To je Plejstejszyn Czy, tego nie zonlajnujesz.

BLOG O GRZE
617V
Friendly Fire | 07.05.2013, 14:04
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

To miał być cudowny wieczór. Bananowy Janek skrzyknął rozentuzjazmowaną gawiedź na swoim facebookowym profilu, obwieszczając ustawkę na kolejną porcję niezobowiązującej rozgrywki w sieci. Wkrótce banda chętnych zapaleńców wylądowała w lobby trzeciej części Uncharted, czekając na rozgrywkę.

 

Zniecierpliwienie wisiało wręcz w powietrzu, a w słuchawkach równomiernie dudnił dźwięk tupiących o podłogę nóżek. Wesoła kompania nie zdawała sobie jednak sprawy, że czekać tak i tupać przyjdzie jej jeszcze bardzo, bardzo długo.

 

Przygodę z wieloosobowym trybem Drake’s Deception rozpoczęliśmy od mozolnego rozsyłania sobie zaproszeń do znajomków, co w zasadzie jest moim punktem programu podczas dowolnych zmagań z trybem multiplayer. W końcu osób, będących ofiarami mojego bezwzględnego stalkingu nigdy za wiele - w szczególności, gdy poprzedni zaproszeni dość szybko poznają się na moich zamiarach i boleśnie zrywają nawiązaną już i kwitnącą więź. Gdy jednak każdy wysłał już to, co wysłać miał, pojawił się pierwszy i główny problem wieczoru – zgromadzenie za żadne ze znalezionych przez Drake’a skarbów nie mogło zbić się w jedną, hałaśliwą bandę, z okrzykiem na ustach i AK-47 w dłoni skacząc sobie do odsłoniętych gardeł. Mówiąc wprost – połączenie się w jednym lobby okazało się dla wielu z nas po prostu niemożliwe.

 

Ponownie więc rozpoczęliśmy maraton rozsyłania do siebie zaproszeń (tym razem spod szyldu „hej, dołącz do mojej poczekalni!”) po cichu trzymając kciuka, że któryś z nas zbierze wreszcie przyzwoitą grupę chętnych do gry. Niestety, z każdym nieudanym połączeniem chęć w duecie z zapałem widocznie malała, a na widowni pojawiły się pierwsze hasła i propozycje przeskoku na inny, mniej kłopotliwy tytuł. Szarpaliśmy się tak z dobrą godzinę, aż w końcu w naszym składzie znalazł się swoisty buffer – osoba, do której połączyć mógł się każdy, bez nużącego już wszystkich „unable to connect”. Co stało się, gdy wspomniany wyżej wybawca ekipy odszedł w końcu w swoją stronę dziękując współgrającym za spędzony razem czas, jest już chyba oczywiste. Samotność we własnym lobby ponownie powitała każdego z osobna, i chociaż ostatnim chętnym do gry udało się jeszcze połączyć w jednej i wspólnej rozgrywce, ja przerzuciłem się na ostatnią część Sly’a.

 

 

Nie będę już nawet wielce rozpisywał się nad faktem, że komunikowaliśmy się za pomocą Skype’a. Powiem tylko, że jest mi przykro – przykro z faktu, iż twórcy naprawdę bliskiej memu sercu rodziny konsol, która po części nawet mnie wychowała, mają ewidentne problemy z ogarnięciem u siebie podstawowych, sieciowych funkcji. To, że moje łącze internetowe do najszybszych nie należy, ukrywać nie mam zamiaru – przy odrobinie szczęścia mogę nawet podziwiać proces pobierania tapety na pulpit. Ale jakim cudem, gdy PlayStation 3 mnoży dla mnie problemy z połączeniem czy nawet logowaniem się do PSN, konkurencyjny Xbox360 raczy bezstresową rozgrywką w kolejnych falach Hordy czy podczas kampanii co-op w Gears of War 3, dorzucając do tego wygodne łączenie się w grupy i podsuwając pod nos zacną opcję komunikacji głosowej? Spoglądając wstecz na problemy, jakie wspólnie natknęliśmy się przy okazji Oszustwa Drake’a zaczynam poważnie zastanawiać się, czy hasło „Never Stop Playing” nie jest w tym przypadku bardziej wyzwaniem, niż  faktyczną zachętą do dalszej zabawy. A może, tak po prawdzie, tekst reklamujący PS Vita zawiera w sobie ukryte rozwiązanie – jeśli uda ci się wreszcie połączyć, nie przestawaj grać. Drugi raz tyle szczęścia możesz już nie mieć.

 

Odwiedź i polub oficjalny fan-page Friendly Fire na Facebooku - z prędkością karabinu maszynowego wyrzucający informacje o najnowszych recenzjach i felietonach!

Oceń bloga:
0

Komentarze (3)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper