Resident Evil: Zero HD [Wrażenia z Gry]
Gra, która niegdyś była tylko na wyłączność konsol Nintendo, nie tak dawno trafiła na starą i obecną generację konsol. Jak ma się odświeżona wersja, no chyba dobrze skoro gra wciąga jak bagno. Krótka notka opisująca to i owo.
Pragnę tutaj podkreślić, że ten wpis to nie jest żadna recenzja, bardziej moje wrażenia z gry. Bo nim wyszedł Re: Zero to w międzyczasie pogrywałem w remake Resident Evil, to świetna pora, by podzielić się z wami moimi wrażeniami. Pisanie kolejnej recenzji nie ma sensu, zwłaszcza, że na PPE jest już takowa od Michała W, a w niej wszystko co trzeba. Więc jeżeli nie czytałeś to zachęcam do czytania. Na premierę Zero odpuściłem sobie grę w remake i zabrałem się za przechodzenie prequela w edycji HD.
Dla mnie to był bardzo wyczekiwany tytuł zwłaszcza, że nie posiadam żadnej konsoli od Nintendo, a remake oraz Zero do niedawna widniały jako tytuły ekskluzywne na Gamecube oraz Wii. Pierwsze co należy wspomnieć to jako fan starej serii, że gra wciąga niemiłosiernie!! Od jej premiery przeszedłem ją w UWAGA!! dwa dni !!. Co nie zdarzyło mi się od czasów Half-Lifa 2, czyli dokładnie od 12 lat!!. Nawet Wolfenstein: The New Order nie ukończyłem w dwa dni, tylko bodajże w cztery. Jak widać musiałem być bardzo ciekawy Resident Evil: Zero, skoro nawet remake nie wciągnął mnie tak bardzo jak Zero.
Od czegoś trzeba zacząć, no i zaczniemy od co-operacji która odgrywa dużą rolę w grze, nie jest ona jakaś wybitna, ale na 2002 rok robiła ona spore wrażenie. Będzie kilka momentów w grze, gdzie trzeba będzie współpracować, choć nie ukrywam szału jakiegoś to na mnie nie zrobiło. Taka miła odskocznia coś innego, doskonale tutaj widać, że w Resident Evil 5,6 chciano powrócić do tego elementu, tylko że naszą drugą postacią steruje już AI, a nie gracz tak jak w Zero.
W Zero widać tutaj, że zjechano nieco z poziomu trudności. Wydaje mi się, że zrobiono tak na rzecz możliwości sterowania dwiema postaciami na przemian, co wiąże się z faktem, że zamiast dbać o jednego bohatera musimy dbać o dwóch, no ale jak to się mówi " Co dwie głowy to nie jedna". Dbanie tutaj o dwóch bohaterów wcale takie proste nie jest. Wracając jednak do poziomu trudności, między Medium a Hard aż takiej przepaści nie ma jak w remake Resident Evil. Chodzi mi o to, że na poziomie Medium musimy wystrzelić taką samą ilość pocisków w zombie co na Hardzie. Jedyna jaką zmianę zauważyłem to chyba przeciwnicy zadają nam większe obrażenia, reasumując nie jest tak ciężko jak w poprzednich odsłonach.
Kolejną zauważalną zmianą a raczej ułatwieniem rozgrywki jest fakt że jest mniej backtrackingu, jak i same lokacje nie są tak bardzo rozbudowane jak w remaku czy w klasycznym Resident Evil. Zwłaszcza teraz to dokładnie widzę jak gram w remake, idzie się troszkę pogubić po ilości pomieszczeń oraz faktu, że jeden klucz użyjemy 4-5 razy, w Zero często klucz jest jednorazowego użytku (otwiera tylko jedne drzwi), albo maksymalnie użyjemy trzy razy jeden klucz. Jednak więcej jest tych kluczy których użyjemy jeden/dwa razy i kasuje nam się z inwentarza. To doskonale obrazuje, że klasyczny RE oraz remake są bardziej rozbudowane i bardziej zagmatwane (dużo chodzenia w te i wewte, w celu użycia X przedmiotu np: klucza do otwarcia 4-5 drzwi). Oczywiście w Zero też mamy takie momenty, ale jest ich o wiele mniej, niż w remaku czy klasycznych odsłonach. Do czego więc dążę? Do tego, że jest to pewien ukłon w stronę uproszczeń samej mechaniki w grze oraz że gdybym miał GameCuba i grał w 2002/2003 roku w Zero zapewne zauważyłbym, że seria brnie w inną stronę niż zawsze. To były swojego rodzaju pierwsze znaki że serię Resident Evil czeka zmiana, wszak w czwórce lokacje są jeszcze bardziej liniowe. a backtrackingu było jeszcze mniej niż w Zero.
Nawet walki z bossami nie były tak wymagające jak w innych odsłonach, pokonanie prototypu tyranta było śmiesznie proste, na hardzie wymaga to jedynie 6-8 strzałów z pistoletu Magnum. Jeszcze jak zadajemy mu obrażenia to monstrum przyklękuje i nie ma jak do nas podejść, a przypomnijmy sobie walkę z tyrantem z klasycznego albo z remaka. Oczywiście można to sobie tłumaczyć tym, że to był prototyp i daleko mu było do finalnego tyranta no ale cóż, inne walki z bossami są nieco bardziej wymagające np: z ostatnim, ale nie stanową one jakiegoś wielkiego wyzwania.
Tak więc sam nie rozumiem o co mieli pretensję współcześni recenzenci dając grze 5/10 czy 6/10,wszak RE:Zero już pokazywał swojego rodzaju uproszczenia i przychylność dla graczy. Fakt, że za Zero chcieli trochę więcej mamony niż za remake, które bodajże w dniu premiery kosztowało 75zł, a Zero 84zł. Ale ogólnie płaczki recenzentów są z tyłka, bo jak już pisałem nieraz to są ludzie, którzy zapewne mieli do czynienia z RE4,5,6 + Revelations 1 i 2 a we wcześniejsze odsłony nawet nie grali.
Same Resident Evil: Zero przeszedłem w 6 godzin i 30 minut na poziomie Hard, zabawa była ok, ale łezka w oku się kręciła wiedząc że to była ostatnia odsłona w klasycznym wydaniu. Zwłaszcza, że w Zero szło już zauważyć jak gra staje się przystępniejsza dla samego gracza, a jednocześnie widoczne było że zmierza ona w innym kierunku niż zawsze. To były takie pierwsze sygnały że serię czekają zmiany, tylko nikt wtedy nie przypuszczał że zmiany będą aż tak bardzo widoczne, zwłaszcza, że na E3 2003 pokazywano Demo Resident Evil 4 i nic nie wskazywało na to, że seria jakoś bardzo się zmieni, bo owe demko było jeszcze w klasycznym wydaniu.
No szkoda, bo kurcze po Resident Evil 4 było już tylko gorzej. Jeszcze czwórkę szło jakoś przeboleć, ale piątka a w szczególności szóstka to było istne nieporozumienie. Aż się boję co wymyślą w siódemce, zwłaszcza, że w szóstce Capcom głośno krzyczał, że wrócą do korzeni i to nie pierwszy raz zresztą, wrócili do korzeni w połowie kampanii Leona i na tym się skończyło. A jak będzie wyglądał remake no nie wiem o jego losy też się trochę boję, ale cóż czekam chyba jak większość fanów serii.