Kawał historii w kieszeni

BLOG
398V
eRaven | 12.07.2012, 17:25
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Ostatnio w wolnej chwili postanowiłem przetrząsnąć szafki i zrobić porządek w kilku szufladach. Oczywiście moje zmagania ze stertą rupieci, walających się po kątach biurkowych zakamarków zakończyły się fiaskiem. Szczerze powiedziawszy lubię nawet ten mały sajgon, przynajmniej wiem gdzie co jest. Kiedy zrobię porządek nie mogę się odnaleźć, jakoś tak za bardzo to wszystko ułożone.

 

Podczas przekopywania istnych ton rupieci sprzed lat, odnalazłem moją największą dumę, drugą konsolę kieszonkową jaką posiadałem – GameBoy’a Advance. Co lepsze, w kolejnej szufladzie znalazło się też kilka gier na mojego czarnego przyjaciela (mam oczywiście na myśli handhelda). Tak więc kilka godzin z życia wyjęte w samym środku sprzątania.

 

Ostatnio w wolnej chwili postanowiłem przetrząsnąć szafki i zrobić porządek w kilku szufladach. Oczywiście moje zmagania ze stertą rupieci, walających się po kątach biurkowych zakamarków zakończyły się fiaskiem. Szczerze powiedziawszy lubię nawet ten mały sajgon, przynajmniej wiem gdzie co jest. Kiedy zrobię porządek nie mogę się odnaleźć, jakoś tak za bardzo to wszystko ułożone.

 

Podczas przekopywania istnych ton rupieci sprzed lat, odnalazłem moją największą dumę, drugą konsolę kieszonkową jaką posiadałem – GameBoy’a Advance. Co lepsze, w kolejnej szufladzie znalazło się też kilka gier na mojego czarnego przyjaciela (mam oczywiście na myśli handhelda). Tak więc kilka godzin z życia wyjęte w samym środku sprzątania.

 

xxxxx

 

Niestety, tytułów znalazłem tylko kilka, jednak wśród nich pojawiły się prawdziwe perełki. The Legend of Zelda: Minish Cap – godziny wspaniałych emocji i głowienia się jak przejść dalej, jak przeskoczyć dołek, jak zburzyć ścianę i tak w kółko. Mimo to historia opowiedziana w tej części przygód Linka trzyma poziom i odkrywanie fabuły sprawia wielką frajdę.

 

 

 

 

W temacie  odjechanej grafiki (jak na GBA w tamtych czasach to było naprawdę coś!) też mam coś do powiedzenia. Odpaliłem bowiem Asterix and Obelix XXL. Prawdziwa chodzona bijatyka z elementami platformowymi w pełnym 3D. Wspaniałe, żywe kolory, dynamiczna akcja i multum rzymskich legionistów do obicia. Fakt, czasami grafika lekko zgrzytała, pokazując naszą postać „wbudowaną” w ścianę czy też niektóre elementy otoczenia okazywały się przezroczyste, jednak gra była naprawdę całkiem długa i sprawiała gigantyczną frajdę mimo lekkiej monotonii w oklepywaniu pysków tym samym przeciwnikom.

 

 

 

Jak można mówić o kieszonkowej konsoli od Nintendo bez chociaż jednej gry w tematyce Pokemonów? W moje łapy wpadło wtedy Pokemon Fire Red. Frajda nie do opisania, dziesiątki godzin zabawy, ex pienia i levelowania najlepszych Pokemonów, jakie udało mi się złapać. Grafika wyglądała świetnie, kolory nadal są żywe i zachęcają do gry równie mocno, jak standardowe motywy muzyczne z jakimi mamy do czynienia w produkcji. Zdecydowania must-have dla każdego handhelda od Ninny.

 

 

Reszta przebojów sprzed lat okazała się być już mniej istotna – nie warte wspomnienia gry o tematyce piłki nożnej, jakieś poboczne Pokemony (Mystery Dungeon) i kilka pomniejszych szrotów. Jednak pozostała jeszcze jedna perła, schowana prawie na samym dnie tego całego bałaganu. Kingdom Hearts: Chain of Memories.

 

 

Poboczne przygody Sory (które tak na dobrą sprawę uzupełniały bardzo poważną lukę pomiędzy pierwszą a drugą częścią gry i bez nich główny wątek fabularny serii pozostawiał wiele bardzo ważnych pytań!) to długie godziny spędzone przed malutkim ekranem handhelda i nurtujące wybory pomiędzy umiejętnościami jakie chcemy zyskać, kartami jakimi chcemy zagrać oraz kreowanie świata który nas otacza wedle własnych upodobań. To właśnie Kingdom Hearts jest dla mnie najbardziej wartościową grą, jaką kiedykolwiek posiadałem na Gameboy’a.

 

Tak więc z porządków nie wyszło nic, natomiast odkopałem całkiem niezłą pamiątkę. Szkoda tylko że ekranik jest uszkodzony, przez co muszę grać pod światło. No cóż, lato w pełni więc na słońce nie ma co narzekać. Świat się po raz kolejny sam nie uratuje!

Oceń bloga:
0

Komentarze (1)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper