopuścić, by wraża strzała znalazła się w naszych czterech pikselach. Problem w tym, że na podorędziu mamy jedynie trzy strzały, które zostają na planszy i zbieramy je w locie. Skoki urozmaica unik (dash), który, naciśnięty w odpowiedniej chwili, pozwala przechwycić lecący w naszym kierunku pocisk. Dodatkowo, po przejściu przez krawędź planszy, pojawiamy się po przeciwległej stronie, możliwe jest hydrauliczne zabójstwo przez skok na głowę, a do fotorealistycznej oprawy dochodzi wątłe ciało bohaterów, ulegające jednemu trafieniu – jak w prawdziwym życiu!
Przeciwnik przeskakuje nad nami, posyłamy więc strzałę, która mija go o włos, przechodzi przez górną krawędź ekranu i wbija się w nas od dołu. Koniec rundy, trwała cztery sekundy, zobaczmy to na powtórce w zwolnionym tempie.
Tak wygląda standardowa runda. W walce uczestniczyć może do czterech graczy (PS Vita pomaga nadrobić niedobór kontrolerów) i dopiero przy takiej liczbie zaczyna się prawdziwy chaos, który z czasem zaczynamy kontrolować. Nie mamy bowiem do czynienia wyłącznie ze zwykłymi strzałami - losowo pojawiające się skrzynie udostępniają odpowiedniki pocisków z bombą, przewiercające się przez platformy i strzały atakujące serią, a są to jedynie przykłady ulepszeń amunicji. Czasem znajdziemy skrzydła, tarczę czy nawet specjalne kule dodające do plansz lawę i spowalniające czas. Nie zawsze jest jednak z kim grać i tu dopisek w tytule „Ascension” przychodzi na ratunek. W ulepszonej wersji na PS4, TowerFall zyskało dwa tryby dla samotnego gracza – eliminacja kukieł na czas w „Trials” oraz wybijanie fal potworów w „Quest”. Co do wyzwań czasowych mogę napisać, że zaliczenie ich na „dobry” wynik (za który uważa się 3-4 sekundy) to mieszanka zręczności, szczęścia i wiązanek przekleństw, ale w tym pozytywnym, hotlinemiamiowym znaczeniu.
Quest zaś to inna para kaloszy. Na planszy, sami lub z drugim graczem, stajemy do walki przeciw kilku falom potworów.Tych może nie jest specjalnie wiele, lecz każdy zachowuje się inaczej i należy wyuczyć się ich możliwości przed przystąpieniem do zaliczenia etapu. Nie ma czasu na planowanie – ograniczona liczba strzał i niezastąpiony skok na głowę muszą wystarczyć. Umiera się łatwo, często i trzeba mieć oczy dokoła głowy, ale i tutaj znajdziemy masę katorżniczej frajdy. Dostępne do wyboru postaci różnią się wyłącznie wyglądem i kolorem (który odzwierciedla lightbar DualShocka) oraz odgłosem wydawanym z głośniczka pada po śmierci. Oprawa retro pasuje do przyjętego zamysłu, lecz wykorzystywana nadmiernie stylistyka w zalewie tytułów indie może odrzucać. Ważne, że wszystko chodzi płynnie, a muzyka, chociaż nie pozostaje w pamięci, nie denerwuje nawet po wielu godzinach gry.
Na początku zdziwił mnie brak opcji grania po sieci, jednak po kilku godzinach zrozumiałem tę decyzję – najmniejszy lag zniszczyłby doszczętnie całą przyjemność z rozgrywki. W grze, gdzie rundy to często kwestia kilku sekund, nie może być mowy o jakimkolwiek opóźnieniu (Remote Play sprawuje się wyśmienicie, nie mam zastrzeżeń). Stąd, jeśli posiadacie tylko jeden kontroler, pozostaje Wam tryb dla jednego gracza i , choć solidny, gra uzależnia dopiero przy starciach ze znajomymi. Niespodziewanie wyrósł nam król multiplayera na jednym ekranie. Jeśli OUYA miała zginąć… wróć, jeśli OUYA miała powstać tylko dlatego, żeby ta gra ujrzała światło dzienne – było warto. Sprawdzian refleksu, zręcznych palców i planowania w locie w najlepszym wydaniu.
Ocena - recenzja gry TowerFall Ascension
Atuty
- Rewelacyjne, lokalne multi
- Tryb walki z potworami i czasówki
- Masa power-upów
- Kontrolowany chaos
- Sprawdzian podstawowych umiejętności gracza
- Remote Play bez zarzutów
- Drobne bajery wykorzystujące DualShocka 4
Wady
- Mogąca odrzucać oprawa retro
- (Zrozumiały) brak multiplayera online
TowerFall Ascension powinno być dołączane do każdego sprzedawanego osobno DualShocka 4 – jeśli kupujecie dodatkowy kontroler, musicie mieć tę perełkę.
Przeczytaj również
Komentarze (13)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych