Bulletstorm
Budząc się z nocnego letargu, gdy podniosłem swą czuprynę, nieszczęśliwie ubogą we włosy, (jak powszechnie wiadomo mądrej głowy nie chcą się trzymać) zacząłem dumać. Coś się dzisiaj miało wydarzyć, w końcu dzisiejszy dzień mam zaznaczony na czerwono w kalendarzu. Podnosząc swe cielsko z legowiska oświeciło mnie... dzisiaj premiera Bulletstorm!!! Czym prędzej opuściłem pieczarę, którą zamieszkuje celem zakupienia własnej kopii w pobliskim markecie. Po powrocie zamknąłem się w moim azylu wywieszając tabliczkę niedostępny. Wkładając płytkę w bebechy konsoli myślałem tylko "mam nadzieje, że mnie nie zawiedliście rodacy" pokładałem w tym tytule naprawdę duże nadzieje (takie wielkości klatki piersiowej panny Croft z pierwszych części na szarej playstation więc wiecie już jak duże).
Wiem, że na początku recki nie powinno się o tym pisać, ale... ta gra mnie nie zawiodła a co więcej, jest lepsza nawet niż sobie ją wyobrażałem!!! Dziękuje wam ludzie z People can fly! Dzięki wam wierze w polskich koderów, ale do rzeczy.
Powitało mnie kolorowo-świetliste menu z wyjątkowo czytelnym, wręcz banalnym (w sensie, że nawet moja mama umiała by odpalić grę a to rzadkość) interfacem, które cieszy wzrok. Coś tam sobie poprzyciskałem i nadszedł w końcu czas na to co tygryski lubią najbardziej. Zaczynamy grę panie i panowie. Ta pochłonęła mnie bez reszty na następnych kilka dni. Spodziewałem się singla, którego łyknę w pare godzin i lulu (przyzwyczaiły mnie do tego wszelkiej maści Call of duty, medale honoru i takie tam) a tu lipton (tyle, że pozytywny), ja tu gram i gram i gram (Grubo ponad 12h) i ejjj ta fabuła ciągle się rozwija i wciąga mnie coraz bardziej. Nie spodziewałem się, że taka rzekomo "bezmózga nawalanka" do wszystkiego co się rusza będzie w ogóle posiadać jakąś sensowną treść. Uwielbiam miłe niespodzianki.
W grze jesteśmy kosmicznym piratem Gray-em, dezerterem z krwi i kości, (dlaczego... zobaczycie) i naszym głównym celem jest zemsta na okrutnym oprawcy, będącym mistrzem sztuki manipulacji, który niegdyś był szefem elitarnej jednostki, którą teraz Ty dowodzisz. Swoim małym statkiem robisz konkretną rozpierduchę na jakimś tam wielkim eee promie bojowym, na którego pokładzie znajduje się znienawidzony przez nas "dżeneral". Zestrzeliwujecie się nawzajem i wtedy właśnie zaczyna się jatka. O dalszym przebiegu fabuły wasze spaczone mózgoczaszki będą musiały przekonać się same.
"Rozpierducha", "rzeź", "jesień średniowiecza" i takie tam, to idealne określenia dla przebiegu rozgrywki. Bo prócz tego, że mamy kogo to mamy też czym ździelić po dzbanie tylko za to, że przebiegł nam przez celownik. Co powiecie na akcje typu: wyciągam przyczajonego typka z za osłony elektryczna smyczą, leci on w moim kierunku w pięknym "slowmo", podczas gdy wszystko dookoła zachowuje normalna prędkość, po czym sprzedaje mu soczystego filca na klate i odlatującego jeszcze pechowca częstuje granatami na łańcuchu owijającymi się wokół szyi delikwenta a ten z impetem wpadając w resztę swoich ziomali po mojej detonacji, eksploduje wraz z wesołą gromadką kolegów po fachu. Po wszystkim otrzymuje skillshoty (o nich za chwilkę) typu "ale urwał", "kukułcze jajo", i tym podobne. Bohater którym sterujesz rzuci pod nosem tekst w stylu "nawet nie porysowałem posadzki". A ty z bananem na mordce wesoło prujesz dalej.
Gra ocieka wręcz sarkazmem i czarnym humorem dodającym jej dodatkowego klimatu. Zbieram szczenę z ziemi bo to wszystko do tego wygląda rewelacyjnie, genialnie i klawo (musiałem użyć takich słów bo by się czepiali, ale one nie oddają tego tak jakbym chciał)
Tak drogie siostry i bracia od pada, grafika to małe mistrzostwo świata, spokojnie może być porównywana z najlepszymi pod tym względem produkcjami. Wszystko żyje, rusza się, ma piękne kolory i jest po prostu zaj#$%te (nie mogłem się opanować). Nie jednokrotnie podczas przeczesywania terenu zatrzymywałem się na chwile aby podziwiać krajobraz stworzony przez naszych polskich programistów. Koderzy z innych państw powinni się od nas uczyć. Chociaż czuć też stylistykę rodem z Gears of War, mowa tu o głównym karabinie i wyglądzie zbroi głównego bohatera no i może niektórych potworkach. (Wiem czepiam się, ale jednak). No ale przecież Ludzie z People can fly maja spory udział w wymienionej produkcji od Epic games.
Muzyki w grze nie słychać, jakoś tak znika w tle akcji. Nie jest to oczywiście negatywny aspekt. Wręcz przeciwnie, oznacza to, że jest ona idealnie wpasowana w sytuacje panującą na ekranie i zlewa się całkowicie z pięknymi krzykami bólu padłych przeciwników mniam.
Jeśli chodzi o zbrojownie to mamy w czym wybierać. Jest klasyczny karabin (klasyczny tylko zastosowania), rewolwer, 4 lufowy shotgun, granatnik o wdzięcznej nazwie "korbacz", miotacz granatów kulek, snajperka, której pociskami możemy sami sterować, no i wszędobylska wiertarka, której ostrza wwiercają się we wnętrzności wrogów aż miło (a nie przepraszam nie widziałem takowej broni w zbyt wielu innych produkcjach więc słowo wszędobylska jest raczej nie na miejscu). Dodatkowo smyczą możemy przyciągać przeciwników, nawet przez osłony, które bywają kolczaste he he. Do każdej broni możemy dokupić dopalacz po to aby w czasie prawdziwej zadymy siać jeszcze większe zniszczenia. Na ten przykład standardowy karabin odziera skubańców ze skóry, pozostawiając sam szkielet a rewolwerem wystrzeliwujemy race, która po chwili wybucha. Reszty nie będę zdradzał, wy też coś miejcie z życia.
Teraz coś na temat obiecanych wcześniej skillshotów. Za wykonywanie różnych, w większości dziwaczno-sadystycznych kropnięć delikwentów otrzymujemy punkty, za które w wyselekcjonowanych miejscach kupujemy dopałki do broni, amunicje i takie tam pierdółki. Efektowne zabójstwa noszą swoje nazwy i posiadają określona liczbę punktów, które za nie dostaniemy. Kopiąc gościa w kaktus ujrzymy napis "akupunktura", za przestrzelenie głowy delikwenta, roztrzaskując ją przy tym niemiłosiernie uruchomimy skillshota "arbuz". Jest ich bardzo dużo, nie będę się już na ich temat rozpisywał, najlepsze przed wami.
Frajda płynąca z tego tytułu zaleje ekrany waszych telewizorów oceanem świeżości i mistrzowskiego rzemiosła graficznego. Szczypta fabularnej intrygi dodatnio wpłynie na odbiór dla potencjalnego casualowca. Ale tu chodzi o rozpierduche, łapanie skillshotów i milionów punktów. Nie ma na co czekać tylko pady w łapska i wybijcie to ścierwo co się pląsa pod waszymi lufami i ma być efektownie.
zalety: - grafika - miodność gameplayu - sposoby eksterminacji mięsa armatniego - teksty Graya i nazwy skillshotów
wady: - czasem ciężko poczęstować kogoś butem
ocena: 9+
Przeczytaj również
Komentarze (13)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych