Dlaczego czekam na... #5 SOUTH PARK: THE STICK OF TRUTH
Wszyscy wiemy jaki los czeka gry powstające na bazie licencji filmów. W zdecydowanej większości są to elementy marketingowej machiny, nijak mające się do panujących standardów produkcji gier najwyższej próby. Dlaczego South Park: The Stick of Truth nie miałby podzielić losów wydanego ostatnio Star Trek The Video Game?
Owszem, zdarzają się wyjątki od przedstawionej przeze mnie we wstępie reguły, np. The Warriors od Rockstar (BTW: według mnie najlepszy beat ‘em up ever) czy gry z serii Lego. Obydwa postawione przykłady nie spełniają warunku bycia typową „grą na podstawie filmu”, jednak to na nich opierają swoje założenia. Targetem owych „gier” będących częścią kampanii reklamowej są fani filmowego odpowiednika. I o ile dla nastoletnich fanów czarodzieja w okularach „Harry Potter for Kinect” jest spełnieniem mokrych snów, tak żaden szanujący się i pozostający przy zdrowych zmysłach gracz nie wybrałby świadomie tego tytułu ze sklepowej półki. Dlaczego South Park: The Stick of Truth, miałby być inny? Ano po pierwsze dlatego, że tytuł ten nie jest tworzony z myślą o powstającym pod tym samym tytułem filmie (chyba że o czymś nie zostaliśmy poinformowani), a w dodatku w produkcję gry są zaangażowane dokładnie te same osoby co przy tworzeniu serialowego odpowiednika, nie licząc oczywiście technicznej strony produkcji gry, czyli m.in. programistów. To też nie jest do końca taka dobra wiadomość, wszakże tworzenie gry znacznie różni się od tworzenia serialu – tak domniemywam. Jednak biorąc pod uwagę same fakty, zaprezentowane materiały i opinie – wszystko wydaje się być na dobrej drodze.
Nigdy nie byłem hardcore’owym fanem South Park. Owszem, znam tę serię, szanuję ją i doceniam geniusz twórców (nie można inaczej nazwać tak szybkiego reagowania na bieżące sytuacje ze świata i pokazywania ich w tak prześmiewczy, jak i dający do myślenia sposób). Seria przez te kilkanaście lat wyświetlania nie zmieniła stylu graficznego, poprawiono jedynie animacje i samą technologię. I o ile gry na podstawie filmów muszą być przedstawione w sposób jak najbardziej odpowiadający oryginałowi, co by fani tych growych gniotów wiedzieli w co grają, tak wiemy jak to się zazwyczaj kończy. Kiepski lip sync, voice acting nagrywany na szybcika w przerwach pomiędzy kręceniem scen filmu, programowane animacje, bo na mo-cap nie starczyło czasu, itd. Przy South Park problem znika zupełnie. Głosy przed kilkoma laty były nagrywane przez autorów, teraz powstają komputerowo. Animacje również nie są już robione techniką poklatkową (stop motion), a powstają przy użyciu programu do animacji. W dodatku sam wygląd wizualny serialu nadaje się idealnie do przeniesienia w growe realia. I tym właśnie sposobem gra będzie wyglądała identycznie jak jej serialowy odpowiednik. Check this out:
Sami przyznacie, że gra wygląda jak jeden z odcinków serialu, co dla mnie jest jednym z powodów, dla których Stick of Truth chciałbym chociażby zobaczyć na żywca.
Rozwiązania gameplay’owe również nastrajają optymistycznie, bo pomimo tego, że nie posiadamy żadnych konkretów, tak wygląda na to, że gra będzie rpg’iem pełną gębą! I to nie byle jakim, nie jakimś action-adventure z elementami rpg, tylko rasowym systemem z active time bar na czele! Staroszkolne rozwiązanie będzie pasować do tego tytułu jak ulał i liczę na to, że developer (Obsidian Entertainment – na koncie m.in. całkiem udane Dungeon Siege III czy świetny Fallout: New Vegas) chamsko skopiuje system walki z Final Fantasy VII i na to się rzeczywiście zanosi.
Za scenariusz odpowiedzialni są szeryfowie marki South Park – Trey Parker i Matt Stone, także o ten element możemy być spokojni. No, chyba że jesteśmy porządnymi obywatelami z kijem od miotły w tyłku, wtedy na poczynania scenarzystów będziemy kiwać głową z niesmakiem wyrysowanym na twarzy, natomiast cała reszta (w szczególności bywalcy PPE) będą wyć ze śmiechu upuszczając co chwilę pada poprzez składanie rąk do oklasków.
Jak już wspomniałem, nie jestem jakimś wielkim fanem serialu, ani tym bardziej japońskiej szkoły RPG, ale połączenie tych dwóch elementów oferujące długą i taktyczną rozgrywkę co, biorąc pod uwagę temat tytułu – zabawa typu obrona zamku/ratowanie księżniczki – wydaje się idealnie tu pasować.
Wydawcą gry miało być THQ, jednak po ich upadku prawa do tytułu przejął Ubisoft, który póki co milczy co do daty wydania South Park: The Stick of Truth. Wiemy jednak na pewno, że Ubi zostawili wolną rękę producentowi, pozwalając mu na wprowadzanie końcowych szlifów. Chwała im za to, nie chcę nawet myśleć, jak wyglądałaby ta gra, gdyby Ubisoft oddelegowałoby do jej tworzenia jedno ze swoich studiów. Pierwotnie, za rządów THQ, mieliśmy dostać ten tytuł już w maju, a tak pozostaje nam czekać na oficjalne potwierdzenie daty wydania – Ubisoft celuje w bieżący rok.
Ludzie-kraby, majtkowe gnomy, hipisi, rudzi i inne zło tego świata jako przeciwnicy. Spalanie pierdów, mr hankey i wyziewy Lizy Minnelli jako ataki specjalne. A w dodatku my sami w roli głównej przemierzający nieskrępowanie miasteczko South Park (topografia i lokalizacje oczywiście ściśle według serialu) z gameplay’em rodem z kultowych rpg’ów. Znając Parkera i Stone’a – w serialu nie dają żyć celebrytom – może w końcu wezmą się za nasz mały, zamknięty świat – na pewno będzie co najmniej ciekawie.
----------------------------------------------
Dobrze, panie i panowie. Na tym kończę cykl „Dlaczego czekam na…” dlatego, że... po prostu nie ma więcej gier, na które czekam w tym roku. Oczywiście – będę grał we wszystkie ciekawsze ale generalnie te, na które jeszcze czekam w tym roku można policzyć na palcach jednej ręki. Wybrednym jestem gościem głównie dlatego, że wiem czego chcę i są pewne elementy, których od gier po prostu oczekuję. Nigdy nie wkręcę się w grę, w której nie odpowiada mi motywacja bohatera (chyba, że mówimy o czystych grach arcade czy zręcznościówkach – vide Lumines). Dlatego potrzebuję gier z dobrymi podstawami. A taką podstawą jest na przykład scenariusz. A dobry scenariusz mają głównie wysoko budżetowe produkcje, chociaż trafiają się ukryte cudeńka – tak jak na przykład Journey. I dlatego liczę, że poza wymienionymi przeze mnie w pięciu częściach must have’ami zostanę zaskoczony czymś naprawdę unikatowym. Czego sobie i Wam życzę.