Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Nie ukrywam, że do poniższych rozmyślań zainspirowały mnie Wasze komentarze pod wpisami odnośnie nadchodzących hitów - ale także to, co dzieje się wokół nich samych. Czy "galopujący marketing" to już normalne zjawisko, do którego powinniśmy się jak najszybciej przyzwyczaić?
Nie ukrywam, że do poniższych rozmyślań zainspirowały mnie Wasze komentarze pod wpisami odnośnie nadchodzących hitów - ale także to, co dzieje się wokół nich samych. Czy "galopujący marketing" to już normalne zjawisko, do którego powinniśmy się jak najszybciej przyzwyczaić?
Z jednej strony bajka i miód dla fanów serii - w przeciągu miesiąca poznaliśmy mnóstwo detali o nadchodzącym [gra]Gears of War 3[/gra]. Wiemy już z grubsza gdzie będzie toczyć się akcja gry, w jakich warunkach i lokacjach, kto w niej weźmie udział (i to z obu stron), przy udziale jakiego arsenału. Wiemy nawet o takich pierdołach, że bronić będziemy pomidorów, granaty Diggera wkopują się pod ziemię, a w bazie kontaktować będziemy się z nową postacią. Z drugiej strony - narasta we mnie jakiś dziwny żal, brak nutki mistycyzmu, tajemniczości, jaka kiedyś otaczała każdy nadchodzący, potencjalny hicior. Gdzie miejsce na domysły, snucie wizji, pobożne życzenia? Gdzie oczekiwanie na jakiekolwiek słówko konkretów, detale? Oficjalne zdjęcia były marzeniem do ostatnich miesięcy przed premierą gry, a teraz często na "dzień dobry" dostajemy trailer. Ujawnienie jakiejś okładki już tak spowszedniało, że często nie ma sensu nawet robić niusa, żeby pokazać Wam kolejne pudełko z jakimś śmiesznym artem. Uparci oczywiście znajdą obszary do fantazjowania (często multiplayer chociażby), ale czy naprawdę podbijanie hype'u i potop (to słowo na czasie) informacji są nie do powstrzymania, gdy tylko puści tama i dana produkcja zostanie ujawniona światu?
Jeżeli wydawało nam się, że w ostatnich tygodniach Epic Games było nad wyraz wylewne, to co powiedzieć o SCEE i Guerrilla przy okazji wypłynięcia [gra]Killzone 3[/gra]? Wystarczyło dosłownie kilka dni, jeden
materiał prasowy, jeden pokaz gry w Amsterdamie - mieście "rodzinnym" dewelopera - aby mleko
rozlało się jeszcze szerszym strumieniem. Znamy zarysy fabuły, najważniejsze miejsca akcji, nowe zabawki, opcje i bajery (np. implementację 3D). I niech Was nie zmyli ilość
plotek towarzyszących każdemu z tytułów - większość materiałów to oficjalne, przygotowane przez deweloperów i wydawców treści, co widać po publikacjach choćby w GamePro czy Game Informer. Nikt nie włamywał się do siedziby Guerrilla - to sami twórcy zaprosili przedstawicieli IGN, Eurogamera i paru innych mediów, aby pokazać im to, co w tajemnicy pitraszą. A największy paradoks? Karty elegancko wyłożone na stole - na parę tygodni przed E3 i ROK przed premierą - zarówno w przypadku GoW 3 jak i KZ3. Czy to normalne? Czy tak powinno być?
Wszystko to służy oczywiście budowaniu hype'u, nakręcaniu na grę potencjalnych konsumentów poprzez coraz większy rozgłos, "achy i ochy" z każdego kąta, ujawnianie kolejnych detali, setki wywiadów i kontrolowanych przecieków. Tylko że hype to miecz obosieczny - jednych wyniesie na wyżyny ekstazy danym tytułem i zmusi do pre-ordera pół roku wcześniej, a innych zmęczy, zniechęci i odrzuci. A nikt nie lubi rzygać z przejedzenia (co innego z przepicia;). Nie wspominając o tym, jakie wyobrażenia buduje taki hype w naszych głowach, a co ostatecznie widzimy na ekranie telewizora. Abstrahując od niezłej sprzedaży tytułów pokroju Killzone 2 czy Heavy Rain, każdy z nich miał równie wielkie grono zachwyconych finalnym produktem, co zawiedzionych w stosunku do własnych (tudzież wmówionych sobie) wyobrażeń. A to tylko dwie produkcje "z brzegu", jakie pierwsze przyszły mi na myśl - gdy myślę o krzywdzie jaką potrafi wyrządzić "hype'owy marketing", to zawsze stają mi przed oczyma kłótnie graczy na naszym forum właśnie w tych tematach. Jeśli mam sięgnąć głębiej, bardziej osobiście, to faworyt jest jeden - Metal Gear Solid 4. Ciśnienie na ten tytuł i pierwszego MGS-a nowej generacji, po zderzeniu z archaizmami rozgrywki (czy momentami wręcz fabularnymi bzdurami) jakie atakowały mnie z ekranu, spodowały wręcz śmierć mojej miłości do tej serii. Lata kultu wyparowały jak kamfora - ten cios hype'u był dla niej śmiertelny. Byłbym hipokrytą gdybym twierdził, że taki zwrot marketingu branżowego jest mi nie na rękę - dzięki temu istnieje PPE i PSX Extreme, mamy pracę, mamy o czym pisać, a Wy macie źródła gorących informacji o nadchodzących tytułach. Ale czy prywatnie, jako gracz i szary konsument, jestem równie podniecony? Znając najciekawsze detale oczekiwanych gier na długie miesiące przed premierą? Gdzie element zaskoczenia, kopniak w twarz gdy zasiadam przed telewizorem? I dokąd to wszystko zmierza? Czy za kilka lat, oficjalne ujawnienie gry światu równać się będzie udostępnieniu (o zgrozo - może
płatnego?) dema na PSN i XL, na kilkanaście miesięcy przed sklepową premierą? Szczerze mówiąc - nie chciałbym... Zapraszam do polemiki poniżej.