1, 2 , Switch! Czyli kupiłem konsole od Nintendo. Znowu
Moment, gdy pod moje skromne strzechy zagląda nowa konsola jest dla mnie zawsze emocjonujący. Przez chwilę zapominam, że jestem już po trzydziestce i cieszę się jak małe dziecko, kiedy badam możliwości nabytego właśnie sprzętu. Jeżeli jesteście ciekawi dlaczego po raz trzeci dałem szansę Nintendo, czym skusiła mnie najnowsza kosnola, oraz jakie są moje pierwsze wrażenia z użytkowania tej gejmingowej hybrydy, to zapraszam do lektury.
Moja znajomość z big N to poniekąd taki toksyczny związek. Zaczęło się od młodzieńczej miłości, czyli Peagsusa. Gdy miałem osiem lat, to właśnie ten sprzęt był wymarzonym prezentem na komunię. Pomimo, że PSX był już na rynku najzwyczajniej w świecie nie był dla mnie dostępny finansowo. Jak większość z Was zagrywałem się w Mario, Goal 3, Kick Master czy inne Dizzy. Potem odkupiłem od kumpla z klasy konsolę, którą przywiózł mu ojciec z Niemiec, a któą on nazywał 'Nintendo'. Dopiero po latach dowiedziałem się, że użytkowany przeze mnie sprzęt to tak zwany SNES. Graficznie sprzęt niszczył 'Pegaza' i pomimo ograniczonej liczby tytułów, to co miałem w kolekcji ogrywałem do upadłego. Potem pojawił się 'plejak' i pomimo, że N64 gdzieś tam mi migał w dziale recezji Extrima i N+ to nawet nie zwracałem na te gry uwagi - konsola Sony dawała mi wszytsko czego chciałem, a nawet więcej. Naturalnym ruchem więc był wybór PS2. Gacek co prawda kusił odświeżonymi MGS-em i RE2, ale ceny gier to była dla mnie jakaś bardzo odległa planeta. I o ile w otoczniu można było znaleść ludzi szarpiących na PS2 i wymienić się grami, tak na spotkanie kogoś kto miał w domu Game Cube'a szanse były bardzo znikome.
WII w ogóle było dla mnie nieporozumieniem. Ruchowe kontrolery, brzydka grafika oraz gry skierowane głownie do niedzielnych graczy skutecznie zniechęciły mnie do kupna i sprawiły, że z miejsca straciłem całe zainteresowanie. WII U też na początku zlekceważyłem, ale z czasem gdy ograłem już masę pozycji na PS3 i X360, postanowiłem spróbować trochę innej szkoły robienia gier. Kusiła Bayonetta, Wind Waker czy perełki z Wii jak Pandora's Tower. Bardzo szybko się jednak odbiłem od tej konsoli. Zaporowe ceny sprawiały, że ciężko było mi zdecydować się na zakup kolejnych gier, a to co ograłem nie wywołało u mnie ekstazy. Bayonetta okazała się zbyt porąbana, a sterowanie padletem w Pandorze to była katorga.
Największym rozczarowaniem był sam padlet - zbyt duży i mało komfortowy przez co zarówno granie w trybie przenośnym jak i stacjonarnym bardziej mnie irytowało niż cieszyło. Przede wszystkim bolała mnie jednak ograniczona biblioteka gier.
Podobna historia zdarzyła się z 3DS XL, ale na tym sprzęcie zaliczyłem przynajmniej jedną grę - MGS3. Resident Evil Revelations na jednej gałce analogowej okazał się wielkim rozczarowaniem, podobnie jak ten cały efekt 3D który najzwyczajniej w świecie się nie sprawdził w grach, gdzie gracz chcąc nie chcąc cały czas się wierci i pod wpływem emocji rusza konsolką, niszcząc cały efekt. Znów we znaki dała mi się ergonomia sprzętu - gdy gra zmuszała mnie do używania triggerów to szybko męczyły mi się dłonie, przez co odczuwałem dyskomfort. Zarówno WII U jak i 3DS XL poszły na sprzedaż, a ja obiecałem sobie, że to moja ostatnia konsola od Nintendo. Tydzień temu jednak złamałem tą obietnicę.
Nintendo Switch nie od razu przykuło moją uwagę. Wiadomo - Zelda z miejsca zrobiła na mnie wrażenie - ale reszta tytułów startowych była mocno 'taka se'. Jako posiadacz PS4,XO i PC nie czułem zresztą potrzeby posiadania kolejnego sprzętu w domu, a podróżuje tyle co Microsoft wydaje exów - praktycznie wcale. Ale wtedy stały się dwie rzeczy. Pierwsza z nich to otwarcie się Nintendo na 'normalne' gry. Skyrim, Dark Souls, Dragon's Dogma czy Onimusha - to właśnie tego typu szpile sprawiły, że zacząłem łaskawiej spoglądać na 'Pstryka'. Drugą rzeczą był fakt, że postanowiłem zmienić pracę. W poprzedniej firmie spędziłem 8 lat i nie wiedziałem właściwie w jakich warunkach będę pracował na nowym miejscu. Okazało się na szczęście, że pracuję indywidualnie, a samej pracy jest na tyle mało, że po wysłaniu wszystkich raportów mam zawsze kilka godzin wolnego. A jako, że nie lubię się nudzić to padło właśnie na Switcha. No bo jak lepiej umilić sobie płynący czas niż farmiąc dusze w Soulsach, no powiedzcie sami?
Pierwsza myśl po otworzeniu pudełka - Małe to, kurde. Przez chwilę naszły mnie obawy czy nie powtórzy się historia z PS VITA, gdzie analog miał 'zrywy' czyli nie był wystarczająco czuły, żeby precyzyjnie celować. Na szczęście okazało się, że Pstryka ten problem nie dotyczy. Fakt, kontroler jest drobny i komfort użytkowania w grach akcji nie równa się z odpowiednikami z dużych konsol, ale jest tylko trochę z tyłu, a w porównaniu do Vity i tak jest bajka. Umiejscowienie spustów oraz triggerów mogłoby być lepsze, bo te znajdują się bardzo blisko siebie (R1 jest tuż nad R2, to samo po lewej stronie) przez co nie raz przez pomyłkę wciskamy nie to co trzeba, ale to jedyne zastrzeżenie jakie mam. Osobiście planuję jeszcze dokupić gripa, który zwiększy komfort, bo w trybie przenośnym dłonie składają się nieco nienaturalnie. Jest lepiej niż w przypadku WII U, ale czuć, że może być jeszcze lepiej. Zawsze jest też opcja zakupu Pro Controlera, jakby ktoś miał z tym wyjątkowy problem (swoje dłonie zaliczyłbym do średnio dużych). Osobiście traktuję Switcha jako przenośniaka, więc grip to jedyny gadżet w jaki zamierzam zainwestować, tym bardziej, że tak mały ekran warto mieć tak blisko nosa jak tylko się da.
Nie wypowiem się szerzej o grach, bo kupiłem tylko Zeldę. W trybie przenośnym prezentuje się ona doskonale - panoramy podczas szybowania robią wrażenie, tak samo jak efekty świetlne gdy słońce odbija się od wody lub podczas rzęsistego deszczu. Pod TV podłączyłem konsole tylko na chwilę i cóż - to 'tylko' 900p i gdy na co dzień obcuje się z rozdzielczością 4K to oprawa Switcha nie robi żadnego wrażenia. Jest ładnie i tyle, ale w moim przypadku dock poszedł od razu do kartonu i raczej już stamtąd nie wróci.
Pozytywnie zaskoczyły mnie...ceny. O ile flagowe serie dalej zahaczają o najwyższe znane w branży progi, tak w eshopie w końcu są promocje na które można spojrzeć, a nie tylko kręcić głową z zażenowaniem. Co prawda sklep wciąż zalewa masa badziewia z komórek, ale na szczęście nie brakuje też porządnych indyków, które najlepiej smakują na przenośniakach. Zawsze na tego typu gry szkoda mi było czasu na dużych konsolach, więc w końcu jest okazja, żeby zagrać w coś z tej półki.
Tak więc pierwsze wrażenia są jak najbardziej pozytywne. Po tygodniu użytkowania jestem bardzo zadowolony - zarówno jeśli chodzi o komfort jak i bibliotekę gier do ogrania na 'kiedyś'. Sama Zelda zajmie mnie na setkę godzin, a jak dodam do tego jeszcze Xenoblade Chronicles 2, Mario+Rabbits czy wspomniane wcześniej porty to o listę szpili do ogrania jestem spokojny. Bateria nie robi może jakiegoś wielkiego wrażenia, bo z Breath Of The Wild na pokładzie wytrzymuje raptem trzy godzinki, ale nie jestem typem podróżnika, więc nie mam z tym problemu.
Jest coś świetnego w tym, że można wyłożyć się na kanapie ze sprzętem mobilnym ,który odpala takie tytuły jak nowa Zelda czy Skyrim. Nawet to głupie klikanie przy wyciąganiu kontrolerów sprawia dziwną frajdę. Jeśli więc samo obcowanie z konsolą daje mi satysfakcję to znaczy, że Nintendo wykonało dobrą robotę. Ich najnowsze dziecko od razu mnie urzekło, a przede wszystkim naprawiło grzechy poprzedników, na które zawsze psioczyłem. Pozostaje mi tylko modlić się żeby wsparcie od deweloperów nie ustawało, ale z tego co widzę nie ma się o co martwić, bo kolejne tytuły wyskakują jak grzyby po deszczu w Muchomorowym Królestwie.
Ps. Jeśli macie jakieś pytania odnośnie sprzętu to walcie śmiało, postaram się odpowiedzieć.
Ps2. Oto mój kod przyjaciela - jak wam się chce trochę poklikać, to chętnie przyjmę Was do znajomych. W kupie zawsze raźniej. SW-7603-9873-7789.
Pozdro!
Tapeworm