Vigamus, najlepsze muzeum gier video
Mimo iż poprzedni tekst okazał się zbyt wielkim niezrozumieniem przez wielu userów, to nie poddaję się i nadal będę się dzielić swoimi doświadczeniami z rynku gier. Podaruję sobie subiektywne opinie społeczno-obyczajowe, bo widzę że to nie miejsce na takie rzeczy, a skupię się na popkulturze i rozrywce, bez zbędnego myślenia. Przechodząc do rzeczy, chcę się podzielić z Wami wrażeniami z odwiedzin w miejscu, które każdy nerd powinien znać. Wyjątkowym muzeum gier video.
Jestem turystą, który odwiedza nie tylko oklepana miejsca, muzea i pomniki. Za każdym razem, gdy jestem gdzieś w innym mieście, to wpadam do lokalnych sklepów z grami, ciekawych antykwariatów z komiksami, sklepów komiksowych, nerdowskich, czy innych podobnych miejsc. W muzeach gier video bywałem już wcześniej, m.in. w Berlinie, czy Wrocławiu (materiały na następne teksty), lecz największe wrażenie zrobiło na mnie to w Rzymie. Moi drodzy, oto Vigamus.
Wysiadam z metra na stacji Ottaviano. Byłem tu już dwa dni wcześniej, to stąd turyści idą na Watykan. Ja poszedłem prosto, w odwrotnym kierunku, potem lekko ukośną uliczką i doszedłem do... hali targowej. Zapach ryb i mniej lub bardziej świeżych warzyw to ciekawe miejsce. Bo w jego podziemiach kryje się jedno z tych miejsc, które odważnie można by nazwać „mekką boomergamerów”. Akurat muzeum gier nie musi być w dostojnym gmachu, a takie nietypowe miejscówki bardzo pasują i budują dodatkowy klimat miejscu.
Jak wyczytałem, samo muzeum pełni także funkcje zrzeszające lokalną, nerdowską społeczność. Odbywają się w nim różne konferencje, czy turnieje, np. Pokemon. Ja wszedłem tam w połowie października i oprócz pary siedzącej na kasie, nie zastałem innych odwiedzających. Całe muzeum dla mnie! Spędziłem tam znacznie więcej czasu niż przewidywałem, bo całe 4 godziny!!! I w sumie mogłem siedzieć dłużej, lecz chciałem jeszcze wejść na pobliskie wzgórze Maria, obejrzeć z góry miasto i zachód słońca.
8 Euro za bilet to dobrze wydane pieniądze. Tyle zwykle kosztują bilety, lecz tu cała wystawa jest sprofilowana pod fana gier, który będzie czerpać z niej absolutną radość. I tak było w moim przypadku. Jestem już po 30-stce, a grami na dobre interesuję się od końca lat 90-tych, choć wcześniej też dużo grałem. I to co oglądałem w muzeum to całe moje wspomnienia, plus oczywiście okres, który był wcześniej, jak era gier 2D, które w Polsce poznawaliśmy na Pegazusie.
Przy wejściu witają nas figury Lary i Snake'a. Na wstępie znajdziemy się na głównym korytarzu, wzdłuż którego zarysowano historię gier video. Aż nie wiem od czego by tu zacząć, tyle tam wspaniałości. Widzimy m.in. kącik poświęcony Doomowi, w końcu to kamień milowy naszej branży. Na ekranie prezentowany jest film, a wokół mamy wystawę, gdzie największy rarytasem jest Doom Master Disk – oryginalny dysk, z którego tworzone były kopie.
W muzealnych gablotkach imponuje też ilość zgromadzonych tzw. big boxów. Gry na PC nigdy mnie nie fascynowały, ale mam znajomego kolekcjonera, który uświadomił mi jak wartościowe są takie wydania. A za szybką widziałem legendarne I have no mouth and I must scream i wiele innych pudełek, na które wspomniany kolega i masa kolekcjonerów patrzeliby ze ślinotokiem.
Sądzę, że nie muszę wspominać, że za gablotkami możemy zobaczyć także sprzęt. Obserwując takie GameBoye, Nintendo 64, GameCube, czy nawet PS2 i Xboxa, to aż łezka mi się zakręciła w oku. Przecież to było tak niedawno. Dużo starsze sprzęty także były wystawione, podejrzewam że koledzy zza granicy przy nich by również uronili łezkę. Zobaczyć można było takie retro jak Virtual Boy, czy cała masa różnych Atari i Commodore.
Gablotkę otrzymał również Pac-Man, gdzie znajdowała się każda możliwa gra z jego przygodami. I mijając masę różnych gablotek, często mniej znanych, na ostatniej prostej znajdowała się specjalna wystawa, która miała upamiętnić jedno z najbardziej przełomowych znalezisk archeologicznych w historii. Mowa tu oczywiście o legendzie związanej z grą I.T., która spowodowała wielki kryzys i przez to zakopano ją na pustyni. W 2013 roku znaleziono kadridźe z grą i potwierdzono prawdziwość tych wydarzeń. W sumie chyba każde muzeum na świecie dostało swoją kopię I.T., lecz w Vigamusie mamy całą masę skarbów wyciągniętych z piasku, a nawet... sam piasek.
Tuż obok postawiono samodzielnie zmontowane automaty, na których można było pograć w gry z Atari, w tym oczywiście I.T. Ja nie miałem ochoty babrać się w takiej prehistorii, ruszyłem dalej i odkryłem kolejne niesamowite miejsca. W korytarzu na tyłach znajdowała się cała ściana z obrazami związanymi z grą Americana McGee, Alice: Madness Returns. Piękne płótna, jak zauważyłem ręcznie rysowane, zrobiły na mnie większe wrażenie niż cała Galeria Uffizi we Florencji. A zaraz za nimi miała miejsce strefa, w której wywieszone były portrety najznamienitszych twórców gier (których nawet nie muszę wymieniać, bo wiecie o kogo chodzi), a w gablotkach były ustawione ich najwspanialsze gry.
Na tyłach znajdowały się toalety i... stołówka. I jako, że zdałem sobie sprawę, że trochę czasu spędzę w tym muzeum, to zakupiłem sobie w automatach kawę i batoniki. Pełen energii byłem gotowy odkrywać kolejne zakamarki Vigamusa, a tych jak się okazało było trochę. Władze muzeum umieją docenić wielkich twórców, a Suda 51 musiał w ich oczach mieć duże uznanie, gdyż dostał całkiem spory kącik. Na ścianach widniało masę artworków, a przy stoliku znajdowały się konsole z odpalonymi jego grami. Jako, że nie miałem z nimi styczności, to posiedziałem chwilę przy Killer 7 na PS2.
Dla chcących pograć były również inne pomieszczenia. Pokój z automatami i różnymi konsolami dawał możliwość zapoznania się z całym przekrojem historii gier. Inny pokój był cały poświęcony Xboxowi. Widać Microsoft nie szczędził grosza i wysłał do Rzymu sporo sprzętu, bo był to jeden z najlepiej zaopatrzonych pokoi, którego ściany przedstawiały nam historię zielonych konsol.
Muzeum posiada także większą salkę, gdzie ilość krzeseł podpowiedziała mi, że to tam odbywają się wszelkie konferencje i turnieje. I w owej sali również znajdowały się gablotki, czy stanowiska oraz automaty w grami. Mi wpadł w oko ten z grą Metal Slug 2. Tytuł dla mnie wyjątkowy, bo za dzieciaka, gdy w szkole chodziłem na pływalnię, to po zajęciach wszyscy zbierali się przy automatach, a jedną z tamtejszych gier był właśnie Metal Slug 2. Ze łzami w oczach przypomniałem sobie te mumie, które mnie tak przerażały w podstawówce.
Po ponad trzech godzinach łażenia, podziwiania, robienia zdjęć i grania, odkryłem jeszcze jedno pomieszczenie! Było ono blisko wyjścia, a jak wiadomo nie śpieszno mi było do opuszczenia tego cudownego miejsca. I owo pomieszczenie poświęcone było trochę nowszym seriom. Dziwiłem się, że w całym muzeum nie ma nic związanego z Assassin's Creed i okazało się, że jednak coś było. Gablotka zbierająca te drogie figurki, które zazwyczaj są w wypasionych kolekcjonerkach, albo do kupienia samodzielnie za trochę więcej grosza. W pokoiku można było także zagrać w Resident Evil 2 (remake) na wielkim panoramicznym monitorze i pewnie bym to zrobił, lecz czasu już było mało.
Również tam czekała mnie niespodzianka, bo znalazłem gablotkę poświęconą... Wiedźminowi. CD Projekt Red podarował muzeum sporo fantów związanych z dwiema pierwszymi częściami gry. Same gry były w języku polskim! I nawet sporo członków ekipy zostawiło swój podpis. W sumie w muzeum każda większa seria, która przysłużyła się branży dostała jakiś kawałek miejsca w gablotce czy opis na ścianie. Często gry czy inne gadżety miały nawet autograf twórcy.
Zdaję sobie sprawę, że nie o wszystkim napisałem, bo jest tam dużo więcej atrakcji, a każdy ma nieco inne podejście do historii gier, które ja przedstawiłem ze swojego punktu widzenia. Na pewno byłem zachwycony, były to najlepsze 4 godziny jakie spędziłem w Rzymie. Słynne muzeum w Berlinie mnie rozczarowało, a to we Wrocławiu to jednak nie ta skala, więc nie będę porównywać. Jedno mogę powiedzieć na pewno, być w Rzymie i nie być w Vigamusie to wielki błąd.
Później ruszyłem na pobliskie wzgórze Marka by podziwiać panoramę wiecznego miasta, lecz dużo nie obejrzałem, gdyż zaczął padać deszcz. Zszedłem ze wzgórza z drugiej strony i wsiadłem autobus, który zawiózł mnie w okolice stacji metra, gdzie zaczynałem podróż. Obok znajdował się fajny antykwariat komiksowy. I choć wszystko po włosku, to fajnie zapoznać się z tamtejszą kulturą. A ich rynek jest dużo większy niż nas. W Pocket 2000 mieli także sporo figurek i zabawek, co dla prawdziwego nerda sprawia, że lokal jest również wart odwiedzenia. Dodatkowo kawałek dalej jest GameStop. Te wszystkie atrakcje sprawiają, że można sobie ułożyć ciekawy, geekowski dzień.
Dzięki za dotarcie do tego miejsca. Na koniec pozwolę sobie polecić Wam swój niekomercyjny blog Algorytmy Komiksu gdzie piszę o powiązaniach między dwiema branżami. Trochę go zaniedbałem, ale obiecuję wkrótce więcej tekstów. Zdjęcia w tekście pochodzą z oficjalnej strony muzeum, a zdjęcia i filmik w galerii poniżej są zrobione przeze mnie.