Nerdem być

BLOG
563V
Monika Pawlikowska | 03.08.2012, 00:06

Chyba każdy wie co oznacza słowo "nerd". Chociaż dosłowne tłumaczenie ma pejoratywny wydźwięk, w naszym języku zagościło już na dobre, określając tym mianem głównie pasjonatów gier wideo. Jednak aby na pewno trafnie? Czy rzeczywiście "konsolomaniacy" są tak pochłonięci przez wirtualny świat, że nie wiedzą co to życie towarzyskie i nie są do niego przystosowani? Polemizowałabym z tym.

Chyba każdy wie co oznacza słowo "nerd". Chociaż dosłowne tłumaczenie ma pejoratywny wydźwięk, w naszym języku zagościło już na dobre, określając tym mianem głównie pasjonatów gier wideo. Jednak aby na pewno trafnie? Czy rzeczywiście "konsolomaniacy" są tak pochłonięci przez wirtualny świat, że nie wiedzą co to życie towarzyskie i nie są do niego przystosowani? Polemizowałabym z tym. xxxxx

 

Mimo że spędzają oni szmat czasu przed komputerem czy konsolą, dobrze wiedzą jak się przy tym dobrze bawić. I to nie w samotności - to oczywiste, bo nie są oni odosobnieni w swoim hobby. Tak naprawdę, gdyby się uczepić tego określenia, Nerdem można by było określić każdego. W dobie wszechobecnych komputerów podpiętych do sieci, również taka Pani Kasia z biura jest nim, nawet jeśli jedyną grą jaką widziała, były "diamenciki" na telefonie. Dlaczego? Powód jest prozaiczny: jej nałogiem zamiast gier stała się praca, a brak czasu na spotkania z przyjaciółmi, i łatwy dostępu do internetu, sprawiły że jej życie towarzyskie w dużej mierze ogranicza się do pogaduszek na czatach, facebookach i innych temu podobnych portalach społecznościowych. Tak wyśmiewane przez hipsterów strony, stały się oknem na świat dla wielu ludzi. Pogaduszki na Skypie są oczywistą oczywistością i absolutnie nie ma w tym nic dziwacznego, wręcz przeciwnie! Chyba wreszcie dojrzeliśmy do możliwości jakie nam daje XXI wiek. Jeszcze dekadę temu, żeby kontynuować znajomość, należało regularnie spotykać się z przyjaciółmi przy kawie, czy drinku. Z biegiem lat coraz trudniej było zorganizować trochę wolnego czasu. Zawsze wypadało coś nieprzewidzianego, lub zwyczajnie dopadało nas lenistwo, bo praca, bo szkoła, bo obowiązki i znajomość ta umierała śmiercią naturalną. Dzięki sieci natomiast, możemy utrzymywać bliskie relacje nawet ze znajomymi, których nie widzieliśmy na żywo od wielu lat. Być Nerdem to dziś nic wstydliwego. Nasza konsolowa społeczność zmieniła pierwotne znaczenie tego słowa, pokazując, że gracze to nie stado geeków siedzących samotnie w czeluściach swojego pokoju z padem w ręku. Branżowe imprezy integracyjne, targi, turnieje, a nawet sama popularność gier multiplayerowych pokazują, że ludzie pasjonujący się rozrywką elektroniczną chcą aktywnie uczestniczyć również w tego rodzaju spotkaniach. Oczywiście dzięki sieci nie tylko kontynuujemy dawne znajomości, ale też zawieramy nowe, niejednokrotnie bardzo wartościowe, a rozmowy z ludźmi poznanymi online, często cenimy wyżej od innych. I o tym chciałabym właśnie co nieco napisać, ponieważ sama zaprzyjaźniłam się z kilkorgiem osób, właśnie na konsoli! Tak właśnie, ZAPRZYJAŹNIŁAM, chociaż brzmi to nieco szumnie, to o niektórych osobach mogę tak z czystym sumieniem powiedzieć.

 

"Brothers to the End"

 

Większość z nas wie, jak łatwo można się zżyć z kimś kogo się nawet nigdy nie widziało. Spędzając przykładowo ok 3 godzin dziennie na wspólnym graniu, chcąc niechcąc dowiadujemy się o o sobie nawzajem różnych rzeczy. Staczając ramię w ramię potyczki sieciowe, ratując swiat przed inwazją obcych, czy sowiecką agresją, nasi online'owi towarzysze stają się jak bracia. Kto pamięta chwytliwe hasło Gears of War - wie co mam na myśli. Spotykając w sieci ludzi o podobnych poglądach, poczuciu humoru, którego być może inni nie rozumieją, stwarzamy sobie alternatywną rzeczywistość, dzięki której, nie tyle można uciec od problemów swiata zewnętrznego, co znaleźć sobie taką oazę spokoju. Akceptacaja ze strony tych osób, niejednokrotnie pomaga nam przejść przez trudne chwile lub zwyczajnie poprawić humor, gdy wszystko w realnym życiu staje na głowie. Nie musimy nikogo tolerować np. tylko ze względu na wspólną pracę czy znajomych. Dobieramy sobie towarzystwo wedle naszego upodobania, bez żalu kasując z listy tych do których sympatią nie pałamy. Zdaża się, że chętniej rozmawiamy z obcą osobą o swoich problemach, niż z najbliższym przyjacielem twarzą w twarz. Dzięki anonimowości, mamy dziwne poczucie bezpieczeństwa, rozmowy  w internecie stają się swego rodzaju terapią i rozrywką w jednym. Nie obawiamy się tak bardzo reakcji innych, bo jeśli nawet spotkamy się z krytyką z ich strony, łatwiej będzie ją przełknąć, niż w przypadku najbliższego przyjaciela z "reala". Niejednokrotnie właśnie te osoby, potrafią udzielić obiektywnej rady, właśnie dlatego, że nie biorą aktywnego udziału w zdarzeniach z naszego życia.

 

Wielokrotnie zdażało mi się godzinami dyskutować z kimś na poważne tematy, nawet nie wiedząc jak dana osoba wygląda. Okazywało się, że mamy takie same poglądy w wielu kwestiach, a czasem rozumiemy się nawet bez słów. Dziwne? Ilu z Was ma takich "online'owych" przyjaciół? Niejednokrotnie zasiadałam przed konsolą, nie po to żeby pograć, tylko aby się odstresować, gadając o bzdurach z wirtualnymi znajomymi. Po latach takiej znajomości, nadchodzi dzień, że chcemy się wreszcie spotkać na żywo. Jesteśmy gotowi, przemierzyć pół Polski, po to by szkło które znajdzie się między nami, nie było jedynie ekranem telewizora. Gdy wreszcie znajdziemy jakiś pretekst (np. turniej - jak można się na nim nie stawić skoro WSZYSCY będą?!) cała nasza "gamerowska" brać pielgrzymuje tam jak do Mekki... Eventy branżowe, czy prywatne spotkania światka pasjonatów gier, są właśnie okazją do tego  aby wreszcie poznać osobiście naszych "Braci aż po grób". I cóż stając wreszcie przed naszym konsolowym kolegą, bywamy niejednokrotnie zaskoczeni jego wyglądem. Nie, nie dlatego że ma troje oczu i pięć rąk, tylko dlatego, iż zupełnie inaczej go sobie wyobrażaliśmy. Okazuje się, że nasz kolega który ma zapędy dyktatorskie, nie jest "krawaciarzem" w garniturze, tylko małą, pozytywnie nakręconą pchełką. Czasem nasze wyobrażenia o danej osobie nijak mają się do rzeczywistości, co nie znaczy, że to źle! Na konsoli wszyscy są sobie równi. Nikt nie myśli o tym ile zarabiamy, jak wyglądamy czy jakie korzyści będą płynąć ze znajomości z nami. Budujemy znajomość na wzajemnych realacjach, wspólnych poglądach i wzajemnej sympatii. Różnice kulturowe się zacierają i to jest najlepsze w takich znajomościach. Jeśli ktoś Cię akceptuje to za sprawą Twojego charakteru, a nie tego w co jesteś ubrany, albo jakiej muzyki słuchasz. Może nigdy byście nie pomyśleli, że znajdziecie wspólny język np. z czterdziestoletnim punk-rockowcem w koszulce w zdekapitowane głowy...

 

Bo wszyscy gracze to jedna rodzina.

 

 

Społeczność pasjonatów gier jest niesamowicie zróżnicowana. Gry wideo to hobby nie zakompleksionych gimbusów, jak niektórzy lubią to sobie wyobrażać, ale ludzi w różnym wieku o skrajnie odmiennych stylach życia i zawodach. Kilka dekad upłynęło od czasu wypuszczenia pierwszych konsol domowych i dzieciaki, męczące niegdyś godzinami Mortal Kombat, stały się "dorosłe". Odnalazły się w różnych zawodach takich jak np. nauczyciel, górnik, kierowca TIR-a, czy makler giełdowy. Choć może dzisiaj robią to w tajemnicy przed większością znajomych, to w dalszym ciągu dostają wypieków na widok nowych gier i są gotowi o północy stawić się na premierze kolejnej odsłony ulubionego tytułu.

 

Ten subkulturowy misz-masz widać najlepiej właśnie podczas różnorodnych imprez gamingowych, ale nie tylko. Codziennie spotykamy ludzi, w pracy, urzędach, na przystanku, nie zastanawiając się wcale nad tym jak spędzają oni wolny czas. Bo i po co? Jednak życie płata figle, czasem bardzo przyjemne... Buszując jakiś czas temu po sklepowych półkach z grami, natknęłam się na pana, którego zwykle spotykałam w banku po przeciwnej stronie stanowiska kasowego. Trzymał on w rękach nic innego jak nowego Residenta! Zdziwienie jakie odmalowało się na mojej twarzy na ten widok, było lustrzanym odbiciem jego miny. Z zaskoczeniem przywitaliśmy się gawędząc chwilę o wspólnym hobby i wymieniając doświadczenia na temat konsol i ulubionych tytułów. Kiedy kolejny raz zawitałam do mojego banku, pan ten uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo i wywołał z długiej kolejki, by pod błahym pretekstem przyjąć mnie poza kolejnością. Heh i kto powiedział, że granie nie niesie żadnych korzyści poza przyjemnością dla grającego? Chociaż to tylko drobiazg, jednak niesamowicie cieszy... Uświadamia nam, że należymy do bardzo specyficznego grona. Wyjątkowego "klubu" dla wtajemniczonych. Tak więc moi drodzy, przypatrzcie się czasem osobom z Waszego otoczenia - być może macie wspólne hobby, nawet jeśli na pierwszy rzut oka tego nie widać. Wskazówką że to "swój" może być mały detal - smycz przy kluczach z motywem z gry, lub oryginalny breloczek. Spróbujcie wspomnieć mimochodem o wspólnej "growej" pasji - nic nie stracicie, a może zawiążecie nową ciekawą znajomość, albo nić tajemniczego porozumienia np. z wrednym szefem, lub... intrygującą sąsiadką;).

Oceń bloga:
1

Komentarze (17)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper