Książe złodziei na NESa- czy sobie poradzi? Recenzja gry Super Robin Hood

BLOG
893V
Marek Adamczyk | 07.05.2013, 13:57
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Któż z nas nie zna historii najsławniejszego angielskiego banity, rabującego bogatych i obdarowującego biednych, a jednocześnie unikającego pościgów złego szeryfa Nottingham? Jest nim oczywiście Robin Hood, który, jak wiele innych legendarnych postaci, wzięty został w obroty przez machinę popkultury. Pośród dziesiątek filmów, seriali, pieśni i powieści znalazło się też miejsce na kilka gier z jego występem...

 

... Oto recenzja jednej z nich.
 
Codemasters, znani dziś z DIRTów i GRIDów, w początkach lat '90 'klepali' świetne pozycje na ówczesne konsole i komputery. Jedną z nich jest, znana posiadaczom Pegasusów i kartridży określanych mianem 'Złotej czwórki/piątki', bohaterka tego tekstu- czyli Super Robin Hood.
 
 
Fabularnie gra nie prezentuje się szczególnie imponująco- ot, ratowanie księżniczki (w tym przypadku Lady Marrion) z zamku złego króla (w tym przypadku szeryfa Nottingham). Nasz protegowany wyrusza w podróż po pełnym labiryntów zamku, aby zebrać wszystkie skarby, uratować damę i pogrążyć złego brata Ryszarda Lwie Serce, znajdującego się obecnie na jednej z krucjat.
 
Mechanizmy rozgrywki nie są szczególnie skomplikowane- biegamy, wchodzimy na drabiny/łańcuchy/liny, skaczemy na platformy i strzelmy z łuku do tych, których zastrzelić się da, a omijamy tych, których pokonać nie możemy. Wydaje się proste, co? Nie jest. Uwierzcie mi, że nie jest. Gra jest, jak dla mnie, horrendalnie trudna (a widziałem wiele trudnych gier, ot, choćby serię Ninja Gaiden w wydaniu na NESa). Ginie się często, a rozrzucone tu i ówdzie serduszka dodające naszemu bohaterowi krzepy tak naprawdę wiele nie pomagają. Co ciekawe jednak, to nie przeciwnicy stanowią największe wyzwanie- stanowi je konstrukcja poszczególnych 'ekranów' na które podzielona jest gra.
 
 
Developerom należą się za nie brawa, bo gra jest zaplanowana po prostu niesamowicie- każdy etap zbudowany jest w taki sposób, że niewiele jest miejsc w których można by odsapnąć i uspokoić walące serce- zewsząd lecą na nas pociski, atakują wystające z podłogi i sufitu wiertła, oraz przypiekają zionące ogniem posągi. Jak pisałem we wstępie, całą gra tworzy labirynt, którego kolejne fragmenty otwieramy zbierając porozrzucane po mapach klucze. Jednakże często jest tak, ze nie wiemy gdzie zebrany właśnie klucz zadziałał, dlatego łatwo zgubić się w plątaninie komnat. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że, aby dostać się do księżniczki musimy zebrać wszystkie skarby- jeśli opuścimy chociaż jeden, drabinka prowadząca do Marrion będzie niekompletna. Na szczęście możemy wrócić się do dowolnego fragmentu gry- chociaż uwierzcie mi, że powrót do opuszczonego na początku świecidełka może stanowić najprostszą drogę do pojawienia się na ekranie znienawidzonego napisu 'GAME OVER'. I trzeba zaczynać wszystko od początku...
 
 
Oprawa graficzna i dźwiękowa to mistrzostwo samo w sobie. Chociaż przemierzamy ponure zamczysko, z ekranu bije... hm... swego rodzaju ciepło, ponieważ wszystko zaprojektowane jest w 'bajkowy' sposób, nasuwający mi skojarzenia z serialem animowanym 'Gumisie' (no co?! wy też na pewno oglądaliście jak byliście mali!!!). Z resztą, sami możecie zobaczyć to na screenach. Animacja jest płynna, chociaż czasem zdarzają się znikające sprite'y, jednak są to sytuacje sporadyczne i nie utrudniają rozgrywki.
 
O ile grafika jest bardzo ładna i schludna, o tyle naprawdę nie wiem, w jaki sposób panowie z Codemasters stworzyli taką oprawę muzyczną na poczciwym NESie. Już utwór z menu potrafi urzec, i często zdarzało mi się włączać grę tylko po to, aby go posłuchać (taka sytuacja zdarzyła mi sie tylko dwa razy- raz przy opisywanym Super Robin Hood, drugi raz trwa nadal, za każdym razem kiedy włączam FC3 Blood Dragon). Każda kondygnacja zamku ma przypisany sobie utwór, który też nie ustępuje zbytnio temu z menu. Wszelkiej maści dźwięki są wykonane bardzo dobrze, chociaż na tym polu już takiej rewelacji nie ma.
 
 
Podsumowując, napiszę tylko że mamy do czynienia z piękną i bardzo dobrą, ale jednocześnie często frustrującą produkcją. Dlatego angielskiemu banicie wystawić mogę tylko 7/10 (masochiści i lubiący wyzwania spokojnie dorzucić mogą sobie jeden punkcik), i wrócić do kolejnych gier ze stajni Codemasters, których recenzje już niedługo pojawią się na moim blogu :)
 
Oceń bloga:
0

Komentarze (5)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper