Recenzja: InnerSpace (PS4)

Recenzja: InnerSpace (PS4)

Kacper Mądry | 16.01.2018, 16:00

InnerSpace jest pozycją, w którą już graliście. Czy kolejna kopia Podróży ma jeszcze szansę zaistnieć na rynku?

Produkcja PolyKnight Games pozwala nam wcielić się w mały pojazd, który jednocześnie jest samolotem oraz łodzią podwodną. Spytacie zapewne – ale jak to? Otóż w InnerSpace jesteśmy bliżej nieokreśloną myślącą maszyną. Zostaliśmy stworzeni przez człowieka, który stale z nami podróżuje. Jaki był cel naszego powstania? Okazuje się, że dawno temu w świecie gry istniała potężna cywilizacja wykorzystująca Wind. Pewnego dnia wszyscy jednak zniknęli, pozostawiając po sobie ogromne budowle i tajemnicze istoty. Naszym celem jest właśnie rozwiązanie zagadki zniknięcia dawnej cywilizacji i odkrycie sekretu stojącego za Wind. Historia pełna niedopowiedzeń, upadłe miasto, intrygujące istoty oraz my – mały odkrywca. Coś Wam ten schemat przypomina? Dokładnie to samo robiliśmy już w Podróży, Abzu i wielu innych grach. Odbiór InnerSpace zależeć będzie zatem od tego, czy graliście już w poprzednie tego typu produkcje. Autorzy do bólu wykorzystują jeden schemat, nie starając się wprowadzać nowych rozwiązań, co skutkuje dobrymi, jednakże odtwórczymi tytułami.

Dalsza część tekstu pod wideo

InnerSpace #1

Świat InnerSpace podzielony jest na kilka większych obszarów, na których wypełniamy na pierwszy rzut oka różnorodne zadania. Raz musimy przeciąć odpowiednie linki, innym razem rozbić rośliny, a jeszcze innym – wbijamy się w odpowiednie bańki (o których za chwilę). Szybko jednak okazuje się, że to wszystko, co gra ma do zaoferowania, i nie robimy już nic innego tylko powtarzamy te same czynności, a zmienia się wyłącznie obiekt, który akurat rozcinamy czy niszczymy. Większym problemem jest nawigacja w grze czy samo tłumaczenie, co jest naszym aktualnym celem… a w sumie brak takowych. Aby lepiej nadać obraz sytuacji – każdy poziom zbudowany jest na planie piłki, z tą różnicą że zarówno my, jak i cały świat znajdujemy się w jej wnętrzu. Oznacza to tyle, że lecąc nad powierzchnią wody, cały czas robimy kółka. Z tym nie byłoby żadnego problemu, gdyby nie irytująca sytuacja, w której każdy projekt planszy wykonany jest w bardzo skomplikowany sposób z tych samych elementów, co utrudnia odnalezienie się w przestrzeni. Gdy przez przypadek uderzymy w obiekt, który nas mocno odbije, mamy przechlapane – kompletnie stracimy orientacje w terenie. A co z naszym celem misji? Zazwyczaj dowiadujemy się, że powinniśmy „znaleźć rozwiązanie”. Tyle. Nie jest to jakieś wybitnie trudne, ale przyznam, że czasem trzeba wykonywać na tyle abstrakcyjne czynności w ukrytych miejscach, iż nie sprawia to żadnej przyjemności.

InnerSpace #2

Wymieniani przeze mnie poprzednicy InnerSpace potrafili na tyle sprawnie wytłumaczyć mechanikę gry, a dodatkowo mieli tak dobrze zaprojektowane zagadki, że czuliśmy ekscytacje z ich rozwiązywania. Tutaj jednak przejście etapu kwitowałem tylko „Serio? TO trzeba było zrobić?”. Grze PolyKnight Games brakuje dopracowania, czegoś, co ukrywałoby, że gramy w kolejną schematyczną produkcję indie, której fabuły pewnie sami twórcy do końca nie rozumieją. Zabrakło większego nacisku na takie „magiczne” sytuacje, gdzie rozmawiamy z pradawnymi istotami, uprzednio im pomagając. Ich monologi to typowe opowieści o wymarłym świecie i mogą Wam się spodobać, ale tylko jeśli nie przeżyliście już tego samego w jednej z innych tego typu gier. Znajdźki za to wykonano i dobrze, i źle. Mamy tutaj ukryte relikty, których znalezienie pauzuje grę, a my możemy przyglądać się naszemu znalezisku, a nawet spróbować odkryć, czym ono było w dawnych czasach. Drugi rodzaj znajdziek to klasyczne migoczące „cośki”, które zbieramy, jeśli zależy nam na przejściu gry w stu procentach.

Samo latanie czy pływanie (nie ma różnicy w sterowaniu) odbywa się bardzo sprawnie. Zręcznościowy model poruszania się pozwala nawet dryfować w powietrzu czy morzu, a całość lotu możemy lepiej kontrolować poprzez wskakiwanie do baniek zatrzymujących nas w powietrzu. To jedyny moment, kiedy możemy zorientować się w okolicy. Później z powrotem się gubimy i szukamy interesującego nas miejsca, które wygląda niemal identycznie jak reszta planszy. Do tego wlatywanie w ściany wprowadza statek w drgania, które wyglądają, jakby wbił się w tekstury. Po chwili zostaje odrzucony na bok albo wybucha, ale zanim to następowało, miałem wrażenie, jakbym właśnie zepsuł grę. Takich drobnych wpadek technicznych jest więcej i np. przenosząc się pomiędzy poszczególnymi etapami, oglądamy krótką animację, podczas której nasza samolotołódź również wyczynia dziwne ruchy.

InnerSpace #3

Gra na szczęście chodzi bardzo płynnie, a czasy wczytywania są szybkie. Mam ochotę powiedzieć, że InnerSpace ma ładną grafikę, ale co z tego, skoro cały design świata jest do bólu powtarzalny, a przez to nie pozwala dobrze odnaleźć się w przestrzeni. Pochwały za to należą się za oprawę dźwiękową. Przyjemna melodia przygrywająca w tle nie męczy, a lotki na naszych skrzydłach, wydające dźwięki w zależności od tego, jak mocno wychylimy grzybek, są świetnym smaczkiem. InnerSpace jest zatem produkcją biorącą na warsztat motyw, którym łatwo się zachwycić, lecz trochę psuje go drobnymi wpadkami technicznymi i nie do końca przemyślanym projektem poziomów. Jeśli nie jest to Wasza pierwsza tego typu produkcja, naprawdę nie powinniście marnować czasu na tę grę. Jeśli jednak Podróż czy AER nie zostały jeszcze przez Was ograne, to InnerSpace może zachwycić… chociaż nie będzie to tak dobre doświadczenie jak w przypadku wymienianych gier.

Kod do recenzji otrzymaliśmy od dewelopera za pośrednictwem firmy PR - Evolve.

Źródło: własne

Atuty

  • Oprawa dźwiękowa
  • Model lotu/pływania
  • Fabuła, jeśli to nasza pierwsza tego typu gra

Wady

  • Fabuła, jeśli to nie nasza pierwsza tego typu gra
  • Powtarzalne zagadki
  • Drobne wpadki techniczne
  • Orientacja w terenie to koszmar

Czy gry niezależne mogą stać się rzemieślniczą pracą? InnerSpace pokazuje, że niestety tak. Gra dobra, lecz odtwórcza.

6,5
Kacper Mądry Strona autora
cropper