Borderlands 2 – Kosz na spluwy. Recenzja gry

BLOG RECENZJA GRY
1993V
Borderlands 2 – Kosz na spluwy. Recenzja gry
PrzemQ | 24.02.2021, 11:27
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

W jednych produkcjach gracze często narzekają, że ekwipunek nie oferuje wystarczającej różnorodności i chce się więcej, ale mamy też takie przypadki, gdzie po zebraniu potencjalnie świetnej spluwy, oddalisz się na kilka metrów i znajdujesz trzy następne, a po chwili tak znowu, i jeszcze kolejny raz. W takim momencie szybko może okazać się, że nasza prośba zamienia się w klątwę.
 

Borderlands 2 to produkcja, która od swojej premiery w 2012 roku, zawojowała światem i od tego momentu wychodzi na właściwie każdy możliwy sprzęt, od Xboxa 360, One, PlayStation Vita przez Nintendo Switch i na PlayStation VR kończąc. Za grę odpowiada amerykańskie Gearbox Software, a wydawnictwo przygarnęło sobie 2K Games.

Sto tysięcy obrażeń na minutę

Tytuł ten to jeden z prekursorów, dzisiaj już dużo bardziej rozwiniętego gatunku, looter-shooterów. Mimo naprawdę wielu różnic, często przyrównywany jest do Diablo w trójwymiarze. Jak to wygląda? Gry z tego gatunku charakteryzują się wieloma naleciałościami z gier RPG, na tyle, że dla wielu stały się już jednymi z reprezentantów. Mamy otwarty świat, czy misje poboczne. Dostępne są poziomy postaci, umiejętności czy ciągle zdobywany nowy ekwipunek, oferujący bardzo różne statystyki oraz bonusy. To wszystko często jest jednak potraktowane po macoszemu,  a całość wypycha się przy użyciu mechanik i modelu strzelania prosto z gier akcji. Nie można też zapominać o tak zwanych gąbkach na pociski, które dla wielu potrafią być największym utrapieniem tego podgatunku. W końcu nie dla każdego przyjemnością może być kilkuminutowe strzelanie do jakiegoś bota, tylko dlatego, że nasza broń nie zadała jeszcze wystarczającej ilości cyferek. Chcąc nie chcąc, to właśnie te cyferki stanowią rdzeń gier tego typu. Gra się, po to by cały czas dostawać coraz to mocniejszy arsenał, i w pewnym momencie dociera się już do momentu, że któryś raz z kolei idziesz do bossa, tylko po to by spróbować zyskać spluwę o lepszych statystykach i kolorze rzadkości.

Gra o skarbiec

W Borderlands 2 ponownie odwiedzimy Pandorę.  Między wydarzeniami od pierwszej części dzieli nas pięć lat. W tym czasie nowy antagonista, niejaki Handsome Jack przywłaszcza sobie odkrycie skarbca, pokonanie gigantycznego bossa i przejmuje władzę w korporacji Hyperion. My zaczynamy w momencie, gdy nasz główny, zły zdążył się już zadomowić na tyle, by rozpocząć polowania na innych Vault Hunterów. Po nieudanym zamachu na wybranego przez nas bohatera, wylądujemy na odległym lodowym pustkowiu, a naszym celem szybko stanie się usunięcie owego tyrana z władzy. Jak łatwo się domyślić, takie zadanie nie może należeć do najprostszych, więc pomimo zaledwie 19 misji głównych, historia wielokrotnie zdąży zupełnie zmienić tory i zaskoczyć nas, dając do poznania kolejnych, nie do końca normalnych, bohaterów niezależnych. Bo nie chodzi tu wyłącznie o klasycznego Claptrapa, ale chyba większość zna na swój sposób zabójczą Tiny Tinę czy Moxxi, która może nas tylko zaskoczyć ilością, nie do końca przyzwoitych tekstów, jakimi się z nami podzieli. Ogólnie to historia jest nawet całkiem niezła, i o ile tylko uda wam się na niej skoncentrować (co, uwierzcie mi, że przy graniu ze znajomymi jest ogromnie trudne), to powinna się spodobać. Pełno w niej żartów, czy humorystycznych nawiązań, a wyłapywanie kolejnych z nich faktycznie bawi.

Humor bowiem jest chyba największym olejem napędowym całej tej serii. Ilość żartów, dziwnych sytuacji czy easter eggów jest dosłownie nie do zliczenia. Od Dark Souls przez Grę o Tron, a na Minecraftcie kończąc. I to faktycznie daje radę, seria ma swój klimat, dzięki któremu nie trudno o uśmiech na twarzy, chociaż niejednokrotnie może on być też efektem lekkiego zażenowania, to przyjmuję go jako część obranej konwencji. W końcu gdzie jak nie tutaj spotkać można, by misję poboczną, wymagającą od nas tylko i wyłącznie strzelenia psychola w twarz. Nie w kolano. Nie w ramię. Nie w kręgosłup. W twarz. Ale niestety trzeba pamiętać, że na każdą taką ciekawostkę, dostaniemy też całkowicie generyczne grindowanie nic nie wartych śmieci, wyścigi czasowe i zwykłe latanie od jednego końca mapy na drugi, by tylko z kimś pogadać. Nie da się ukryć, że czuć wtedy mniejszy budżet przekazany na segment side questów. Ale przynajmniej dialogowo ma się to dobrze. Tyle, że pojawia się jedna komplikacja. Rzadko wspominam o tym w samym tekście, ale tutaj jak nigdzie indziej problemem, jest brak jakiejkolwiek polskiej wersji językowej. Jak rozumiem argument przeciw, że dobre tłumaczenie takiej gry, byłoby bardzo trudne, to zawsze zostaje to kwestią wyboru. Zwykłe napisy wystarczyłyby, żeby się połapać, a tak traci się bardzo wiele. Nie dość, że koncentracja podczas wspólnego grania spada wielokrotnie, to nawet przestaje się chcieć to tłumaczyć.

Tak jak wspomniałem wyżej, przejazd od jednego na drugi koniec mapy, zdarza się więcej niż kilkukrotnie. Ale, pewnie dzięki ograniczeniom sprzętowym, seria na swoim starcie, nie zdecydowała się na w pełni otwarty świat, i do tej pory wciąż tego nie zrobiono. No i bardzo dobrze. Zamiast tego, gra podzielona jest na dziesiątki małych poziomów, po których często możemy biegać gdzie tylko chcemy, a na największych z nich dostajemy nawet możliwość poruszania się pojazdami. Pewnie znajdą się przeciwnicy takiego wyboru i będą stękać na liczne ekrany ładowania, czy poziomy do odwiedzania maksymalnie jeden raz. Ja jednak staram się widzieć w tym plusy. Taki wybór, nie dość, że zapewnia o wiele większą możliwą różnorodność lokalizacji, to staje się wygodniejszy, gdy przychodzi do kwestii odwiedzania każdej z nich. Posiadając dodatki, jest ich na tyle, że gdyby połączyć to wszystko w całość, pewnie mielibyśmy do czynienia z jedną z największych zaprojektowanych map w historii. A na niej prawie trzysta dostępnych misji. To zawartość na setki godzin, i to mówiąc tylko o jednym przejściu. A klas postaci jest na tyle, że można by bawić się o wiele dłużej.

Kiedy jedna broń to za mało

Jeżeli posiadacie edycję ze wszystkimi dodatkami, to macie dostęp do łącznie sześciu różnych postaci. Gdzie każda z nich oferuje inny styl grania oraz specjalną umiejętność. Można powiedzieć, że nietrudno znaleźć tutaj coś dla każdego. Jest Zer0, potrafiący dać sobie kilkusekundową niewidzialność, Axton i Gaige przyzywający do pomocy posiłki. Ten pierwszy zadowoli się automatyczną wieżyczką, a w drugim przypadku, wejdziemy w robota potrafiącego zadać ogromne szkody atakującym nas wrogów. A to i tak nie wszystko. Co powiecie na możliwość używania dwóch broni w tym samym momencie? Jest co sprawdzać, a w raz z postępem otrzymamy dostęp do punktów umiejętności, ogromnie zwiększających oraz zmieniających moce naszego bohatera. Jest ich tyle, że rozwinięcie postaci w 100% jest niemożliwe. Musimy więc dobrze przeczytać opisy bonusów, jakie otrzymamy z każdym wydanym punktem umiejętności. Raz będą to zwykłe bonusy do obrażeń, ale czasem rozszerzy się to również o zdolności pasywne, jak możliwość poświęcenia swojego życia, by w ekspresowym tempie podnieść umierającego partnera. Szczęśliwie, jeżeli nam nie podpasuje, jakie drzewko wybraliśmy, to jest opcja zresetowania punktów i rozłożenia wszystkiego jeszcze raz. Szkoda, że nie zdecydowano się zrobić podobnie z samym wyborem postaci, bo jeżeli trochę pogramy i nie pasuje nam zdolność specjalna, to nie ma możliwości łatwiej zmiany, a całą grę będziecie musieli przechodzić jeszcze raz.

Mimo, że chociaż owa gra Gearboxa chciałaby być uznawana jako prawdziwy RPG, to nie ma wątpliwości, że główny rdzeń rozgrywki został położony na strzelanie, w ten sposób spędzamy bowiem dosłownie większość gry, strzelając do gąbek na pociski. Więc to normalne, że pojawia się pytanie, o to jak taki model w ogóle działa. Nie jestem tutaj jakimś ekspertem, i nie powiem wam o żadnych specjalistycznych zagadnieniach w tym temacie. Mimo to mogę zdradzić, że moje odczucia są co najwyżej przeciętne. Jakoś brakowało mi w tej serii takiego wyczucia ciężaru. Bo mamy te wszystkie snajperki, wyrzutnie rakiet, shotguny, pistolety i karabiny, ale samo pakowanie ołowiu (często doprawionego ogniem, trucizną, lodem, elektrycznością) nie różni się bardzo od siebie. Może gdyby nie trzeba było pakować tyle amunicji by pozbyć się jednego przeciwnika to byłoby lepiej, ale takie uroki gatunku. Dobrze, że ilość możliwości generowania broni, liczona jest w milionach, a nowe spluwy walają się dosłownie po każdym kącie, chociaż większość z tego to zwyczajne śmieci których nie warto podnosić. System szczęśliwie, potrafi czasem przygotować na tyle ciekawą broń, że ubijanie botów sprawi przyjemność.

Strzelać do kogo również nie brakuje. Trzeba twórcom przyznać, że potrafią przygotować tyle zawartości, aby gra szybko nie zaczęła być powtarzalna. Wiadomo, jest trochę tych samych, tylko innych kolorystycznie i mocniejszych przeciwników. Ale ilościowo i tak pełno jest wrogów, którzy oferują zupełnie inny styl atakowania. Szczególnie widoczne staje się to w dodatkach tematycznych. Wróżki, krasnale, golemy czy czarodzieje, to tylko mała ilość tego wszystkiego co do zaoferowania będzie miało pojedyncze DLC, a jest ich kilka. Wiadomo jednak, że zwykli przeciwnicy, nie są tym na kim koncentruje się uwaga graczy. To tak zwani „Szefowie” przyciągają wzrok i od jakości tych pojedynków wiele zależy. No i jest nieźle. Mamy walki z gigantycznymi potworami, rozmiarowo zwyczajnymi, ale szalonymi ludźmi czy robotami. Tych ostatnich mogłoby być trochę mniej. No i wielkie podziękowania dla zespołu Gearboxa za wrzucenie do misji pobocznych bardzo ciężkiego raidowego bossa na 50 poziom, który prawie nie pozwolił mi ukończyć gry ze wszystkimi pobocznymi zadaniami. Trzeba było się bardzo nakombinować, ale mam to za sobą.

Rozmazany komiks

Jest jeszcze jeden element, który przychodzi na myśl, gdy mówi się o serii gier Borderlands. Mam na myśli charakterystyczny styl artystyczny, jaki wybrano. Wbrew powszechnej opinii nie jest to cel-shading, ale częściowo na pewno jest nim zainspirowany. Całość utrzymana jest w bardzo oryginalnej komiksowej oprawie, zauważalne są na przykład grube czarne kontury dookoła obiektów. Ma to swoich fanów, jak i przeciwników, ale nie można mu odmówić pomysłu na siebie. Osobiście szybko przyzwyczaiłem się do czegoś nowego i lubię ten kolorowy świat. Problemem jest za to często występujący błąd z doczytywaniem się tekstur, możemy stać zaledwie kilka metrów od obiektu, a on i tak będzie potrzebować przynajmniej kilku sekund by wyglądać tak jak powinien. Zdarzało się to w jedynce, dwójce na past genach i jest dalej na Xbox One X, więc uznaję to za standardowy problem tej gry, którego pewnie nawet sami twórcy nie potrafią ogarnąć. Gorzej wypada już kwestia ścieżki dźwiękowej. Bardzo na opak przed dwójką miałem już za sobą Tales from the Borderlands i tam muzyka licencjonowana poważnie dawała czadu. Druga część nie utrzymuje tego poziomu, większość muzyki jest nie do zapamiętania i w ciągu dwóch dni, żeby się upewnić przesłuchałem cały soundtrack, dwukrotnie. Nic nie zachwyciło. Muszę nawet powiedzieć, że jest zwyczajnie słabo. Brakuje tutaj czegoś z pompą czy humorem, jaki udało się przedstawić w produkcji od Telltale.

A więc, jak całościowo wypada całe Borderlands 2? Jeżeli dacie się wciągnąć, to ta gra potrafi zaoferować wam prawdziwe setki godzin zabawy, ale jest to coś, co potrafi bardzo łatwo odrzucić. Grind, gąbki na pociski i tysiące bezużytecznego śmiecia w ekwipunku, nie będą dla każdego. Produkcja sprawdza się szczególnie dobrze w kooperacji ze znajomymi, o ile tylko nie zamierzacie poświęcić się za bardzo samej historii. Z resztą bez polskiej wersji językowej, i tak jest to trochę utrudnione. Dla mnie ta gra to taka przyjemna ósemka. Coś co dla swojej bazy odbiorców sprawdzi się dobrze, ale innych raczej łatwo nie przekona. Jeżeli się obawiacie to i tak warto dać szansę. Tylko dobrze przemyślcie wybór bohatera, bo to może być najważniejsza kwestia.

Oceń bloga:
16

Atuty

  • Zaskakująco angażująca historia
  • Gra po brzegi wypchana humorem i easter eggami
  • Duża i różnorodna mapa świata
  • Zawartość na setki godzin
  • Każdym bohaterem gra się inaczej
  • Dosłownie miliony broni
  • Dziesiątki oryginalnych wrogów i bossów
  • Ciekawy styl artystyczny
  • Świetnie sprawdza się w kooperacji

Wady

  • Gąbki na pociski potrafią odrzucać
  • Misje typu znajdź i prznieś dziesięć
  • Brak polskiej wersji językowej
  • Zmiana bohatera to zaczynanie wszystkiego od początku
  • Model strzelania mógł być lepszy
  • Terramorphus
  • Doczytywanie się tekstur
  • Kiepski soundtrack
PrzemQ

PrzemQ

Borderlands 2 to gra głównie dla fanów gatunku, lub chętnych do grania w kooperacji. Pomimo całkiem dobrej fabuły to mechaniki typu looter shooter mogą wystarczająco zniechęcić do ukończenia pozycji. I trochę szkoda, bo to całkiem dobra gra, którą i tak dobrze jest znać.

8,0

Komentarze (18)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper