Sakura Wars V: So Long My Love (recenzja gry) - najgorsza gra w serii ?

BLOG RECENZJA GRY
373V
user-78296 main blog image
Sejman22 | 25.11.2023, 12:32
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

LonG3R28 przypomniał mi niedawno przez przypadek, że zapomniałem zrecenzować jeszcze jednej gry z oryginalnych ,,Sakur''. Z tego powodu postanowiłem zrobić recenzję owego zaległego tytułu, a mianowicie Sakura Wars 5: So Long My Love. Pod koniec tej recenzji znajdziecie małe podsumowanie dot. serii, oraz krótki poradnik jak zacząć z serią nie znając języka japońskiego. Recenzja gry dotyczy wersji na PS2 od NISA.

 

Sakura Wars V: So Long My Love

 

Data wydania: 2005 (JPN, PS2), 2010 (NA, PS2), 2010 (NA/EU, Wii)

Platforma: PS2, Wii

Gatunek: Cross Genre Game (Visual Novel, Dating Sim, tactical RPG)

Developer: Sega Global Entertainment 2 R&D, licencja: Red Entertainment

Ostatnia gra od tego developera: Valkyria Chronicles 4 (2018)

Wydawca: Sega (JPN, PS2), NISA (NA, PS2), NISA (NA/EU, Wii)

Producent: Yuji Naka

Art design: Kosuke Fujishima (Tales of), Hidenori Matsubara (Neon Genesis Evangelion)

Kompozytor muzyki: Kohei Tanaka (One Piece, Gravity Rush)

Zachodnia lokalizacja: tak (PS2 - od NISA, Wii - od Idea Factory)

Średnia ocen na Metacritic (od dziennikarzy / od graczy): 81% / 85% (wersja PS2), 75% / 85% (wersja Wii)

 

 

Męczarnie NISA z Segą i Sony

 Sakura Wars V: So Long My Love jest ostatnią dużą grą w serii z popularnych w Japonii oryginalnych ,,Sakura Wars'' i zarazem pierwszą (jak dotąd również jedyną), która doczekała się oficjalnej lokalizacji na Zachodzie. Za wydanie i tłumaczenie tej gry nie była jednak odpiedzialna Sega (właściciel i twórca tego IP) tylko NISA. Pierwotnie NISA planowało wydanie wszystkich dostępnych części Sakura Wars na Playstation 2: Sakura Wars: In Hot Blood (remake ,,jedynki'' z Saturna na PS2), Sakura Wars 3: Is Paris Burning (port z Dreamcasta na PS2), Sakura Wars 1+2 (remaster na PSP) i Sakura Wars 5: So Long My Love. Jednak sprawy się mocno skomplikowały. NISA i Sega chciały podzielić się pracami nad lokalizacją tych tytułów tzn. za lokalizację SW1 Remake i SW3 (PS2) miała być odpowiedzialna Sega, zaś za SW1+SW2 (PSP) i SW5 - NISA. Na wydanie pierwszych dwóch gier w 2005 roku, w ostatnim momencie nie wyraziła zgody sama Sega i to pomimo ... przetłumaczenia i zdubingowania rimejku na PS2 (WTF, Sega przetłumaczyliście grę i daliście angielski dubbing, ale nie pozwoliliście wydać gry ???). Poniżej ciekawostka, po wgraniu sejwa z rimejku i SW3 (PS2) wyświetli się nam takie coś, co rzeczywiście może sugerować porzuconą lokalizację tych gier:

 W 2006 roku Sega już zmiękła (hmmm... ciekawe dlaczego, czyżby przez sukces Persony 3 ?) i pozwoliła NISA na wydanie tych gier na Zachodzie, ale tutaj przeszkodziło im Sony i zabroniło lokalizacji SW1+SW2 na PSP, w uzasadnieniu Sony napisało (prawdziwy cytat): ,,this is not video game, this is text game''. NISA dopiero w 2008 roku ogłosiło, że będzie wydawać Sakura Wars 5: So Long My Love na PS2, kiedy Sony zaczęło luzować cenzurę tego typu gier na PS3 (Visual Novel). Niestety był to już 2008 rok, kiedy PS2 powoli przechodziło na śmietnik historii. Po wielu przesunięciach daty amerykańskiej premiery, w końcu udało im się wydać tą grę, ale dopiero w 2010 roku jako jedna z ostatnich gier wydanych na PS2 na Zachodzie. Co gorsza grę wydano ... dokładnie w ten sam tydzień z Final Fantasy XIII na PS3 (co ciekawe Sega powtórzyła dokładnie ten sam błąd z rebotem Sakura Wars na PS4 wydając grę w tym samym tygodniu co Final Fantasy VII Remake na PS4). Nie muszę chyba mówić jak to wpłynęło na sprzedaż. NISA starało się ratować sprzedaż tej gry, zlecając Idea Factory na szybko port na ... Wii, ale niewiele to pomogło, gra oczywiście sprzedała się na Wii dużo lepiej niż na PS2, ale nie na tyle, żeby zwróciły się im koszta lokalizacji. Gra sprzedała się na PS2 + Wii w 400 000 kopii (worldwide), z czego 150 000 kopii w Japonii, co czyniło najgorzej sprzedającą się grę w serii, jak i jej porzucenie na rzecz Valkyria Chronicles, które zresztą sprzedało się na PS3 jeszcze gorzej.

 

Witamy w Ameryce

 Po ,,krótkim'' wprowadzeniu, pora przejść do recenzji. Akcja Sakura Wars: So Long My Love rozgrywa się w Nowym Jorku pod koniec lat 20 XX w, rok po wydarzeniach z ,,czwórki'' (bez obaw nie trzeba znać poprzednich gier, żeby cieszyć się fabułą gry). Głównym bohaterem nie jest już Ichiro Ogami jak to było w poprzednich grach z tej serii, lecz jego dziewiętnastoletni siostrzeniec Shinjiro Taiga. Jako świeżo upieczony rekrut japońskiej marynarki wojennej, zostaje wezwany do Imperial Combat Revue w Tokio. Tam dostaje od swojego przełożonego wujka Ogamiego rozkaz udania się do Nowego Jorku, zostając mianowanym nowym kapitanem Nowojorskiej Rewii Bojowej. W inspirowanym Brodway'em Little Lip Theater poznaje swoich szefów, ekstrawaganckiego i zachowujacego się jak otaku Sonniego Sunnyside'a, oraz blond piękność o imieniu Ratchet Auclair. Wraz z rozwojem fabuły Taiga poznaje swoje podwładne: rudą kowbojkę Gemini, czarnoskórą prawniczkę Sagittę (Chairon w wersji Wii), wyglądajacą jak chłopak Subaru, meksykańską loli o imieniu Rikarita (Rosita w wersji Wii), pochodzącą z Kanady lekarkę Dianę, oraz pełniące rolę ,,sekretarek'' z poprzednich gier - Plum i Anri. Początkowym zadaniem Taigi jest udowodnienie, że jest się kapitanem nie tylko ,,przez nepotyzm'' wuja, ale również zadbać o wzbudzenie zaufania do nas wśród dziewczyn, nowego szefostwa, jak i samych mieszkańców Nowego Jorku, co okaże się potem przydatne w obronie miasta przed zbliżającym się złem z strony Nobunagi i jego minionów.

 

Stare dobre Sakura Wars z kilkoma zmianami

 So Long My Love jest typowym przedstawicielem sentai'ów (dla laików nieobeznanych w temacie, to takie ,,japońskie'' Power Rangers) i mecha anime, więc główna linia fabularna raczej nie prezentuje jakiegoś wybitnego poziomu scenariusza (ratujemy miasto przed złem), co wcale nie znaczy, że jest on zły, wręcz przeciwnie, jest naprawdę dobrze napisany. Mamy tu wszystko, czym charakteryzują się tego typu anime: czerstwe i zabawne dialogi, ,,kartonowi'' złoczyńcy (cała plejada japońskiego dziwactwa), klimat wszechobecnej tandety z lat 90, śmieszne ,,Victory Poses'', czy transformacje mechów. Wszystko to zostało podlane steampunkiem, oraz odnośnikami do amerykańskiej i japońskiej popkultury. Jeśli jesteś wychowany na serialach i anime z lat 90 to poczujesz się tutaj jak w domu. Jednak to nie tylko sentai, bo znajdziemy tutaj całkiem poważne podjeście do tematów trapiących dwudziestolecie międzywojenne Nowego Jorku takie jak: rasizm, wysiedlenia mieszkańców biednych dzielnic, bezdomność, nielegalna imigracja, walki gangów, czy zbyt szybko postępująca urbanizacja.

 

 Podobnie jak poprzedniczki gra jest miksem kilku gatunków (w kolejności od największego nacisku po najmniejszy): Visual Novel, Dating Simu, klasycznej przygodówki point & click i taktycznego RPG-a ... bez typowych dla RPG elementów (zdobywanie poziomów doświadczenia, itemizacja, manualny rozwój postaci, grind). Zamiast tego w sekcji gameplayowej nie mamy w ogóle grindu i przez to poziom trudności gry jest zawsze zbalansowany, ale za to ucierpiała przy tym różnorodność znana z typowych RPG-ów. Jak to mówią, coś za coś. Jednak twórcy to na szczęście przewidzieli i podobnie jak to było w poprzednich grach w serii, ,,levelujemy'' nieświadomie w trakcie sekcji Visual Novel / przygodowej. I tutaj do akcji wkracza Dating Sim. Ja wiem, że słowo ,,Dating Sim'' wywołuje u niektórych odruch wymiotny i słowo ,,NOPE'', ale tutaj nie polega on na ,,podrywaniu uczennicy, żeby następnie dobrać się do jej majtek'', lub ,,jak przelecieć szkolną pielęgniarkę / nauczycielkę''. Tego tutaj nie ma, zamiast tego mamy coś w stylu Social Simu znanych z późnieszych Person, Trialsów, czy Fire Emblem (pierwsza gra wyszła w Japonii już w 1996 roku), tylko, że robimy to w trakcie fabuły lub kiedy mamy akurat ,,wolny czas'' (każdy event w trybie przygodowym kosztuje nas 5 minut czasu wolnego, zazwyczaj mamy jego 30 min. lub 1h).

 Rozmowy przeprowadzamy za pomocą starego dobrego systemu L.I.P.S. (Live Interactive Picture System). Na odpowiedź mamy ograniczoną ilość czasów (zazwyczaj jest to kilka sekund), wybierając jedną z kilku dostępnych odpowiedzi. Możemy także ,,nic nie mówić'', to też jest traktowane jako nasza odpowiedź. Rodzajów L.I.P.S. jest kilka, oprócz standardowego mamy coś w rodzaju QTE, gdzie w okreslonym momencie musimy wciskać guziki od pada, czy kręcić ,,młynki'' analogami. Dodali także możliwość robienia zdjęć. Niestety nie wiedzieć czemu, twórcy zlikwidowali mój ulubiony ,,Conversation LIPS'', a także pozbyli się całkowicie minigier dla każdej z postaci. Tutaj mają ode mnie mały minus. Dobra / zła odpowiedź jest sygnalizowana odpowiednim dźwiękiem, dzięki czemu wiemy, czy dobrze wybraliśmy, czy nie. Im więcej ,,dobrych odpowiedzi'' tym nasza dziewucha jest silniejsza w kolejnej walce (ma lepsze statystyki), im bardziej ją denerwujemy tym jest coraz słabsza w walce (ma gorsze statystyki). Statystyki dla każdej z dziewcząt się resetują po każdej walce, dzięki czemu każde podejście do gry przebiega nieco inaczej. Dziewczyna z największym ,,affinity'' (numer 1) = jej ending.

 No dobra, ale jak wygląda system walki w So Long My Love ? Mówiąc w skrócie jest to protyp BLiTZ z Valkyria Chronicles (w końcu ci sami twórcy). Dokładnie przypomina to ten z VC2 i VC3 na PSP (skakanie pomiędzy mapami). Jako, że jest to prototyp to nie należy się spodziewać tutaj cudów, od taki standardowy turowy system walki, gdzie poruszamy się swobodnie po mapie wduszając przycisk odpowiedzialny za atak, obronę, atak specjalny, leczenie, czy nowość w serii - Coop Attacks. Im częściej go używamy w walce, pomiędzy postacią X i Y, tym więzi pomiędzy tymi postaciami stają się coraz silniejsze, co możemy zaobserwować w menu (drugi obrazek u góry). Co ważne Coop Atacks również levelujemy, co jest sygnalizowane odpowiednim dźwiękiem w bitwie. Nasz kapitan może także w trakcie bitwy zmienić ,,formację'' na bardziej ofensywną, zbalansowaną, czy defensywną, ale jako, że gra jest dosyć łatwa, to używałem tego może kilka razy. Powiększono również mapy, ograniczonia sprzętowe rozwiązano tak jak już wspominałem, tak jak w VC2 i VC3, gdzie nasze mechy mogą przeskakiwać pomiędzy mapami. Popracowano również nad celami misji, te są naprawdę różnorodne, dzięki czemu każda misja jest unikalna np. mamy mapę z bossem, gdzie musimy uważać, żeby on nas nie ,,wyautował'' poza dach wieżowca, kryjąc się za klimatyzatorami, albo moja ulubiona mapa, gdzie ,,gramy w curlinga'' przesuwając posągi. Poza tym dodano również ,,bitwy powietrzne'', które moim zdaniem są jednym z najsłabszych elementów gry. Niewiele to zmienia w gameplayu, a tylko irytuje zbyt blisko umiejscowioną kamerą. No i latanie w serii o mechach ? To pasuje jak pięść do nosa.

 

Problemy

 Tak jak już wspomniałem, bitwy powietrzne to największy minus tej gry, ale ,,piątka'' ma też inne problemy. Początek historii stanowczo za wolno się rozwija. Przydałoby się też coś w rodzaju prologu, bo gra nienajlepiej wprowadza w świat Sakura Wars np. nowicjusz nie będzie wiedzieć kim jest koleś o imieniu Kayama / Ogami, czy jak pobieżnie potraktowana została tytułowa Sakura (widzimy ją tylko przez pierwsze 5 minut gry, by potem na zawsze zniknąć). Krótkie wprowadzenie z postaciami z poprzednich gier na pewno by nie zaszkodziło tej grze, a tak to mamy ,,Ej koleś, zostajesz kapitanem New York Combat Revue i wypad do NY''. Gra ogólnie ma też spore problemy z pacingiem, początek rozwija się za wolno, druga połowa gry za szybko, tak jakby developerom brakowało w pewnym momencie czasu na dopracowanie historii. Jednak końcówka gry z Nobunagą jest świetna i warto było przemęczyć się przez nienajlepszy początek. Same rozdziały są trochę za długie (8 rozdziałów po 3-4h każdy), moim zdaniem lepiej byłoby dać więcej odcinków (12), ale krótszych (2-3h), pozywtywnie wpłynęłoby to na pacing. Gra hula na silniku z Skies of Arcadia (w końcu ten sam developer) i prezentuje się jak na ten typ gry ładnie, ale wydaje mi się, że ,,trójka'' na Dreamcaście wyglądała dużo lepiej (nie wiem czy to wina silnika, który ewidentnie był projektowany pod DC, czy niższego budżetu). Muzyka od Kohei Tanaki oczywiście nie zawodzi, mamy tu jazz z lat 20-30, jak i ... gospel oraz muzykę country (japoński gospel i country LOL).

 VA również klasa sama w sobie, jednak tylko w wersji PS2 mamy do wyboru japoński dubbing, wersja Wii ma tylko angielski. Sama jakość tłumaczenia, też nie jest perfekcyjna (zwłaszcza w wersji Wii, gdzie zmieniono nawet imiona niektórych postaci), mam wrazenie, że niektóre zdania były tłumaczone przez NISA zbyt dosłownie. Jeśli lubiłeś Ratchet to problemem też moze być, że jej ,,route'' jest dostępny dopiero po pierwszym przejściu gry.

 

Podsumowanie

 Wracając do pytania z tytułu recenzji. Czy to jest najgorsza gra w serii ? Na pewno nie (Sakura Wars 2019 exist). Jakbym miał zrobić osobisty ranking gier to wyglądał by on tak:

1. Sakura Wars 3 (Dreamcast, PS2)

2. Sakura Wars 2 (Saturn, PSP)

3. Sakura Wars (Saturn, PSP) 

4. Sakura Wars: In Hot Blood (remake ,,jedynki'' na PS2)

5. Sakura Wars 5 (PS2, Wii)

6. Sakura Wars 4 (Dreamcast)

7. Sakura Wars 2019 (PS4)

 So Long My Love to wciąż bardzo dobry tytuł w serii, po prostu wcześniejsze gry miały jeszcze lepszą historię i lepiej napisane postacie. W ,,piątce'' parę rzeczy sknocono (pacing, brak minigier, walka powietrzna), ale również parę rzeczy poprawiono (Coop Attacks, większe mapy, różnorodne cele misji). Ogólnie polecam wszystkim fanom tego typu gier. O ile macie sporo kasy, bo gra kosztuje teraz minimum 100$ (parę lat temu było to jeszcze więcej, bo minimum 200$ za wersję PS2). Jeśli chcecie zacząć swoją przygodę z tą serią to macie dwa wyjścia: Sakura Wars 1 (Saturn) + fan translation patch, potem czekać na fan translation patch dla pozostałych gier (które są w drodze). Ewentualnie kupno lub emulacja Sakura Wars 5. Nie polecam zaczynać od gry na PS4, bo to zupełnie co innego. Jeśli znasz język rosyjski i masz starego kompa z Windows XP, to możesz ograć Sakura Wars 1+2 na PC (gry niestety nie działają na nowszych systemach operacyjnych).

 

 

Oceń bloga:
11

Ocena - recenzja gry Sakura Wars: So Long, My Love

Atuty

  • dobra historia, szczególnie końcówka
  • bardzo dobrze napisane postacie
  • epizodyczność jakbyś oglądał anime
  • ładny art style
  • muzyka od Kohei Tanaki
  • zabawni ,,kartonowi'' złoczyńcy
  • kilka poprawek w gameplay'u (Coop Attacks)
  • różnorodne mapy i cele misji
  • unikalny setting (Ameryka lata 20 XX wieku)
  • bardzo dobrze wykonana kolekcjonerka (wersja PS2)
  • bardzo dobry japoński Vocie Acting
  • jeśli lubisz Gemini to jest jeszcze dedykowany jej spin-off (Sakura Wars 5: Episode 0), niestety ale tylko po japońsku
  • niesamowita regrywalność (nie da się zobaczyć wszystkich eventów za jednym podejściem, żeby zobaczyć wszystko musisz przejść grę kilka razy)
  • 6 unikalnych zakończeń

Wady

  • początek historii zbyt ślamazarny
  • problemy z pacingiem
  • przydałby się jakiś prolog dla nowicjuszy
  • takie sobie walki powietrzne
  • brak minigier
  • trzeba przejść grę przynajmniej raz, żeby odblokować ścieżkę z Ratchet
  • kiepska jakość tłumaczenia i bugi w wersji Wii
  • wersja Wii tylko z angielskim dubbingiem
  • nadal brak portu na nowe platformy (PC/Steam, PS4, Switch)
  • gra jest dosyć droga (brak portów i wersji cyfrowej robi swoje)
  • raczej nie dla osób uczulonych na anime
Avatar Sejman22

Sejman22

So Long My Love może nie jest tak dobre jak pierwsze trzy części, ale to wciąż bardzo dobra gra dla fanów ,,hybryd''. Niestety nadal brak wersji na Steam, PS4 czy Switch, przez co zdobycie tej gry legalnie jest dosyć kłopotliwe i kosztowne. Pozostaje tylko czekać na cud w postaci remastera z strony Segi.
Grałem na: PS2

Komentarze (12)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper