O Playstation Plus i innych używkach
A czego nie biorę? Abonamentu Playstation Plus.
Udało mi się uwolnić czystym przypadkiem, bo zapomniałem wpisać numer nowej karty, więc nie miał się jak przedłużyć. Nic lepszego nie mogło mi się przydarzyć. Że niby przesadzam? Ha!
Słownik Języka Polskiego definiuje uzależnienie jako "popadnięcie w nałóg", lub "stanie się zależnym od kogoś lub czegoś". Spójrz teraz co robią z Tobą abonamenty w stylu PS+ i powiedz mi, że nie jest to dokładnie to samo. Zbyt ogólnie? Spójrzmy więc w jaki sposób uzależniamy się np. od narkotyków.
Nie rzadko po raz pierwszy narkotyków spróbujesz ponieważ akurat zostałeś poczęstowany przez "kolegę". Bierzesz więc niejako z ciekawości, ale też trochę dlatego, że wszyscy biorą i mówią, że jest super. I faktycznie jest super. Euforia, relaks, załamanie rzeczywistości - co tam kto lubi. Niestety jazda dosyć szybko się kończy i wracasz do szarej rzeczywistości. A przecież było tak dobrze. Praktycznie zero słabych stron. Świat wydawał się lepszy, było wesoło, kolorowo. A teraz? Pfff! Na szczęście możesz odezwać się do kolegi, który poczęstował cię za pierwszym razem. Tym razem już niestety trzeba zapłacić, ale to nie ważne. Grunt, że znowu będzie fajnie. Po jakimś czasie stwierdzasz, że takie dzwonienie po niego co chwila nie ma sensu, więc zaczynasz wydawać coraz więcej, żeby na dłużej starczyło. Poza tym kolega daje ci zniżkę jak bierzesz od razu hurtem. Oczywiście cały czas oszukujesz się, że możesz przestać w każdej chwili, ale akurat teraz nie, bo teraz są wakacje/impreza/cokolwiek. Zaniedbujesz rodzinę i znajomych, bo teraz masz nowych, lepszych znajomych, którzy też siedzą w temacie. Niestety, po jakimś czasie towar przestaje już działać na ciebie jak z początku. Zaczynasz marudzić, że to już nie to samo, albo, że po prostu Ci się już znudziło, więc chyba dasz sobie spokój. Zależnie od Twojej silnej woli może i faktycznie tak właśnie zrobisz. Jeśli tak - brawo dla Ciebie! Jednakże bardziej prawdopodobny scenariusz to ten, w którym mimo wszystko brniesz w to dalej, bo świat bez kolorów wydaje się być niemożliwy do zniesienia. Druga opcja to taka, że po twoich narzekaniach następna działka będzie mocniejsza, lepsza gatunkowo i znowu poczujesz ekstazę. I tak się to będzie kręcić, aż w końcu zdasz sobie sprawę, że nasrałeś sobie w zupę i teraz to jesz, ale jest już za późno, żeby się wycofać. Oczywiście nigdy nie jest za późno, żeby powiedzieć "pas" i odejść, ale im głębiej w tym siedzisz, tym jest to cięższe.
Zrobiło się dosyć mrocznie, ale taka prawda. Spójrzmy teraz jak wygląda sprawa z Playstation Plusem.
Pierwsze kilka dni abonamentu dostajesz za darmo. Mogą to być dwa dni, mogą to być dwa tygodnie dołączone do jakiejś gry. Ściągasz gry i zastanawiasz się jak to możliwe, że do tej pory dawałeś radę bez niego. Tyle gier! Zupełnie za darmo! Bawisz się na całego, ale okres próbny się kończy i tracisz dostęp do ściągniętych w ramach abonamentu gier. Wracasz do rzeczywistości, w której masz może jedną grę na dwa miesiące, bo kasy zawsze brakuje. Kupujesz więc miesięczny abonament, żeby chociaż dokończyć tego rozpoczętego wczoraj Bioshocka. To i tak taniej niż pudełko z nową grą. W międzyczasie nastaje nowy miesiąc i do oferty trafiają kolejne produkcje. Jedne interesują cię bardziej, inne mniej, no ale dostałeś to chociaż sprawdzisz. Grasz więc nawet w "indie popierdółki", bo w sumie to są całkiem spoko. Nie wiadomo kiedy znowu tracisz dostęp do coraz większej biblioteki tytułów. Kupowanie miesięcznych abonamentów mija się z celem, bo przecież roczny wychodzi taniej, a wystarczą ze dwie dobre gry na cały rok, żeby całość się zwróciła. Trzeba być głupim, żeby nie wziąć, nie? Po jakimś czasie zaczynasz marudzić, że w ofercie od dwóch miesięcy nie pojawiło się nic dobrego, a indyki już Ci się znudziły. Zaczynasz więc oszukiwać się, że skończysz tylko te gierki, które Ci zostały i rezygnujesz. Parę słabych miesięcy to jednak nie cały rok, więc kupka gier do przejścia jest całkiem solidna. W rok nie dasz rady przejść wszystkiego. Bierzesz więc kolejny rok. W trakcie dojdzie jeszcze kilka gier wartych uwagi, a Ty nadal grasz w te zeszłorocznej, bo i kilka erpegów się po drodze zaplątało. I tak mijają Ci kolejne miesiące, a kupka wcale się nie zmniejsza. Zupełnie przesłałeś kupować nowe produkcje, bo przecież po co, i tak masz jeszcze masę gier do przejścia a te nowe w międzyczasie zrobią się tańsze. Im dłużej jesteś abonentem, tym głębiej siedzisz w korporacyjnej kieszeni. "Przecież nie zrezygnuję teraz, kiedy już zapłaciłem za tyle gier, z których części nawet nie miałem jeszcze czasu odpalić". Koło się kręci a Ty razem z nim.
Przerażająco podobne, prawda? Korporacje nauczyły się uzależniać nas od siebie tak jak dilerzy uzależniają swoich klientów. I trzeba przyznać, że są w tym nieźli. Nie chcę oczywiście wrzucać tu wszystkich do jednego wora, bo np gry w abonamencie Gold dostaje się na stałe, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przestać w dowolnym momencie. Obecna generacja też zmieniła trochę zasady, bo teraz już abonament potrzebny jest do grania online na obu sprzętach. Microsoft robił to od zawsze i od zawsze tego nie lubiłem, ale przynajmniej podchodzą uczciwie do tematu darmowych gier. W przypadku sony jest to po prostu kolejny bodziec ułatwiający im uzależnianie nas - kupię bo chce pograć w Battlefronta. Rok później już nie gram online, ale rozrosła mi się biblioteka tytułów. No to wezmę jeszcze rok. I tak dalej.
Cześć. Jestem Piotrek i jestem uzależniony. Nie biorę już od pięciu miesięcy. Ostatnie cztery gry w jakie grałem :
Jest dobrze :)