Niebieski "Avatar" zamiast czerwonej róży.
Mój mężuś wpadł na szelmowski pomysł i aby zaoszczędzić na kupowaniu kwiatka z okazji Dnia Kobiet, zabrał mnie na Avatra. Już zaczęłam szykować poduszkę, żeby w razie czego zdrzemnąć się przez 3 godzinki w kinowym fotelu, ale okazało się to zbędne. Avatar mile mnie zaskoczył, aż sama w to nie wierzę.
Mój mężuś wpadł na szelmowski pomysł i aby zaoszczędzić na kupowaniu kwiatka z okazji Dnia Kobiet, zabrał mnie na Avatra. Już zaczęłam szykować poduszkę, żeby w razie czego zdrzemnąć się przez 3 godzinki w kinowym fotelu, ale okazało się to zbędne. Avatar mile mnie zaskoczył, aż sama w to nie wierzę.
Całkiem spójna historia, dobre tempo akcji (czasem nawet zbyt dobre, bo przydałoby się w kilku momentach uspokoić trochę Niebieskich w ciągłym ruchu), no i przede wszystkim kapitalnie wymyślony i zrealizowany świat, roślinność, dżungla, piękne krajobrazy, zwierzaki- dopracowane w najdrobniejszym detalu - tu należą się zasłużone pochwały. Co do fabuły to przynajmniej nie była nudna, choć nie obyło się oczywiście bez rozpier**chy w iście amerykańskim stylu. Pomimo, że film nie wcisną mnie w fotel, gdyż jestem fanką filmów w stylu "21 gramów","Memento","Lost Highway" czy "Życie Carlita", to jednak nie rozczarowałam się i obejrzałam "Avatara" z zaciekawieniem i...nie żałuję!