Lista moich gier roku, ale nie do końca

BLOG
1548V
Lista moich gier roku, ale nie do końca
Evo24 | 30.12.2020, 23:31
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Zbliża się koniec 2020 roku. Postanowiłem podzielić się z wami moją listą gier roku, chociaż na trochę innych zasadach. Mam nadzieję, że spodoba wam się moje zestawienie.

   Tym razem postanowiłem napisać bloga o swych grach roku w nieco inny sposób. Głównym powodem jest to, że nie grałem we wszystko. Nie kupiłem takiej Valhalli, wersji Royal dla Persony 5, The Last of Us 2 i wielu innych gier. Z tego powodu wybieranie najlepszej bijatyki, strzelanki, sportówki czy innych kategorii byłoby dość trudne. Postanowiłem pobawić się w coś, co kiedyś widziałem w growym podsumowaniu Zagrajnika, gdzie  bardzo spodobała mi się sama forma kategorii. Dzięki temu mogę wybrać gry, jakie nie wyszły w 2020, a ich było całkiem sporo. Mam nadzieję, że te ,,kategorie" nie będą się jakoś wzajemnie wykluczać oraz nie obrazicie się, że to głównie ,,większe" gry.

Najlepsza gra, z którą nie wiązałem żadnych nadziei  - Resident Evil 3 Remake

Resident Evil 3 [PL] (PS4) -

  Nie czekałem specjalnie na remake Resident Evil 3. Kiedy ta gra wychodziła, byłem wtedy zajęty dwójeczką, którą niespecjalnie chciało mi się przechodzić (natłok prywatnych spraw). Do tego dochodziły recenzje mówiące, że w sumie ta gra nie wyszła tak dobrze, jak RE2. Gracze zaś odebrali trójkę mieszanie, gdzie największym problemem był czas i mało trybów względem poprzedniczki. Dorzucę jeszcze do tego, że mój odbiór dwójki był... gra mi się podobała, ale nie tak bardzo, jak recenzentom i graczom. Dlatego fakt ogrywania ,,słabszej" kontynuacji, ubogą w tryby i krótkim czasem gry zniechęcał mnie od grania i nastawiałem się na crapa, a najwyżej na średniaka. Odpalam grę, kończę ją i... bawiłem się znacznie lepiej, niż przy dwójce. Może to przez fakt, że gra tak bardzo mnie nie nużyła, jak poprzedniczka. Z całym szacunkiem do tamtej odsłony, ale przechodzenie tyle razy tych samych korytarzy zaczynało mnie powoli nużyć. Niby tutaj jest tak samo, ale też działo się sporo na ekranie (więcej akcji chętnie przyjmę), a Nemezis ganiający za nami oraz posiadający znacznie więcej możliwości i wyglądał znacznie lepiej, niż ten nijaki Tyrant. Więcej przeciwników, walki z naszym prześladowcą, szybsze tempo czy dodatkowa forma obrony w postaci uników tylko pomogły mi polubić tę grę. Zarzuciłbym może ten fragment w szpitalu, gdzie gra znacznie zwolniła, dalej popsutą walkę wręcz i dziwną konstrukcję komisariatu policyjnego. Fabuła jak na RE była spoko... i tylko spoko. 

  Nie sądziłem, że będę się dobrze przy tej grze bawić. Po opiniach graczy spodziewałem się słabizny, a okazała się naprawdę fajnym tytułem i udanym prezentem na 18 urodziny. Jeśli kolejny remake będzie w tempie trójki, na pewno się w niego zaopatrzę... chociaż i tak wolałbym, żeby Capcom odnowił jakąś Onimushę, Dino Crysisa czy całą trylogię Devil May Cry. Residenty kiedyś się skończą.


Najlepsza gra wydana jako port - Persona 4 Golden

Persona 4 Golden Wallpapers - Wallpaper Cave

   Od dawna chciałem spróbować Person. Piątka przykuła moją uwagę stylem stylem graficznym, klimatem i mechaniką walki, ale zwyczajnie nie miałem czasu na jej dorwanie. Zwłaszcza, że byłem skoncentrowany na wersji Royal, która nie chciała spaść z ceny i miałem problem ze znalezieniem jej. Na ratunek przyszedł za to jeden mój znajomy, który udostępnił mi port Persony 4 Golden na PC, który potem sam kupiłem. Dzięki temu mogłem wreszcie sprawdzić, z czym się je jedną z popularniejszych serii Atlusa.

   70 godzin z głowy i co mogę o tej grze powiedzieć? Gdyby można było wybrać jedną grę z tytułów wydanych w 2020 roku za moją ,,Grę Roku", to byłaby to Persona 4 Golden... czego nie mogę zrobić, bo to tylko port gry wydanej na PS2, a potem na Vitę. Ale skoro to moja lista z wliczaniem starszych gier czy portów, to mógłbym wskazać ją ze wszystkich tych gier... no dobra, o to miano walczyłaby z innym RPGiem wydanym w tym roku. W każdym razie Personę 4 Golden na długo zapamiętam, jako jedną z ważniejszych gier mego życia. I oczywiście, ma problemy. Pacing między walkami, a szkołą leży (co w tej serii rzekomo to norma), sekwencje z poszukiwaniem informacji o zaginionych to zło, loch z Goldena jest męczący, a fabularne wyjaśnienie, czemu dzieje się wszystko w tej grze (ostatni, dodatkowy loch) to jeden z gorszych plaskaczy w twarz, jaki mnie spotkał w grach. Jednak to wszystko, co mnie tu drażniło. Nie mam żadnych zarzutów. Główna historia mnie porwała, a bohaterów bardzo polubiłem. Każdy jest charakterny ze swoimi wadami, problemami... są po prostu ludzcy. Rozwijanie postaci jest zrobione całkiem niezłe. Linki aż chce się robić, zwłaszcza że dzięki nim dostajemy jakieś upgrady do tworzenia person, umiejętności czy działania naszych kompanów w walce. Muzyka jest super. Nie wiem, czy lepsza od tej z piątki, ale na pewno od tej z trójki. Same pojedynki z Shadowami są super. Szukanie słabych punktów, mnóstwo person do użycia z ich levelowaniem, wybieranie bonusów na koniec (losowo się zdarza) czy same projekty potworów robią wrażenie. Nie chcę wnikać w spoilery, ale powiem tyle, że trzeba trochę pomyśleć by ustalić, kto odpowiada za zabójstwa. Jakie? Zagrajcie sami, mówię serio. Jeśli lubicie jRPGi to Persona 4 powinna być tytułem obowiązkowym. Ja zatem nie mogę się doczekać premiery Persony 5 Strikers, która wygląda super i mam nadzieję, że zostanie więcej wydanych gier Atlusa na PC... co niby nam obiecano.


Największe zaskoczenie roku - BlazBlue: Calamity Trigger

BlazBlue: Calamity Trigger on Steam

   Po Dragon Ball FighterZ naszła mnie ochota sprawdzić inne gry Arc System Works. Zacząłem od... myślę że dość popularnego nawet u nas Guilty Geara, a konkretnie XRD Revelatora z rozszerzeniem REV2. Moje pierwsze wrażenia były dość skomplikowane. System walki był dość wymagający, czego nie uznaję za wadę. Wbrew pozorom pojedynkowanie się było całkiem niezłe. Bardziej mnie wystraszyła ciągłość fabularna. Odpalam Story Mode, a tu widzę, że gra jest ściśle związana z poprzedniczkami. Wrócę do tej gry, gdy tylko nadrobię zaległości fabularne... jeśli tylko mi się zechce. Następnie przyszła kolej na Blazblue. O tej serii słyszałem, że to łatwiejsze Guilty Geary i w trochę innym stylu. Akurat była przecena na całą serię (poza Cross Tagiem), kupuję i zaczynam od Calamity Trigger. Ja nawet nie miałem żadnych oczekiwań względem tych gier. Myślałem tylko, że dostanę słabszą wersję GG. No i się kurde myliłem, bo Blazblue spodobało mi się na poziomie... jakbym po raz pierwszy ogrywał Tekkena czy Mortal Kombat, czyli jestem bardziej niż zachwycony.

   Walka była prostsza od tej z Guilty Geara. Nie tylu przycisków atakowania, ostatecznego ataku znikającego pasek mocy w przypadku nietrafieniu wroga, a dwa ruchy specjalne, jeden Drive i Astral Heart (ostateczny i widowiskowy ruch wykańczający wroga od razu po trafieniu) zostały przeniesione na prawy analog. Szczerze mówiąc przyjąłem to z otwartymi ramionami, bo część z nich pewnie nie byłbym w stanie zrobić. Zwłaszcza, że nie zawsze gra odczytuje, że wykonałem np. pół obrót z X, przez co postać wykona ruch specjalny zamiast Drive'a. Poza tym nie mam nic do zarzucenia. Walka jest szybka i płynna. Postacie są różnorodne i zawierają mnóstwo charakterystycznych dla siebie ataków. Ciosy można ładnie łączyć ze sobą. Samych ruchów postacie mają całkiem sporo. Drive'y wydają my się efektywniejsze od tych z GG Revelatora. Tam wydawały mi się jakieś... nie robiły zbytnio wrażenia. Muzyka jest całkiem niezła. Każda postać ma swój motyw brzmiący inaczej od siebie. W zasadzie mało się zdarza, że postacie mają coś do siebie podobnego. Styl artystyczny tej gry to rzecz, która bardziej do mnie przemawia niż w Guilty Gearach. Designy postaci czy wygląd aren jest super. Fabuła wydawała mi się spoko, choć momentami wydawała mi się pokręcona. Blazblue rzekomo jest znane z porąbanej historii. Sam zastanawiam się, czy Arcade jakoś jest związany z trybem story. Ten drugi jest rozwiązany całkiem nieźle... z czego trochę mnie drażni to, że trzeba przegrać też wszystkie walki, by zyskać 100% historii u danej postaci. Koniec końców nie spodziewałem się, że tak się wciągnę. Blazblue: Calamity Trigger okazało się być zajebistą nap****alanką. Przyjemny styl walki, historia z różnorakimi i barwnymi postaciami, muzyka, desing wszystkiego... nie mogę doczekać się kolejnych odsłon (pomijając niekanonicznego Cross Taga, którego pogrywam od czasu do czasu). 


Gra sieciowa, w którą grałem najczęściej - Call of Duty: Modern Warfare Remastered

Call of Duty: Modern Warfare Remastered - Playing Daily

   Mam bardzo dobry powód, czemu daję to Call of Duty na tą listę. Remasterd jest tu tylko dlatego, gdyż to była jedyna ,,sieciówka", jaką grałem najdłużej w tym roku (pojedynki z przyjaciółmi nie liczę). Mam ostatnio bardzo dziwny problem z trybami online. Za każdym razem, gdy próbuję jakiś tytuł oparty głównie na multiplayerze np. Team Fortress 2, to kończy się odinstalowaniem gry jedynie po 2-4 godzinach gry. Bez względu na to czy mi się podoba, czy nie. Próbowałem Destiny 2 po ogłoszeniu jej na steam w formie free 2 play i wyglądała fajnie... ale ponownie wytrzymałem z jakieś 2 godziny i potem pożegnałem grę z dysku. To jest problem, którego nie potrafię rozwiązać, przez boję się zakupić takie Halo: Master Chief Collection. Gra wygląda fajnie, ale obawiam się powtórki z każdej innej sieciówki. Przy Call o Duty było trochę inaczej... wstydzę się, bo remaster czwórki to był jedyny taki tytuł, przy którym się wciągnąłem.

  Nie uznam go za jakiś perfekcyjny, ale w nic innego tak długo nie grałem. Ten oklepany Remaster ma coś w sobie. Nie tylko te przeklęte lootboxy oraz mapki DLC, jednak strzela się dalej fajnie. Trybów jest sporo... choć ich żywotność nie jest jakaś spora. Nie jestem znawcą multi CoDów, ale po prostu dobrze mi się w to grało.


Najlepsza gra, która spełniła moje oczekiwania - Final Fantasy VII Remake

Final Fantasy VII Remake is a joy to play, but many questions still remain

   Na Final Fantasy VII Remake czekałem długo i to wobec niego miałem najwięcej oczekiwań. Było to też pierwsze FF, którym się zainteresowałem w ogóle. Po zapoznaniu się z XV byłem w sumie gotowy na to, co dostanę w nadchodzącym Remake'u. Liczyłem na równie dobrą, mniej dziurawą opowieść, postacie, które bym polubił, poprawienie systemu walki z XV, przerażającego Sephirotha i poprawioną magię (ta z przygód Noctisa była okropna). Gra dostała swoją premierę, ale wtedy nadeszła pandemia, ja nie za bardzo miałem jak zamówić (brakowało mi wtedy karty kredytowej) i miesiąc po premierze, gdy otworzyli markety, szybko ruszyłem do sklepów w poszukiwaniu Finala. W końcu mi się udało, ale z ukończeniem gry był taki problem, że nie zawsze miałem okazję grać. Brat się nagle odpalał, że tylko niewiele mogę grać (konsola niestety jest u niego, co zmieni się w przypadku PS5), ponieważ to kolejna z japońskich i dziwnych gier. Wreszcie udało mi się grę skończyć i jak zapewne widzicie po tytule wyżej, moje oczekiwania zostały spełnione. I to ta gra walczyłaby z Personą 4 Golden o moją grę roku 2020... i de facto nią jest, jeśli portów nie można wliczać.

   Zacznę od rzeczy, które mi nie podeszły. ,,Walka w powietrzu" to totalny syf. Postacie dziwacznie skaczą i przyklejają się do wroga, gdzie nawet nie mogą się bronić. Lepiej by wyszło, gdyby jej w ogóle nie było. Jak dobrze wiemy, gra ma momentami problemy z teksturami. Najbardziej oberwały lustra i drzwi, co zdarza się głównie na samym początku gry. Całe szczęście, że potem rzadko kiedy to się zdarza, gdyż sama gra i jej efekty cząsteczkowe są po prostu przepiękne. I to tyle, co tu zarzucę. Dalej nie mam nic złego do powiedzenia. Opowieść w Midgarze, która w oryginale trwała z jakieś 6-8 godzin, a tu trwa 30-40 jest zrobiona naprawdę super. Rozwój postaci jest bardzo dobrze napisany, gdzie każda z nich... nie pamiętam zbytnio z oryginału, ale tutaj taki Barret jest wykreowany naprawdę dobrze i widać w nim zmiany z postępem fabuły. Chociaż i tak nie równa się z rozwojem Clouda, który na początku gry jest zamknięty w sobie, niemiły i skupiony na zadaniach, a potem chłopak się otwiera, zaczyna mu zależeć na bohaterach i nie jest już tak wredny. Zadania poboczne są... i po prostu są. Nie nazwę ich złymi czy dobrymi, tylko istnieją. Walka i rozwój RPGowy jest super. Widać dalej trochę chaosu, ale jest jakby lepiej. Każda z czterech postaci jest wykonana solidnie, rozwijanie broni i zdobywanie umiejętności jest super, materie... EXP leci wolno na początku, ale nie jest to aż taki problem. Magia jest zrobiona wreszcie dobrze i bez niej nie da się grać, a zwłaszcza w Hard Mode. Kompletne przeciwieństwo w porównaniu do XV, gdzie o magii można było zapomnieć. Summony nie są losowe, wyglądają i działają dobrze. Bossowie głównie to takie gąbki na ciosy, ale przynajmniej pokonuje się... tak jak z bossami w Dark Souls. Chodzi o satysfakcję, gdyż walki z bossami w Finalu są dość długie, momentami ciężkie, ale czuć olbrzymią radość i ulgę po ich pokonaniu. Może to ja źle wykorzystywałem mechanikę staggera (być może, gdyż nie używałem zdolności sprawdzania słabych punktów wrogów), ale cieszyłem się po pokonaniu każdego większego wroga. Sephiroth jest prezentowany... wow. Nie pojawia się tak często, ale w porównaniu do oryginału pojawia się, z czego można tłuc się z nim w jego normalnej, ludzkiej wersji (jeśli dobrze pamiętam, z Sephirothem walczyło się w jego prawdziwej formie oraz w głowie Clouda). Prezentacja jednoskrzydłego anioła jest super. Wydaje się być na początku czymś w stylu zwidów/koszmarów Clouda, a potem pojawia się normalnie i zaczyna rozróbę i pokazuje, jak bardzo ten typ jest niebezpieczny, groźny, tajemniczy i niepokojący. O walce z nim więcej nie powiem, co chyba nie powinno być spoilerem (Serio, kto myślał, że Sephiroth nie będzie ostatnim bossem?), ale to już byłoby za dużo. I na tym zakończę. Final Fantasy VII Remake jest zajebistą grą, którą warto sprawdzić. Żałuję, że na Game Awards nie dostało nagrody roku (w ogóle te Game Awardsy mnie przekonały, że nie warto już się nimi przejmować), ale przynajmniej sporo zarobiło i kolejna część powstaje (co chyba jest oczywiste). Mam tym razem tylko dwie rzeczy w oczekiwaniach. Pierwsza to poprawiona walka w powietrzu. Druga, to udany i satysfakcjonujący występ Vincenta, który w oryginale wydawał mi się trochę niewykorzystanym potencjałem. 


Najlepsza gra, do której wróciłem po przerwie - Tekken 7

Kunimitsu TEKKEN 7 Screenshots, TTT2 Classic Costume Confirmed | TFG  Fighting Game News

  Powiem wam wprost: naprawdę tęskniłem za Tekkenem 7. Kupiłem go na premierę (ba, przez błąd w systemie sklepu Gry-Online dostałem dwie kopie, a rzekomo anulowano mi zamówienie), kampanię szybko skończyłem, online kompletnie nie działało, postacie DLC nie zachęcały do dalszego grania (poza Noctisem)... co tu poradzić? Pierwszą grę wymieniłem od razu na Wiedźmina 3, drugą po prostu sprzedałem. Od tamtego czasu minęły 3 lata i ochota na powrót do tej gry pojawiła się, gdy wzięło mnie na skończenie pozostałych odsłon na rzecz bloga dotyczącego poprzednich odsłon. Któregoś dnia coś we mnie wstąpiło i na najbliższej przecenie (chyba to był październik czy listopad) zakupiłem ponownie Tekkena 7.

  I o rany, ale mi tego brakowało. Samej walki, postaci i tych rąbniętych mechanik rage. Jeśli jest coś, czego nie mogę zbytnio zarzucić, to właśnie jej. Dalej grało mi się w to znakomicie, a nawet lepiej, niż w dniu premiery. Zdarzało mi się też odkryć nowe ruchy postaci, o których nie miałem pojęcia (albo to ja byłem ślepy, albo dodali jakieś nowe). Co prawda obecność Akumy dalej mnie irytuje, fabuły nie wzbogacono o nic nowego, a online dalej odwala figle, jednak dalej znajduję tutaj mnóstwo frajdy. Ba, doszło nawet do tego, że kupiłem postacie DLC (czego pierwotnie nie chciałem robić). Nie wszystkie, bo nie każdym chce mi się grać np. takim Ganryu, Julią czy Leroyem, który jest zupełnie nową postacią daną jako DLC (trochę mnie drażni takie coś). Na ten moment bawię się w Tekkenie lepiej, niż w dniu premiery. Wtedy po skończeniu gry nie miałem zbytnio do roboty, poza wbijaniem rang. Teraz nie tylko wbijam rangi, ale i mainuje postacie (czego nie robiłem na konsoli), gram z kolegami, przerabiam wojowników (ta customizacja w porównaniu do tej z Soul Calibura boli) i gram online (za darmo na kompie i lepszy niż na konsoli, ale dalej taki sobie). Póki mam coś do roboty, zostanę przy tej grze, póki nie zapowiedzą kontynuacji. No i wreszcie mogłem ustawiać grafikę. Wersja na PS4 chodzi w niskiej rozdzielczości i jest potwornie brzydka. Na PC na najwyższych ustawieniach wygląda po prostu pięknie (ale sierść Kumy to paskudztwo).


Najlepsza gra, w której grałem głównie co-opowo - Code Vein

Review: 'Code Vein' is a gentler version of 'Dark Souls'

   Code Vein miało 3 rzeczy, które czyniły mnie zainteresowanym. Po pierwsze: to soulslike, a takie gry chętnie przyjmę. Po drugie: stylistyka i świat mocno uderzają w moje gusta. Wiecie, post-apo z ala wampirami oraz styl anime. Trzecie: Waifu. Czego chcieć więcej? Dodatkowo mój jeden znajomy miał tą grę, zatem mogłem wreszcie zagrać w ,,soulsy" za pomocą co-opa. Rzadko kiedy gram razem ze znajomymi, a tu nadała się świetna okazja.

   Co do samej gry, jest naprawdę super. Art Style mnie urzekł, gdzie postacie męskie i kobiece wyglądają zarąbiście. Lokacje również wyglądają nieźle, chociaż rozwala mnie jedno miejsce, które prześmiewczo nazywam Nie-Anor Londo. Opowieść jest całkiem niezła, choć musiałem momentami się zastanawiać, co w sumie się stało. Bossowie... mała, zabawna sprawa. Ogólnie gra jest dość prosta i szybka, ale przy bossach się męczyłem. Może to ja miałem słabo rozwiniętą postać, nie wiem. A jak walczyło się wraz z kumplem? Doświadczenie było super z pewnym problemem, a konkretnie lagami. Nie mam światłowodów, tylko router. Na dodatek mój pokój leży dość daleko od niego, przez co mam momentami problemy z netem. Oczywistym rozwiązaniem jest zabranie routera, ale nie mogę dogadać się z domownikami. Światłowody odpadają, bo rzekomo mieszkam w takim miejscu, gdzie ich moc byłaby słaba, co uważam za bullshit. W każdym razie poza lagami przemierzanie świata ze znajomym było super. Gra posiada sporo mocy, które sprzyjają wspólnemu graniu np. Dzielenie się zdrowiem, specjalne uniki działające u obu graczy itd. Do tego przychodzą różnorakie gifty, zatem można się bawić na wiele sposobów. Być może wrażenia z tej gry miałbym inne grając samemu, ale z kimś jest naprawdę spoko. Polecam sprawdzić Code Vein w taki sposób.


Najlepsza gra, która mnie denerwowała - Dead Cells

2. Dead Cells / Najlepsze gry 2018 roku – co nas zachwyciło? - Lenovo Gaming

   Długo zapatrywałem się na Dead Cells. Jedynym problemem, przez którego nie chciałem kupować to cena (zachciało mi się za to 40zł). Koniec końców kupiłem za ok 50 zł i zacząłem się bawić. Od razu powiem, że to chyba jeden z najlepszych rogalików, w jakie grałem (może poza Isaaciem). Skakanie, walka, potyczki z bossami i przeciwnikami są wykonane solidnie, pixelowa grafika ma swój urok, a tona przedmiotów do zdobycia robi wrażenie. Sposobów na skończenie gry jest sporo, sporo miejscówek itd. Z Dead Cells wiąże się też tytułowe denerwowanie się. To w sumie pierwsza gra, przez którą wściekałem się na samego siebie za jakieś idiotyczne bądź słabe podejścia np. źle skręciłem podczas ucieczki, nie udało mi się uciec atakowi przeciwnika, ciągłe tracenie zdrowia itp. Nie działo się tak przy żadnych soulsach. Może przy DMC5, ale to przez próby platyny, a nie chęci skończenia gry. Tu każda śmierć bolała mnie znacznie bardziej, niż w tytułach From. W przeciwieństwie do nich, tu nie ma wracania do ogniska i prób odzyskania expa. Tutaj przenosimy się na sam początek gry, gdzie co najwyżej zachowujemy jakąś część pieniędzy i odblokowane przedmioty, które i tak będziemy musieli ponownie zdobyć. Do tego dochodzą jeszcze poziomy trudności, co czyni Dead Cells jeszcze cięższe.

  Ten rogalik to idealny przykład syndromu sztokholmskiego, gdzie pokochałem torturującą mnie grę. I tak to zostawię :)

 


Staroć, w który grałem najdłużej - Gothic 2 Noc Kruka

Polacy tworzą serwer multiplayer Elisium do Gothic II: Noc Kruka | Gaming  Society

  Moja obsesja grania w Gothica zaczyna powoli mnie przerażać. Wśród starych gier grałem najwięcej właśnie drugą odsłonę jednego z klasyków. I choć drewniane animacje nadal wyglądają tak sobie, nadal uwielbiam w to grać. Opowieść dalej zachwyca, zadania wciągają, choć w dużej mierze składają się z typowych ,,zbierz x rzeczy". Walka... wiecie co? Po co mam pisać te rzeczy, skoro prawie każdy zna Gothica? Po prostu rzucę, że ciężko mi się było oderwać od tej gry. Nie da się. Jedynie naskarżę się na mojego kompa, który ma jakiś problem z pewnym modem, który dodaje Directa 11 do Gothica, czyniąc go jeszcze piękniejszym. Z jakiegoś powodu nie chce mi odpalić gry po jego instalacji mówiąc, że gra nie ma jakiegoś pliku do tego. Próbowałem wszystkiego i nic. Najwidoczniej jestem skazany na normalną wersję. Nie jest to złe, bo Gothic 2 dalej jest ładną grą (jak na swoje lata), ale chciałoby się go jeszcze upiększyć.


Najlepsza gra, którą posiadam na dwóch platformach - Devil May Cry 5

Najlepsze gry na PC i Konsole pierwszego kwartału 2019 roku!

  Rzadko kiedy zdarza mi się kupować grę na kilka platform. Z reguły kupuję grę ponownie, gdy nie posiadam jej już na jednej platformie, ale mi jej zaczyna brakować i załatwiam ją sobie za niską cenę na drugą platformę. Jest też taki przypadek, że nie mogę grać na konsoli i kupuję daną grę ponownie PC. I takim przypadkiem jest właśnie Devil May Cry 5, z czego to chyba jedyny taki przypadek w tym roku. Dlaczego nie mogłem zbytnio grać na konsoli? Otóż mój brat uznał, że mam jakąś obsesję na punkcie DMC i zaczyna powoli go drażnić, że gram ciągle w piątkę, czwórkę, trójkę i reboot na każdy sposób. Nie, nie mam żadnej obsesji na punkcie jednej z moich ulubionych serii slasherów w ogóle... wcale nie... no może troszkę. To nie jest tak, że dobiłem w tych grach platyny (poza DMC2, bo to ścierwo) i dalej chce mi się w to grać. Postanowiłem więc ponownie kupić grę na PC, by w spokoju cieszyć się jedną z moich gier generacji (takie uznaję, jeśli bawiłem się najlepiej z gier na czasy PS4/XONE). O tym, jak uwielbiam piątkę pisałem wiele razy (nawet moja pierwsza recenzja była o DMC5), a do tego szykuję rozliczenie. Powiem tylko, że zabawa była równie wielka, co na konsoli i mogłem grać tyle, ile zechciałem. Wciąż ten cudny system walki z czwórki, podrasowany pod każdym względem, piękna grafika, elementy wzięte z reboota (fizyka postaci, liniowość poziomów) oraz całkiem prosta i w połowie dość przyspieszona, ale przyjemna opowieść z fajnymi bohaterami.

   Tym bardziej ,,zmotywowało" mnie do ponownego kupna ogłoszenie grywalnego Vergila, który jest jedną z moich ulubionych postaci w historii gier (to samo mogę powiedzieć o Dante i Nero). Zakupiłem już go na konsoli, ale pewnie kiedyś kupię ponownie na wersję PC, gdyż gra się nim zarąbiście. Weźcie model z czwórki, podrasujcie go, dajcie mu nowe ruchy, klona i mamy sukces. Gdyby jeszcze dodano kolejne postacie... 


Gra z muzyką, która po dziś siedzi mi w głowie - Dark Souls Remastered

   Nieważne czy lubicie gry From Software, czy nie to jedno trzeba im przyznać: soundtrack w tych grach jest fantastyczny. Nawet najsłabszego bossa jest w stanie choć trochę uratować naprawdę dobra, klimatyczna oraz wywołujące gęsią skórkę muzyka. Ukończyłem dwójkę, trójkę, Bloodborne oraz Sekiro, jednak Demon's Souls i jedynki nie. Demony ogram dopiero w 2021 (jeszcze nie jestem posiadaczem konsoli PS5), zaś przygodę z pierwszą częścią zakończyłem dwa miesiące temu. Jak zatem sprawdził się soundtrack? Wyszedł naprawdę świetnie. Uspokajające brzmienie kapliczki Firelink czy motyw z napisów końcowych przynoszą ukojenie i relaksację. W walce z tym piekielnym duetem towarzyszy muzyka budujące wrażenie epickiego pojedynku. Gwyn i Artorias nie tylko posiadają chyba najlepsze utwory w grze, ale i też powodują u grających smutek (jeśli poznamy tylko ich historie). Niektórzy bossowie budują nią niepokój, a u innych... po prostu brzmi dobrze. Grałem w wiele gier w tym roku i ze wszystkich to właśnie Dark Souls wygrało pod kątem muzyki. Zachęcam do posłuchania.


Najlepsza gra z piękną grafiką - Red Dead Redemption 2

Red Dead Redemption 2 - wyniki sprzedaży po trzech dniach

   Mówię z góry i to będzie niesprawiedliwe, Red Dead Redemption 2 jest najpiękniejszą grą ósmej generacji (Cyberpunka wliczam w kolejną). Grałem trochę i mówię, że ładniejszej gry na PS4/XONE prawdopodobnie nie znajdę. I dlaczego piszę, że to niesprawiedliwe? Ze względu na The Last of Us 2, DMC5 czy Uncharted 4. Te gry również są absurdalnie piękne i ma mnóstwo szczegół, tylko różni się skala. Te 3 gry są liniowe, zatem można tutaj poszaleć. W grach z otwartym światem dalej trzeba trochę się powstrzymać w związku ze skalą. Takie AC Odyssey musi sobie doczytywać tekstury na kamieniach, a świat jest ogromny. Pod tym względem Red Dead wywala mi mózg. Gra jest olbrzymia, a mimo to jest przepiękna, ma sporo szczegółów, ślicznie zrobione (choć potwornie długie) animacje... o tym jednym szczególe, przez który odbiło graczom nie wspomnę. Podsumowując: TLOU2 może mieć ładniejsze szczegóły i lepiej zrobione lustra, ale skalą bardziej mnie powala Red Dead, który pokazuje, że można zrobić piękne i ogromne światy na starych konsolach (co nie, Cyberpunku?). 


Gra, którą zacząłem, lecz do tej pory jej nie dokończyłem - Spider-Man

Sony Spider-Man - Gry na PlayStation 4 - Sklep komputerowy - x-kom.pl

   To jeden z dziwniejszych przypadków, jaki mnie spotkał (tuż koło gier multi). Na nowego Spider-Mana miałem chrapkę od jakiegoś czasu. Nie tylko dlatego, że to nowa produkcja Insomniac (dzięki ich Ratchetom zacząłem interesować się grami), ale też to gra o jednym z moich ulubionych super bohaterów w ogóle. Poczekałem na recenzje i opinie graczy, wyszła po prostu gra z otwartym światem o pajączku z podobną walką do tytułów z Batmanem. To mnie tylko nakręciło, bo prawdę mówiąc dziwnie by było grać w Spider-Mana bez bujania się swobodnie po całym mieście. Grę kupiłem, odpaliłem, doszedłem gdzieś do pierwszej walki z Mr. Negative i... na tym stanąłem i nie tknąłem gry dalej. Wiecie, co w tym jest najgorsze? Naprawdę dobrze się bawiłem. Bujanie się na pajęczynie po mieście zostało wykonane prosto i solidnie. Dawało mi to satysfakcję z podróżowania i znajdywania znajdziek. Sama walka była też całkiem spoko, chociaż jeszcze jej nie rozwinąłem. O fabule i postaciach nie będę mówił, bo nie skończyłem gry i ocenianie ich na wczesnym etapie nie byłoby zbyt dobrym pomysłem. Z kolei podoba mi się możliwość tworzenia tylu kostiumów dla Petera. Taka pokaźna ilość strojów robi spore wrażenie. 

   Naprawdę nie wiem, dlaczego tak się stało. Być może przyszły inne gry do ogrania, może nie miałem czasu... a może ten problem z grami po sieci zaczyna powoli dotykać gry dla jednego gracza, czego bym na pewno nie chciał. Muszę się zebrać i dokończyć Spider-Mana, bo w sam w sobie jest całkiem niezłą grą.


Najlepsza gra, którą tylko obserwowałem - Nioh 2

Nioh 2: Dicas para sobreviver aos combates mais difíceis - 02/04/2020 - UOL  Start

  W tej kategorii chodzi o to, że grę poznałem poprzez jej oglądanie. I zanim mi się tu rzucicie do gardła za obejrzenie gry na YT, już śpieszę z wyjaśnieniami. Owego Nioha 2 posiadam, ale był to prezent dla mojego brata. Wolałem, by sam w to zagrał i skończył grę bez mojej pomocy. Mimo to wpadałem do niego do pokoju sprawdzić, jak sobie radzi. Głównie z tego względu, że jedynki do dzisiaj nie skończył uznając ją za trudną (tak naprawdę szedł tylko w zdrowie, a nie w atak), którą ja potem musiałem dokończyć. W każdym razie oglądam sobie nowe dzieło Team Ninja i gra naprawdę mi się spodobała. Nie ogarnąłem co prawda fabuły (nie śledziłem jej), ale styl, klimat, sama walka oraz przemiany w yo-kai robią na mnie wrażenie. W sumie to wszystko to i tak rozwinięcie pomysłów z jedynki. Jestem pewny, że gdy dobiorę się do tej gry i skończę zaległości, będę się świetnie bawić. I żeby nie było, sam też chwilkę grałem. Co prawda wersję demo oraz jedną misję poboczną, ale grałem.


Najlepsza gra, którą kiedyś nienawidziłem - Grant Theft Auto V

Gra Grand Theft Auto V - GTA V (PS4) - HDmarket.pl

   Nigdy nie lubiłem GTA 5. Nie było to zbytnio spowodowane samą grą, ale przez mojego brata. Widzicie, w pewnym momencie dobrał się do tej gry i miałem bardzo podobną sytuację, jaka była później z Fortnite. Mianowicie grał całymi dniami na konsoli, nie pozwalał mi grać i od razu się ze mną bił o dostęp do sprzętu, a gdy nareszcie była moja kolej, to skarżył się rodzicom, że za długo gram i teraz jego kolej. W tamtym czasie posiadałem tylko PS4, zatem z grania na PC nici. Teraz, gdy dorwałem nowy komputer, sytuacja się zmieniła. Gra teraz w GTA na komputerze (CHWAŁA EPICOWI ZA ROZDAWANIE GIER ZA DARMO!), gdy najdzie na niego ochota, a ja spokojnie odpalam konsolę. Dlaczego zatem dałem szansę tej grze? Kupiłem Red Deada 2, zagrałem i w sumie mnie zaciekawiło, jakie będą różnice miedzy nim, a Grand Theft Auto (nie grałem w jedynkę). Usiadłem do kompa, odpalam i.... zasiedziałem się. Nie spodziewałem się tak dobrej gry z miarę prostą historią, ale charakternymi i barwnymi postaciami. Rozgrywka również mi się spodobała. Strzela się całkiem przyjemnie, poruszanie postacią nie jest toporne, a samochody... akurat w poruszaniu się pojazdami jestem kompletnie do dupy. Znajdźcie mi auto, a prędko je zniszczę. Mimo to zacząłem wtedy dostrzegać, czemu mój brat polubił tę grę. Jest naprawdę wciągająca. A towarzysząca akcja i postacie na długo pozostaną w mojej pamięci.


Najlepsze gra, które obecnie przechodzę - Ghost of Tsushima

Ghost of Tsushima Update Brings New Difficulty, Additional Accessibility  Options to the Game - IGN

     Na ten moment to jedyna gra, jaką obecnie przechodzę na konsoli. Wciąż mnie czeka Medievil, właśnie zaczęty i wspomniany wyżej Spider-Man oraz Persona 5 (i pewnie na kiedyś Nioh 2 z toną innych gier), ale wolę się skupić na jednej grze. Ghost of Tsushima jest tym, czego chciałem od wielu lat, czyli Assassin's Creed w Japonii. Ale nie RPG, tylko bardziej w stylu starszych odsłon. I to właśnie dostałem. Jestem już w drugim akcie, jestem zadowolony tą grą, ale nie dałbym temu miana gry roku. O tym za chwilę. Co mi się w tej grze podoba to ten absurdalny (w dobrym sensie) klimat Japonii. Suker Punch spisało się na medal odwzorowując... chyba najlepiej do tej pory Feudalną Japonię. Jasne, można się kłócić o szczegóły historyczne, ale to i tak nic w porównaniu do czołgu w AC: Revelations (pamiętacie ochronę kryjówek?). Walka jest również prosta, co w AC, ale nie jest oczywiście taka sama. Nie ma kółeczkowania i tych automatycznych zabójstw po zrobieniu kontry. Pod tym względem walczy się całkiem spoko. Nie lubię trochę tych przedmiotów, jak Kunai i bomb, bo wydają mi się być trochę nieużyteczne. O truciźnie się nie wypowiem, bo nie korzystałem z niej dużo, zaś łuki są fantastyczne. Skradanie się jest proste i to jest rzecz, o którą ludzie mają problem. Przyznaję, jest łatwa, nie tak bardzo rozbudowana, ale na moje jakoś lepiej się spisuje, niż AC... w ogóle lepiej niż ostatnie odsłony, gdzie ten segment bardziej zanika (nie wiem, czy Valhalla przywraca ważność skradania). Nie powiem jeszcze nic o pancerzach, talizmanach, opaskach itd. Głównie dlatego, że mam tego dość mało i nie mam jak porównać, czy czuję jakieś zmiany w noszeniu ich. Na pewno odczuwam różnice w ulepszeniu katany Jina oraz jego... to jest nóż służący do Seppuku, ale tutaj jako krótki nóż do zabijania? Wybaczcie, ale ja nie ogarniam do końca katan. Jeśli można, niech ktoś mi napisze, co to za miecz? Opowieść wydaje mi się również prosta. Ot, Jin wraz z wujem i sprzymierzeńcami chce powstrzymać Mongołów przed przejęciem Tsushimy. Na razie podoba mi się ten wątek, gdzie Jin zaczyna stosować ruchy niesamurajskie, by przeciwstawić się najeźdźcom, co trochę rozumiem, bo w przypadku, gdy jesteś na straconej pozycji, to lepiej rzucić zasady uniemożliwiające prostszego osiągnięcia celu. Może nie we wszystkim, ale na inwazji to chyba dobre myślenie. 

   Chyba to tyle, co napiszę o Ghost of Tsushima. Gry jeszcze nie skończyłem i nie mam już nic do dodania. Wcale nie dlatego, że napisałem na jej temat tak dużo. Mogę jeszcze wspomnieć, czemu nie dałbym tej gry jako grę roku. O ile cieszy mnie sukces tej gry, wybór graczy właśnie GoT na to miano i gra zwyczajnie mi się podoba, to dalej w dużej mierze stary AC, którym raczej nie dałbym takiego miana (może Black Flagowi). 

 

Gra, która głównie mi służyła do zabicia nudy - Genshin Impact

Genshin Impact - Plebiscyt Tech Awards 2020

   Macie czasami tak, że nie wiecie, co by tu odpalić, bo czym wybieracie coś losowego? Ewentualnie nudzi wam się i nie chce wam się grać w to, co ostatnio przechodziliście? No to u mnie takim czymś było Genshin Impact z jednego, ale to bardzo ważnego powodu... no i tego drugiego, mniejszego. Tym ważnym były oczywiście WAIFU i HUSBANDO. Cała masa pięknych pań i panów, których wyrwano z anime. Tym drugim powodem było granie za darmo. I jak tu nie skorzystać? Nie będę porównywał do Zeld, bo zwyczajnie nie grałem, zatem Genshin jest dla mnie czymś nowym. Podróżowanie po świecie jest całkiem spoko. Terenu i lochów do przejścia jest sporo, walka jest prosta i przyjemna, postacie są różnorodne i fajnie się korzysta z ich umiejętności. Nie ogarnąłem jeszcze całego levelowania poza 20 poziomem. I cóż... jedyne, co robię, to łażę sobie po świecie, zabijam potworki, wykonuję zadania, gotuję sobie i sobie losuję panie oraz panów. Mam tylko taki problem, że to po prostu odpalam zbyt rzadko, przez co wydaje mi się, że wszystko leci jakoś tak wolniej (mowa o Adventure Rank). W fabułę jakoś tak mocno się nie skupiłem. Ot, gra na nudne chwile i spełnia swoje zadanie. Jest też idealną odskocznią od wszystkich większych gier. Myślę, że poświęcę tej gierce trochę więcej czasu, bo przyjemnie się w to gra. A oprawa i styl anime tylko do tego zachęcają. 

    I tak wyglądał mniej więcej mój rok. Oczywiście ogrywałem więcej gier, ale 2020 głównie mi służył do nadrabiania zaległości. Jak zatem było z wami? I skoro jeszcze piszę, to życzę wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku! Niech uda wam się dorwać konsole nowej generacji/ulepszyć kompa, zagrać w więcej dobrych gier, mniej wojen konsolowych i... niech 2021 nie okaże się takim syfem, jakim był 2020. Do zobaczenia!

 

Oceń bloga:
27

Komentarze (34)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper