Kilka słów o filmach #6: "The Vast of Night"
Witam w kolejnym po dłuższej przerwie blogu, dzisiaj napiszę parę słów o raczej mało znanym filmie Sci-Fi "The Vast of Night". Serdecznie zapraszam.
Jako iż ostatnio Jeff Bezos stwierdził, że wbije z buta na Polski rynek i zaoferował nam Amazon Prime w skład którego wchodzą darmowe wysyłki ze sklepu, gry na PC i co najważniejsze serwis VOD z filmami i serialami za 49 zł na rok, czym prędzej postanowiłem skorzystać z tej opcji i wykupiłem subskrypcję. Po szybkim przeglądzie co takiego ten Prime Video ma do zaoferowania doszedłem do wniosku, że raczej nic spektakularnego a i oryginalne produkcje są raczej mocno średniej jakości, tak jak to jest chociażby na Netfliksie. No ale po obejrzeniu paru mało satysfakcjonujących filmów jak "The Manor", "Infinite", "Tom Clancy’s Without Remorse", The Tomorrow War", "Bliss" oraz paru gniotów jak między innymi "Jolt", "Coming 2 America", czy druga część Borata która jest moim zdaniem totalnie nieśmieszna i żenująca (pierwsza część była czymś świeżym i serio śmieszyła) okazało się, że podobnie jak na wspomnianym wcześniej Netfliksie tak i na Amazonie da się znaleźć perełki i trafiłem na omawiany dzisiaj "The Vast of Night".
Na początku warto wspomnieć, że za reżyserię odpowiada Andrew Patterson i nic dziwnego, że słyszycie to nazwisko po raz pierwszy, ja też go nie znałem. Z tego co możemy o nim przeczytać,kinem interesował się już jako młody chłopak, w liceum pracował jako operator filmowy a później założył firmę producencką która produkowała reklamy oraz krótkie filmy promocyjne dla drużyny koszykówki Oklahoma City Thunder. W Andrew 2016 roku zaczął kręcić swój pierwszy film fabularny, który sam sfinansował a pod pseudonimem James Montague napisał do niego razem z Craigiem W. Sangerem scenariusz. Tym filmem był właśnie omawiany dzisiaj "The Vast of Night". Podobno obraz Pattersona został odrzucony przez 18 festiwali filmowych aż w końcu zadebiutował na Festiwalu Filmowym Slamdance 2019, na którym zdobył nagrodę publiczności dla najlepszego filmu fabularnego oraz spotkał się z szerokim zainteresowaniem krytyków filmowych. Po tym film został przejęty przez Amazon Studios i wydany w kinach samochodowych a dwa tygodnie później, 29 maja 2020 roku trafił do Prime Video.
(Andrew Patterson to ten jegomość z potężną brodą)
Patterson w rolach głównych obsadził młodych i mało znanych aktorów. Sierrę McCormick co poniektórzy mogą znać z jakichś słabych telewizyjnych komedii familijnych lub niskich lotów thrillerów i horrorów, zagrała też w jednym całkiem dobrym, stylizowanym na lata 80. thrillerze akcji "VFW" który zresztą polecam wszystkim fanom gatunku. Partneruje jej Jake Horowitz o którym za dużo napisać nie mogę z racji tego, że przed "The Vast of Night" zagrał w jednym totalnie nieznanym filmie i w ogóle go nie kojarzę. Patterson miał nosa i to, że Sierra i Jake są mało znani i niedoświadczeni nie jest dla nich absolutnie żadną przeszkodą bo na ekranie radzą sobie bardzo dobrze, widać, że się rozumieją, czuć między nimi chemię oraz to, że zrobili dokładnie to czego reżyser od nich oczekiwał. chętnie obejrzę nowe produkcje z tymi aktorami bo widać, że gdy dostaną szansę żeby zagrać w czymś ambitnym dają radę i pokazują co potrafią.
Akcja "The Vast of Night" osadzona jest w małym miasteczku Cayuga w stanie Nowy Meksyk w latach 50. i rozgrywa się w trakcie jednej nocy, podczas której lokalna, szkolna drużyna rozgrywa mecz koszykówki a w mieście zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Dwójka naszych bohaterów to Everett, popularny DJ z lokalnej rozgłośni, który dobrze znaja się na sprzęcie radiowym oraz Fay, szkolna prymuska pracująca jako telefonistka w centrali która fascynuje się nowoczesnymi lub wręcz futurystycznymi rozwiązaniami życia codziennego. Kiedy Fay zaczyna wieczorną zmianę, po paru telefonach słyszy dziwny sygnał dźwiękowy, kontaktuje się z Everettem który puszcza nagrany dźwięk w radiu z prośbą do słuchaczy o jego rozszyfrowanie. Po chwili dziewczyna odbiera telefon od pewnego tajemniczego człowieka który twierdzi, że kojarzy to zjawisko.
Patterson stworzył wyjątkowe dzieło, zakorzenione w duchu klasyków takich jak "Strefa mroku", "The Blob", "Dzień w którym zatrzymała się Ziemia" czy "Invasion of The Body Snatchers" z dodatkiem nowoczesnych akcentów. Już od pierwszej sceny kipi klimatem i pokazuje widzom z jakim filmem mają do czynienia, wstawki z czarno-białym telewizorem świetnie współgrają z całością filmu, oświetlenie, muzyka i długie śledzące ujęcia dopełniają całości. Budowanie świata także jest świetne, dbałość o szczegóły jest imponująca a przecież mówimy tutaj o filmie z budżetem grubo poniżej miliona dolarów (dokładnie 700 tysięcy USD). Patterson ma imponujące wyczucie czasu i miejsca, przez wspaniałe kostiumy, rekwizyty, samochody i miejscówki ani przez chwilę nie mamy wątpliwości, że jesteśmy właśnie w Ameryce lat 50.
Reżyser zdaje się bardzo dobrze wiedzieć, że w tego typu filmach nasz słuch jest dużo ważniejszym zmysłem niż wzrok i dlatego nie zobaczymy tutaj małych zielonych stworków wychodzących z latającego spodka, nie będzie też spektakularnych efektów specjalnych. Dostaniemy za to długie, wciągające dialogi z nutą tajemnicy, budowanym stopniowo napięciem i strachem od których nie da się oderwać. Czy to rozmowa Fay z Everettem podczas parominutowego spaceru podczas którego poruszają tematy jak może wyglądać przyszłość technologii, rozwlekły monolog gościa dzwoniącego do radia i opowiadającego o eksperymentach rządowych, błyskających światłach na niebie i wielkim statku unoszącym się wśród chmur, czy wreszcie wywiad przeprowadzony przez naszą dwójkę ze starszą kobietą która twierdzi, że wie co dzieje się w miasteczku. Wszędzie czuć niesamowity, wylewający się wręcz klimat a wszędobylski półmrok jeszcze potęguje te doznania pozwalając wczuć się w historię i praktycznie przenieść się w tamte czasy obok naszych bohaterów.
W dobie wysokobudżetowych molochów takich jak "Interstellar", "Marsjanin", "Ad Astra" czy "Blade Runner" produkcje takie jak "The Vast of Night" zasługują na ogromny szacunek. Przy praktycznie zerowym budżecie potrafią genialnie wykorzystać każdy włożony w nie cent, pokazując, że wcale nie potrzeba setek milionów dolarów wyłożonych przez producentów oraz tony CGI, Green Screenów i MoCapów żeby zrobić bardzo dobry, klimatyczny, angażujący i przede wszystkim szalenie wciągający film w tak przecież trudnym do kręcenia gatunku jakim jest Science Fiction. Jeśli ktoś jest więc fanem kina Sci-Fi a do tego uwielbia klimat lat 50. to z czystym sumieniem mogę polecić obraz Andrew Pattersona. Ja byłem zachwycony i z niecierpliwością czekam na kolejny film tego utalentowanego reżysera, oby było tylko lepiej.
Ocena: 8/10