Ukończyłem Sekiro i... nie jestem z tego dumy

BLOG
5598V
Ukończyłem Sekiro i... nie jestem z tego dumy
zenzifreak | 10.11.2019, 09:15
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Przyznam szczerze, że od Sekiro: Shadows Die Twice dostałem nieźle po tyłku. Będzie trochę z tego tytułu biadolenia, ale też rzeczowej analizy. Brakuje mi tego w recenzjach gier. Chciałbym więcej czytać o ich konstrukcji, wyważeniu czy też tempie, mniej o klatkach na sekundę czy teksturach. Tekst zawiera spoilery małego kalibru.

Nie jestem fanem Dark Souls. Nie miałem przyjemności zagłębić się w żadną część tej zasłużonej serii. Mity jakie powstały  wśród hardcore'owych graczy,  a propos poziomu trudności tych gier, skutecznie zniechęciły mnie do próby wskoczenia w ten mroczny świat. Coś we mnie jednak drgnęło, gdy zobaczyłem po raz pierwszy zwiastun Bloodborne. Genialny, mroczny, plugawy klimat po prostu wgniótł mnie w fotel. Ukończyłem tego szpila dwukrotnie i doceniłem kunszt Fromsoftweare na tyle mocno, iż na Sekiro czekałem z wywieszonym jęzorem pomimo, iż nie jestem jakimś wielkim fanem japońskich klimatów.  Przy pierwszym uruchomieniu Sekiro, zaraz po usłyszeniu angielskiego lektora w intrze szybko zamknąłem aplikację i zmieniłem w menu głównym język na japoński. Odkąd się osłuchałem mowy samurajów w innych grach i filmach angielski poza Anglią /Ameryką mnie razi i kastruje dzieło z klimatu, ale to tak w nawiasie. Jedną z rzeczy, które najbardziej mnie elektryzowały przy zapowiedziach przygód okaleczonego shinobi było podejście FS do fabuły, która miała w nowym projekcie przybrać formę bardziej namacalną i przystępną. Spodobał mi się design protagonisty. Okaleczony i porzucony na pastwę losu bohater  skojarzył mi się poniekąd z Razielem z  Soul Reavera, za którym notabene bardzo tęsknię. Tak samo jak kultowy pożeracz  dusz Sekiro ma w sobie ból, klątwę nieśmiertelności oraz tę specyficzną aurę tajemnicy, która z początku opowieści działa jak magnes. 

Pomyślałem sobie, że zawiązanie fabuły jest naprawdę dobre i czym prędzej dałem nura w odmęty jakże intrygującej i świetnie zapowiadającej się rozgrywki. Szczerze mówiąc byłem w niezłym szoku od pierwszego wychylenia lewej gałki analoga na padzie. Po Bloodborne mobilność w Sekiro jest jak chłodna bryza w upalny dzień. Wolność i swoboda. W końcu można skakać. Eksploracja dzięki temu stała się jeszcze przyjemniejsza, a w dodatku gra, jak na standardy FS, działa całkiem płynnie(ps4 pro). System walki okazał się w swoich założeniach równie miodny. Bardzo spodobał mi się taniec w śród iskier uderzających o siebie mieczy. Ogólnie gra złapała mnie za mordę i długo nie chciała puścić pomimo, iż ginąłem często i gęsto. Mam wrażenie że po 10 godzinach w skórze Shinobi zginąłem więcej razy niż w całym Bloodborne. Kto grał ten wie. Z resztą tekst ten nie jest peanem skierowanym do twórców, więc koniec miękkiej gry. Potraktujmy Sekiro shadow die twice tak jak ono potraktowało nas. Bezlitośnie. ;).

[img]1431827[/img]

Po naprawdę ciężkich bojach i świetnej satysfakcjonującej rozgrywce dotarłem wreszcie do pierwszego punktu kulminacyjnego fabuły, a mianowicie szczytu górnej wieży w Ashinie  i drugiej walki z Genichiro. Po zaliczeniu kilku prób pokonania tego, nie tak znowu trudnego bossa, dopadł mnie kryzys i pierwsze poważne zwątpienie w sens mojej ciężkiej i wyboistej drogi Shinobi. Pomyślałem sobie, że:" Nie do chu...nie będę się z tym gó...męczył. Niech spie..... japońce jeb.....ze swoją grą gów..aną.:) Kilka głębokich wdechów oraz wydechów. Spokojnie wyciągnąłem płytę z napędu konsoli i elegancko schowałem do pudełeczka. Usiadłem na kanapie. Przegrałem. Gra mnie pokonała. Nie dam rady, a tak chciałem. Nie minęło pięć minut." Co?"." Ja nie dam rady?" I włożyłem płytę z powrotem do napędu. I tu przez swoją chorą ambicję popełniłem jak wtenczas mi się wydawało błąd. Grałem dalej.To była dla mnie niezła lekcja życia gracza. Nigdy więcej nie zmuszę się do grania w grę, która nie sprawia mi radości. W każdym bądź razie pierwszy zapał miną i zacząłem  na Sekiro shadow die twice patrzeć chłodnym krytycznym okiem.Po pierwsze okazało się, że gra, co już zacząłem zauważać przed dotarciem na szczyt wieży, strasznie męczy wora Bossami. Są takie fragmenty tego szpila, że dosłownie za każdym winklem czai się jakiś trudny z pozoru nie do pokonania, przeciwnik.  Dawno nie grałem w tak dziwnie wyważona grę. Sprawdziłem w internecie i okazuje się że w najnowszej grze fs, licząc sub bossów, którzy bywają na prawdę ciężcy, jest do pokonanie 45 szefów.(!!!!!) Dla porównania w Bloodborne było 14. Do tego duża część z nich się powtarza w lekko zmienionych wersjach albo wcale nie zmienionych. W pewnych momentach zwyczajnie zatęskniłem, za w miarę spokojną eksploracją i zbieractwem. W tym całym gameplayowo sinusoidalnym rozgardiaszu całkowicie zapomniałem o fabule na którą, nie wiedzieć czemu, mocno liczyłem. Powiem tak. Już niech lepiej FS zostanie przy swoim Soulsborneowym sposobie opowiadania. Po kilkunastu godzinach grania miałem centralnie gdzieś dramat i jego bohaterów i już tłumaczę dlaczego, bo skąpa ilość filmików to nie jedyny problem. Fabuła generalnie jest niezbyt rozbudowana i nieraz się to sprawdza, o ile twórcy pomyślą głęboko nad sposobem jej podania. W punktach kulminacyjnych Sekiro odpalają się bardzo krótkie i zdawkowe animację z dialogami rodem z opery mydlanej."Jesteś zły!" "Nie to ty nic nie rozumiesz" "Gdzie twój honor", "Nie pozwolę na to." Itd...Te cytaty są oczywiście przeze mnie wymyślone, ale wiadomo o co biega. O większości niuansów dowiadujemy się poprzez dialogi z NPC , w których kamera nie zmienia swojej gameplayowej pozycji, rozmówcy prawie nie poruszają ustami, nie mają mimiki a jeśli postać wykonuje w domyśle jakąś czynność to wchodzi czarna plansza. To jest gra AAA? Ktoś mógłby rzec, że to jest specyfika gier FS, ale ja nie przyjmuję takiego uzasadnienia. Jak mnie coś w grze mierzi, to nic na to nie poradzę. Nie będę przymykał oczu bo taki jest "styl twórców". To nie styl tylko pójście po taniości wg mnie. Powyższe rozważania na temat fabuły nie są jednak największą bolączką Sekiro, bo jak mówiłem łatwo o niej zapomnieć a rozgrywka przez większość czasu wciąga. Większymi wadami są dla mnie niekonsekwencja, nieuczciwość i pewna sztampa.

Zacznę od pierwszego "nie". Okazuje się, że w grze, w której rozgrywka opiera się o parowanie i bezpośredni kontakt z przeciwnikiem od pewnego momentu nie opłaca się tego robić. Zwyczajnie najlepiej jest uciekać od Bossa dzięki nieskończonemu bieganiu i kłuć jak komar ,kiedy kończy się animacja jego ciosu. Mam wrażenie że FS poszło jeśli chodzi o pojedynki z szefami na ilość nie jakość. Wg mnie lepiej było zrobić mniej bossów, ale takich z którymi walka będzie wkomponowana w założenia gameplayu, będzie bardziej spektakularna i w ciekawy sposób wykorzysta bezużyteczne narzędzia shinobi. Tych ostatnich prawie nie używałem odkąd dostałem w swoje ręce ostrze śmiertelności. Z narzędziami shinobi również wiąże się pewna niekonsekwencja bo żeby ich używac potrzebujemy farmić do nich "naboje". Działa to identycznie jak fiolki krwi w Bloodborne. Z kolei tykwa lecznicza w Sekiro uzupełnia się automatycznie przy odpoczynki. Już wolałbym na odwrót. Przynajmniej bym sobie tych narzędzi poużywał. Do tego wyżej wymienione ostrze śmiertelności można spamować bez końca nie bacząc na "naboje". Niekonsekwencja.

[img]1431828[/img]

Sztampa, o której wcześniej wspominałem nie dotyczy lore gry, bo te jest dosyć fajne i ma nieciekawy klimat. Tyczy się lokacji. Grałeś w jakąkolwiek grę w klimatach feudalnej Japonii, to widziałeś je wszystkie. Po wkraczaniu na nowy teren w takim, również kameralnym Bloodborne, nie raz miałem opad szczęki. W sekiro dosłownie nic. Wioska na bagnach? Swiątynie wśród kwitnących na różowo drzew? Na prawdę? Twórcy bloodborne nie mieli nic ciekawszego do pokazania? Szkoda. W tym temacie jest to dla mnie duży krok wstecz dla twórców. Wg mnie potrzebny jest poniekąd nowy start, nowy silnik,powiew świeżości. Może FS przy okazji ogarnie pracę kamery i The Elder Ring będzie tym na co liczę pod względem designu oraz technikaliów, czyli tytułem w którym klimat wyrzuca z kapci, będzie pozbawiony wszelkich śmiesznych kompromisów, pewnej zdawkowości, uproszczeń i znowu wciągnie mnie od począdku do końca tak jak Bloodborne.

Teraz to na co wszyscy czekali( Albo tylko ja?). Nieuczciwość. Tutaj muszę zaznaczyć że jest to moje subiektywne odczucie będące odzwierciedleniem emocji, jakie wywołała we mnie końcówka gry, które mogło być spowodowane moim lamerstwem bądź zwykłym znudzeniem grą. Walka z ostatnim bossem. Dosyć długo ją odkładałem w czasie, bo tak jak wyżej napisałem, gra zmęczyła mi wora  trudnymi walkami. Na dodatek  przeczytałem w internecie, że jego pokonanie zajęło komuś dwadzieścia godzin i jeszcze kumpel namówił mnie na Monster Hunter World w odmętach którego na jakiś czas przepadłem. Próbowałem. Na prawdę próbowałem uczciwie. Każdego bossa z wcześniejszych etapów gry rozpracowałem samodzielnie, bez użycia porad czy cheatów. Udało mi się nawet raz dotrzeć do ostatniego etapu końcowego  pojedynku walcząc parowaniem. Wymagało to ode mnie dużo wysiłku. Gra mi go jednak nie wynagrodziła. Chodzi mi oto,że jeżeli ja wszystkich kilkudziesięciu bossów pokonałem uczciwie stopniowo zdobywając coraz większą wprawę we władaniu kataną  to jednocześnie powinienem być w miarę przygotowany na tę walkę. Nie powinno się projektować gry, która depcze na końcu człowieka jak robaka za nic mając jego wysiłki. Między innymi dlatego właśnie będę się upierał przy stwierdzeniu, że Sekiro shadow die twice jest grą źle zbalansowaną. Koniec końców pokonałem tego ostatniego szefa wszystkich szefów używając najpotężniejszego narzędzia shinobi jakie widział świat. Youtuba. Okazuje się, że najlepszym sposobem na osiągnięcie tego, poza użyciem narzędzia umbrela ela ela, jest wspomniana wyżej taktyka komara ucieczkowego. A miały być iskry. Słabo. Na pewno będą osoby, które wytkną mi  brak determinacji i będą miały sporo racji, ale ja na prawdę oddałem tej grze serce, a ona mi je bezceremonialnie złamała. Dobrze, że to tylko gry i mi przeszło na drugi dzień. ;)

Reasumując. Życzyłbym sobie aby Frome Softweare wzięło sobie do serca dwie, jakże proste prawdy, że czasami mniej znaczy więcej oraz poziom trudności nie jest jedynym walorem ich gier, a dobry balans jest równie ważny.

Oceń bloga:
53

Komentarze (93)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper