O biustach się nie dyskutuje
Jedni wolą duże, drudzy mniejsze, a jeszcze inni sztuczne. A co powiecie na te złożone z polygonów? Przemyślenia na temat wirutalnych piersi naszły mnie ostatnio podczas szarpania w Bayonettę.
Jedni wolą duże, drudzy mniejsze, a jeszcze inni sztuczne. A co powiecie na te złożone z polygonów? Przemyślenia na temat wirutalnych piersi naszły mnie ostatnio podczas szarpania w Bayonettę.
Generalnie pani wiedźma specjalnie pociągającym biustem nie grzeszy. Ot, rozmiar co najwyżej średni, a i jakoś tak nie podskakują te atrybuty za radośnie, co mogłoby mieć miejsce przy wigibasach, jakie wyczynia bohaterka. Mówiąc krótko, od poziomu w jaki kobiece wdzięki prezentuje No More Heroes 2, Bayonetkę dzielą lata świetlne. Choć od razu mi się również przypomniało, w jak osobliwy sposób twórca gry - Hideki Kamiya, zaatakował rodaka i kolegę po fachu - Tomonobu Itagakiego. Stwierdził mianowicie, iż trzeba być idiotą by uważać, że wielki biusty są seksowne. Cóż, to w zasadzie tłumaczy, dlaczego Bayonetta powinna nosić taki a nie inny rozmiar stanika. Do bohaterek lansowanych z kolei przez Itagakiego nieco jej w cycu brakuje, ale Kamija widać za wszelką cenę chciał uniknąć efektu "latających balonów". Może to i lepiej, bo absurd osiągany w tej kwestii w niektórych grach momentami wywołuje u mnie co najwyżej lubieżny uśmieszek politowania. Przecież połowa bohaterek takiego Dead or Alive musi dodatkowo w walce dźwigać po 5 kilo. Zresztą w mordoklepach wiele kobietek wygląda tak, jakby co dopiero wyszły od chirurga plastycznego. Weźmy choćby Mai z serii King of Fighters - najlepszy biust ery 2D, hehe. Poezja. I pomyśleć, że nigdy jej żadna z tych piersi tak po prostu nie wyskoczyła na wierzch, co notorycznie zdarza się, naturalnie całkiem przypadkiem, gwiazdkom z niższej półki potrzebującym rozgłosu.
Wracając natomiast do samej Bayonetty, to jeśli jeszcze nie mieliście okazji poszaleć z tą brunetą, to czas najwyższy porwać ją na randkę. Tym bardziej, że grę można dostać na Allegro za niecałą stówkę. Tytuł to fenomenalny, choć i maksymalnie kiczowaty. W zasadzie czasem mam wrażenie, jakbym oglądał "Czarodziejkę z Księżyca" w wersji hardcore, zatem festyn na całego. Pozy głównej bohaterki z obowiązkowymi stop klatkami i puszczonym oczkiem, cukierkowa muzyka w tle, Murzyn, który na swoim łbie rozwala grobową płytę (spadającą z wysokości kilkunastu metrów) - to są prawdziwe rodzynki. Specyfiki nie można temu klimatowi odmówić. Co więcej, to do tej produkcji po prostu pasuje i podchodzi mi znacznie bardziej, niż czerstwe żarty Danego w DMC 3. Zresztą tamta seria po tym, jak przestał przy niej dłubać Kamiya popadła w marazm, ale na szczęście sam Hideki nadal się rozwija. System walki w Bayonettcie w moim odczuciu kładzie na łopaty całą konkurencję i jest zdecydowanie najmocniejszym punktem gry. Genialnie przemyślany, wręcz prostacki w użyciu, a mimo to właśnie dzięki niemu szlachtowanie kolejnych aniołów przynosi masę niczym nieskrępowanej radochy. Dlatego w takim wypadku jestem w stanie wybaczyć nawet brak biustu, na widok którego ciekła by mi ślinka.