DEPRESJA GRACZA, gdy gry przestają bawić
Ludzie nie są świadomi, że coś niedobrego może spotkać właśnie ich. Często idą przez życie z myślą, że mnie to nie dotyczy, jestem ostrożny, dbam o siebie, rozsądek ponad wszystko. Jak to zazwyczaj bywa, gdy nasza strefa komfortu wydaje się być bezpieczną przystanią w chaosie zurbanizowanego świata, nagle tracimy czujność.
Brak czujności to doskonała karma dla mrocznych sił, które jak złodziej, wchodzą po kryjomu do naszej głowy i sieją zamęt. Ta nikczemna mroczna siła sprawia, iż nasze usta wypowiadają zakazane słowa – „ku..a, nie chce mi się już grać !”. Depresja gracza, choroba czy też stan, który może dopaść każdego, kto regularnie poświęca swój wolny czas, oddając się elektronicznej rozrywce. Nie tak dawno temu dopadła właśnie mnie. Zazwyczaj dotyczy to osób z długim bagażem doświadczeń związanych z grami, osób które nie są niedzielnymi graczami i potrafią wskazać dziesięć różnić między Skyrimem a Sudoku. Są dwa wyjścia z tej sytuacji – można podjąć się leczenia, i stopniowo wygrać z „grową deprechą” lub sprzedać posiadaną kolekcję gier oraz konsol, a pieniądze przeznaczyć na cokolwiek innego. Jednakże, w moim tekście skupię się wyłącznie na pierwszej z wymienionych możliwości - walce, walce i jeszcze raz walce ! Kilka miesięcy temu, podczas grania w pewną znaną grę, uświadomiłem sobie, że nie chce mi się, po prostu mam dość, nie mam ochoty dalej w to grać. Ba, nie mam ochoty grać nawet w inne pozycje na mojej półce. Dopadło mnie pewne znużenie. O ile granie, w moim przypadku, było pewnym nawykiem, konsola musiała być odpalona przynajmniej raz dziennie, to przyjemny nawyk grania, zamienił się w bezradność i uczucie, które towarzyszy, każdemu kto kiedyś cierpiał na zaparcia. Chcesz ale nie możesz, a gdy po ciężkich próbach się zmusisz to zamiast uśmiechu zadowolenie pojawia się rozczarowanie. Oczywiście, przeszła mi przez głowę myśl - pozbędę się tego wszystkiego, zarobię trochę kasy, to może w coś zainwestuje. Ale szybko mi przeszło gdy uświadomiłem sobie, że za coś za co kiedyś zapłaciłem 200 zł, mogę teraz dostać około 40 zł. Postąpiłem więc zupełnie inaczej, zainwestowałem w jeszcze większą ilość gier i konsol. Było to nieco ryzykowne, gdyż jeśli jeden lek ma negatywne działania uboczne, to nie jest powiedziane, że z drugim może nie podobnie. Jako dziecko, uwielbiałem Game Boya, grałem na nim długo i namiętnie, a moja mama gdy wychodziła do sklepu wiedziała, co mi kupić „Baterie ! Mamo kup baterie ! takie mniejsze paluszki, najlepiej z osiem sztuk !”. To były miłe wspomnienia, dlaczego by do tego nie powrócić, może to jest dobre lekarstwo.
Wybierz dobry lek
Tak właśnie zrobiłem w 2012 roku, kupiłem Nintendo DSi w wersji puszystej, zaopatrując się w Mariana i prof. Laytona. Konsola stacjonarna, na której grałem, poszła chwilowo w odstawkę. Mario jak Mario, zawsze świetny, ale to co mnie wciągnęło to była Puszka Pandory z Luckiem i Laytonem w roli głównej, następnie Inazuma 2 (z totalnie absurdalną fabułą) oraz Grand Theft Auto Chinatown Wars, i choć kupiłem ją wcześniej na PSP to właśnie wersja na DSa wciągnęła mnie bez granic. Właśnie takich gier było mi trzeba, takiej odskoczni, od utartych schematów, od kolejnych Assassinów, od tysięcy oddanych strzałów. To był pierwszy krok w dobrym kierunku.
Pamiętaj o odpowiednim dawkowaniu
Kiedy, ktoś częstuje cię lampką dobrego wina, zachwycasz się bukietem smaku drażniącym twoje receptory na języku, czujesz jego aromat i uświadamiasz sobie, że jest naprawdę dobre. Gdy, ktoś po raz drugi zaproponuje ci lampkę, nie odmawiasz, to niegrzeczne, a poza tym jak można odmówić czegoś co tak dobrze smakuje. Za piątym razem, kiedy dolewają ci do kieliszka, pytasz łakomym wzrokiem o całą butelkę. Ósmy raz szkliwo uzupełniasz sam, tym razem w zaciszu domowym. Za dwunastym razem … przepraszam, wróć, o godzinie dwunastej w południe budzisz się na podłodze, wymazany własnymi wymiocinami, uświadamiając sobie, że od muszli klozetowej dzieli cię niespełna 40 cm. Tak jest również, z grami, nawet najsłodszy owoc jedzony zbyt często może w końcu zemdlić. Zacząłem dawkować sobie granie, poniekąd również dlatego, że ze względu na ukończenie studiów, pójście do pracy oraz poślubienie najwspanialszej kobiety pod słońcem, dysponuje mniejszą ilością czasu, niż podczas studenckiego (czyt.beztroskiego) życia. Jeśli teraz mam czas na granie, to nie muszę się do niczego zmuszać, mam mnóstwo gier do nadrobienia i wcześniej czy później, każdą z nich chciałbym ukończyć. Oczywiście, gdy wychodzi taki Bioshock Infinite, trudno sobie go odpowiednio dawkować i zazwyczaj kończy się na zarwaniu nocki, co jest poprzedzone wcześniejszymi negocjacjami z żoną aby oddała mi wreszcie pada.
Zapoznaj się z ulotką
Czyli stawiaj na fabułę i klimat ! Lubię czytać książki, a i kinem nie gardzę. Ostatnio byłem na Panaceum. Cenię sobie gry z dobrą fabułą, gdyż dobra fabuła może być owym panaceum. Jest wiele gier, w których musisz skupić się na samej mechanice, taktyce oraz zwinności w naciskaniu spustu. Fabuła nie jest najważniejsza w tych pozycjach, robi raczej za dodatek, który został zrobiony na zasadzie, żeby było. To tego typu gry, po pewnym czasie mnie zmęczyły, zniechęciły do grania, w szczególności jeśli się ich nadużywa. Jako lekarstwo polecam takie tytuły jak: Heavy Rain, Alan Wake, seria Bioshock, Dishonored, Max Payne, L.A Noire, czy The Getaway. Oczywiście mógłbym wymieniać dalej, a wiele osób zastąpiłoby owe gry, wymieniając zupełnie inne tytuły np. jRPGi, ale posługuję się swoim przykładem i wymieniłem niespełna kilka gier, które wypłynęły na mnie w taki sposób, że ukończyłem je parokrotnie. Podczas „mojej terapii” związanej z depresją gracza, grałem właśnie w Heavy Rain, Dishonored oraz wspomnianego wcześniej Bioshocka Infinite. Były to tytuły, dzięki którym na nowo zachciało mi się grać w gry. Dobra fabuła wciąga jak hipisi na festiwalu Woodstock, dzięki czemu jest się w stanie wybaczyć pewne mankamenty w mechanice, czy pewną umowność dotyczącą niektórych elementów rozgrywki. Jest czymś co sprawia, że zatracamy się w opowiadanej historii, często zastanawiając się jak to się wszystko skończy. Czasami odpowiedź jest oczywista, a czasami bardziej złożona, o czym przekonałem się podczas pobytu w Columbii.
Zakończenie terapii
Znużenie grami, nie zawsze musi oznaczać rozwód z konsolą. Czasami trzeba spróbować czegoś nowego. Nie miałeś nigdy konsoli od Nintendo ? Może warto w nią zainwestować, w końcu jest wylęgarnią nietypowych gier, których próżno szukać na sprzętach od konkurencji. Na swojej półce masz dziesięć tytułów, w których należy jedynie celnie strzelać i nie chce ci się już w nie grać ? Może warto postawić na tytuł z dobrze opowiedzianą, wciągającą historią. Zbyt często grasz ? Dawkuj sobie posiedzenia z padem w ręku, zrób trochę pompek, dotleń mózg, a w ogólnym rozrachunku będziesz miał o wiele więcej siły i chęci. W końcu tzw. zawodowi gracze, dbają również o formę fizyczną, będąc wiecznie niewyspanym i zmęczonym trudno w życiu coś ugrać. W zdrowym ciele zdrowy duch. Możliwości jest wiele, potrzeba również chęci. Jeśli mnie w pewnym momencie dopadła niechęć do grania, choć kiedyś się zapierałem – „Babciu ale mi się to nigdy nie znudzi, proszę, jeszcze tylko 10 minut, dojdę do sejwa i kończę”, to nie wykluczone, że wcześniej czy później owo uczucie dopadnie również Ciebie GRACZU.