Intrygujące anime
Dziś miał być wpis o „mądrej książce”, którą niedawno wypożyczyłem z biblioteki, ale, niestety, jeszcze go nie skończyłem… Dlatego postanowiłem zamieścić recenzję drugiego anime, które obejrzałem w tym sezonie.
Tym razem jednak byłem bardziej zadowolony, niż poprzednio. Jednak The Apothecary Diaries też osiągnęło całkiem niezłą oglądalność, choć mniejszą niż przygody Frieren.
Ale do rzeczy.
Pałacowe intrygi
W fikcyjnych starożytnych Chinach tytułowa zielarka - młoda dziewczyna o imieniu Maomao -zostaje porwana i trafia do Pałacu Cesarskiego. Tam pokazuje swój geniusz, zarówno jako zielarka, ale i w innych aspektach. Sama postać jest dość ciekawa i intrygująca – wielu rzeczy dowiadujemy się o niej z czasem, jej postać jakoś się „rozwija”. Choć i tak po tych 24 odcinkach czuję, że jest tego więcej.
Drugą ważną postacią jest Jinshi. Ten przystojny i młody mężczyzna jest zarządcą części pałacu, do której trafiła Maomao. Spodziewałem się między nimi wątku romansowego i pomyliłem się jedynie w 50%. To znaczy, wątek jest, ale jednostronny. Niemniej, ich interakcje są zwykle najciekawszymi i najbardziej zabawnymi w całym serialu. Jednocześnie, Jinshi skrywa jeszcze więcej tajemnic niż Maomao. Dość powiedzieć, że jego pozycja w Pałacu jest podejrzanie wysoka. Od czasu do czasu widzowie dostają drobne wskazówki, co do jego tożsamości.
Wśród postaci drugo- i trzecioplanowych pojawiają się cesarskie konkubiny (jednej z nich już w pierwszym odcinku zaczyna służyć Maomao), wojskowi, inne służące i służący, a także „pracownice” lokalnych „domów uciech”… Przekrój i barwność tych bohaterów jest dość spora. I choć w większości stanowią tło, to dowiadujemy się o nich różnych rzeczy – o ile jest to potrzebne fabularnie.
Musze przyznać, że twórcy całkiem nieźle balansują między poważnymi tematami a komedią. Choć nie jest też idealnie, ale o tym za chwilę. Podobały mi się tła, animacje i modele postaci. Szczególnie, gdy się „zmieniały” – a to „malały”, a to Maomao stawała się bardziej „kocia” (w końcu jej imię pochodzi od „miau miau”). Trochę standard dla anime, ale jednocześnie te „zmiany” powodowały każdorazowo uśmiech na mojej twarzy. Ciekawy też był odcinek pokazany z perspektywy osoby, która cierpi na prozopagnozję. W warstwie dźwiękowej nie mam zastrzeżeń do tej produkcji.
Pałacowi idioci
Mam jednak całkowicie inną uwagę – dlaczego w Pałacu Cesarskim pracują sami idioci? W pierwszej części sezonu jeszcze tak tego nie dostrzegałem (choć i wówczas pojawiły się już pewne oznaki), ale w drugiej twórcy trochę przegięli. Maomao, jak na zielarkę, jest zbyt genialna. W pewnym momencie czułem się, jakbym oglądał kolejne isekai z OP protagonistą, bo Maomao potrafi wszystko. I to dosłownie, bo nie mam tu na myśli tylko zielarstwa czy ziołolecznictwa, ale na przykład florystyki czy obróbki metalu. Miałem wrażenie, że przed przybyciem Maomao wszyscy w Pałacu Cesarza Chin biegali jak kurczaki z urżniętymi głowami. Cud, że pałac przetrwał tyle czasu.
Pierwszy z brzegu przykład: protagonistka musiała pokazać jednemu z wojskowych, że nagromadzenie gazu w niewielkiej przestrzeni i zapalenie tam ognia może spowodować wybuch. Dlaczego ten idiota, ani najwyraźniej nikt inny w pałacu, o tym nie wiedział? Dlaczego dopiero nastoletnia zielarka musiała mu to uświadomić? Przecież to nie ma sensu!
Twórcy zawalili też jeden z wątków, który chyba miał być tajemniczy i jego ujawnienie miało wywołać efekt „wow, tego się nie spodziewałem!”. Nie chcę zdradzić szczegółów, więc napiszę tylko, że pewna prawda została ujawniona tak nagle, że miałem takie „to już, tak szybko?”. Szkoda, bo można było wokół tego zbudować naprawdę ciekawą intrygę. A tu klops.
Na koniec zostawiłem kwestię wspomnianego balansu. W pierwszej połowie sezonu jest on niemal idealny – wątki zabawne przeplatają się z poważnymi i tajemniczymi tak, że nie czuć przytłoczenia przez żaden z nich. Niestety, w drugiej twórcy nieco się pogubili i wątki te zestawili ze sobą nieco dziwnie. Ot, poważna sytuacja związana z utraconą miłością została dosłownie utopiona w zabawnej scence z pewną substancją Po czym, jakby nigdy nic, wrócono do „poważnego” wątku.