Tak się bawiła kiedyś młodzież, czyli nie tylko o grach wideo
Przeglądając stare zdjęcia w albumie, na których to paradowałem ze sprzętami pokroju ZX Spectrum czy Amiga, natknąłem się na prehistoryczną fotografię, na której trzymam w ręku długopis i bazgrolę coś na kartce.
Jak piorun z jasnego nieba uderzyło we mnie wspomnienie o czasach, w których gry nie były jeszcze tak rozpowszechnione jak dzisiaj. Jak wypełniało się wówczas wolny czas?
Przeglądając stare zdjęcia w albumie, na których to paradowałem ze sprzętami pokroju ZX Spectrum czy Amiga, natknąłem się na prehistoryczną fotografię, na której trzymam w ręku długopis i bazgrolę coś na kartce. Jak piorun z jasnego nieba uderzyło we mnie wspomnienie o czasach, w których gry nie były jeszcze tak rozpowszechnione jak dzisiaj. Jak wypełniało się wówczas wolny czas? Poniżej 5 przykładów, które na zawsze utkwiły w mej pamięci, a których dzisiejsza młodzież może nie zrozumieć.
1. Kropki
Moją pierwszą strategią, która ukończyłem było Red Alert. Zanim jednak udało mi się tego dokonać, na lekcjach i podczas nudnych spędów rodzinnych zagrywałem się jak dziki osioł w ... kropki. Cała zabawa polegała na tym, by otoczyć kropki przeciwnika własnymi kropkami tworząc niejako bazy. Wystarczyła tylko czysta kartka w kratkę i dwa różnokolorowe długopisy (tudzież kredki), by oddać się wciągającej jak bagno zabawie. Całość na pozór wydaje się banalnie prosta, jednak ten kto miał okazję pograć w kropki wie, że można było dopatrzeć się tu elementów strategicznych, zwłaszcza gdy walka zbliżała się do końca kartki. Miałem jednego kumpla cwaniaka (na dodatek starszaka), który widząc, że nie ma szans mnie okrążyć doklejał kolejną kartkę mówiąc, że takie są zasady. Dziś z chęcią dałbym mu za to w zęby :) Bo jak biłem w ramię to zawsze krzyczał - "no weź, nie w szczepionkę!"
2. Kapsle
Nie jestem w stanie policzyć ile czasu spędziłem na tworzeniu kapsli, zwanych też poduszkowcami. Cała operacja wpierw wymagała od nas znalezienia odpowiedniego kapsla z odpowiednią poduszką. Te najlepsze łatwo od niego odchodziły, te mniej przydatne dziurawiły się przy próbie ich odklejenia. Zazwyczaj pod poduszkę wsadzało się papier, na wierzch zaś kładło flagę, samochód tudzież jakieś zdjęcie wycięte z gazetki, całość owijając przezroczystą folią. Nigdy nie zapomnę gdy jeden z naszych znajomych w pierwszej klasie podstawówki chwalił się kapslami z gołymi babami wyciętymi z czasopisma taty (Twój Weekend czy Wamp, już nie pamiętam). To był najbardziej chodliwy towar na dzielni i koledzy ze starszych klas robili wszystko, żeby je zdobyć (wliczając w to zastraszanie). A jak można było wejść w posiadanie kapsli przeciwnika? Oczywiście wygrywając je. Na asfalcie rysowało się kredą trasy i całymi godzinami pstrykało kapsle wracając do domu z cennym łupem bądź skwaszoną miną, gdy przegrało się swoje skarby.
3. Podchody
Na początku lat dziewięćdziesiątych widok strzałek namalowanych kredą na chodniku nikogo specjalnie nie dziwił. W podchodach, bo tak zwała się ta zabawa, udział brały dwie grupy osób - jedna miała za zadanie uciekać pozostawiając na chodniku wskazówki i różnego rodzaju łamigłówki, druga zaś musiała za nią podążać, próbując odnaleźć uciekinierów. O ile w przypadku kapsli dziewczyny nie były zbyt chętne do zabawy i wolały skakać na gumie (bez skojarzeń) bądź grać w klasy, tak w przypadku podchodów nie brakowało koedukacyjnych grupek. Ja nie zapomnę nigdy momentu, gdy uciekając skierowałem się razem z dwoma kumplami na drzewo (ogromny kasztan), po którym chcieliśmy przedostać się na dach biblioteki. Źle obliczyłem jednak lot i zamiast znaleźć się na dachu rypnąłem głową w rynnę spadając na ziemię i tracąc przytomność. Obudziłem się już w karetce ze złamaną w trzech miejscach łapą... I weź tu puść swojego dzieciaka na dwór :)
4. Państwa miasta
Jeśli ktoś uważał na lekcjach geografii i potrafił szybko kojarzyć fakty, mógł odnosić spore sukcesy w grze zwanej Państwa Miasta, tudzież Inteligencja. Wystarczyło tylko znaleźć w określonym czasie słowa rozpoczynające się na daną literę (z różnych pojęć i dziedzin życia). Standardowy zestaw obejmował nazwy państw, miast, model samochodu, roślinę, zwierzę, imię czy znanego człowieka. Wraz ze znajomymi wprowadziliśmy jednak pewne modyfikacje. W naszej zabawie do kategorii dodano choćby nazwisko piłkarza, nazwy samochodów (ale tylko z historyjek z gum turbo) czy imię bohatera komiksu lub bajki. Piękne czasy.
5. Statki (lub okręty jak kto woli)
Kolejna zabawa, która wymagała skombinowania kartek w kratkę i długopisów. Każdy z dwóch uczestników zabawy rysował na swojej kartce dwie plansze z polami 10 na 10 (w pionie numerowane, w poziomie oznaczone literami). Na pierwszej planszy zaznaczał położenie swoich statków, na drugiej skreślał współrzędne, w które celował próbując zatopić flotę przeciwnika. Oczywiście niezwykle ważna była tu uczciwość, więc osoby, które nie potrafiły pogodzić się z porażką, próbowały ci wmówić na koniec zabawy, że wcale nie strzelałeś we współrzędne, które miałeś zaznaczone na swojej kartce. A że mój brat do takich właśnie należał, po wojnie morskiej często dochodziło między nami do rękoczynów :)
Oczywiście podobnych zabaw było znacznie więcej, ale ja wymieniłem, te z którymi najczęściej miałem do czynienia. A przecież chowanego, rzucanie się bryłkami z piasku gdy przed blokiem pękła rura i robotnicy stworzyli okopy, granie w kwadraty, jedno podanie czy zabawy saletrą, również umilały dzieciakom czas. Dlaczego o tym wszystkim piszę? Dziś gdy wracam na stare śmieci i patrzę na opustoszałe place i trzepaki robi mi się autentycznie smutno. Ale cóż takie czasy - kończę ten wywód zanim uznacie mnie za starego zgreda, który pitoli, że za komuny było lepiej :)