Dragon Ball GT v. 2.0

Wczoraj został wyemitowany (przynajmniej na Crunchyrollu) finałowy odcinek Dragon Ball: Daima. Postanowiłem to „uczcić” niniejszą recenzją.
Przyznam szczerze, tekst pisałem „na gorąco” (zacząłem go pisać tydzień temu :)). Dlatego, lojalnie ostrzegam, pojawiają się w nim spoilery. Jeśli ich nie chcecie to zajrzyjcie tylko do Podsumowania i mojej oceny.
Te plusy...
Jeszcze przed premierą Daimy narzekałem że sam koncept nowej serii jest żywcem przeniesiony z DBGT: Goku zostaje zamieniony w dziecko i musi wyruszyć na poszukiwanie nowego zestawu Smoczych Kul, by odzyskać swoją postać. Różnica jest taka, ze tym razem wszyscy zostali w dzieci zamienieni. I o ile na początku na to narzekałem, tak podczas seansu bardzo szybko do tego przywykłem. Było w tym coś nowego, widzieć Vegetę, Piccolo, Kami’ego i Bulmę w ich „młodych” odsłonach.
Jeśli chodzi o postacie to Vegeta wreszcie otrzymał trochę miłości. Nie za dużo, ale przynajmniej został pokazany w formie SSJ 3 (zarówno jako dziecko jak i dorosły). Do tego, w iście toriyamowski sposób, została sfinalizowana jego przemiana w kochającego męża, rozpoczęta jeszcze w Sadze Buu. Jako fan tej postaci muszę napisać z wielką radością – nareszcie! :D
Zdecydowanie na plus jest też coś innego – pokazanie zupełnie innej części świata DB. Bowiem Daima, czyli świat demonów, był do tej pory nieeksponowany. Przecież już od Zetki wiemy, że istnieje tam piekło, a nawet dowiedzieliśmy się o istnieniu Dabury, króla demonów. Ale skąd się w ogóle wziął? Na to pytanie odpowiada Daima i robi to całkiem sensownie. Tak samo jak na bardzo tajemniczą historię Majin Buu – w tym czemu w swojej prawdziwej formie (czyli Kid Buu) był istotą jedynie zdolną do szerzenia chaosu. Oraz, oczywiście, zostało ujawnione dlaczego Mr. Popo, Kaioshinowie, Nameczanie itd. mają spiczaste uszy. Plus dość tajemniczy Neva i jego potężne moce.
Bardzo podobała mi się także oprawa audio-wizualna. Zostało to nieco stonowane po nieco zbyt „growym” Super Super Hero, ale jest duużo lepiej niż w Super. Wygląd postaci i lokacji pokazuje, że jest to właściwy kierunek artystyczny dla przyszłych anime z tej serii. Ponadto, animacje walk to kwintesencja tego, czym od zawsze powinien być Dragon Ball. Jasne, jakieś wpadki pewnie się zdarzyły, ale wątpię, by było ich jakoś bardzo dużo. Podobał mi się zarówno opening jak i ending.
… nie przesłoniły minusów.
Niestety, przyszła pora na moje narzekanie – a jest na co. Zacznę od postaci – tak, pokazano nam dziecięce formy Goku, Vegety itd., ale nie wiem dlaczego większość została zamieniona w ~10 latki, gdy Goten i Trunks (7/8 i 9-letni) stali się niemowlętami… Zresztą, tak samo jak starszy od nich o dobre kilka lat Dende. Rozumiem, że było to potrzebne do fabuły, ale wyszło dość niespójnie…
Inna sprawa, że większość nowych postaci w ogóle zawodzi. Nie moglem przyzwyczaić się do Glorio (typowa postać która najpierw niby pracuje dla wroga, ale na końcu staje po stronie bohaterów), wkurzała mnie Panzy (czyli taka Pan GT, ale za to praktycznie zbędna dla samej fabuły) i chyba tylko Hybis dał się lubić. Nie mogłem też w żaden sposób ogarnąć antagonistów. Szczególnie, że ze wszystkich jedynie Gomah miał jakąś faktyczną rolę w całej akcji.
Najgorsze było jednak pokazanie nowych Smoczych Kul. Zacznę od ich strażników, czyli stworzonych przez Nevę Tamagami. Przez większość czasu serial próbuje nam wmówić, że to niemal niepokonane istoty, by za chwilę dostały łomot od niemal każdej postaci. Do tego ta głupia zagadka logiczna po każdej walce… Choć możliwe, że po prostu odczuwam pewien niedosyt, bo walki, choć intensywne, trwały maksymalnie jeden odcinek.
Druga kwestia związana z nowymi Kulami to smok. W oryginalnym DB dostaliśmy zielonego Shenrona, czyli typowego azjatyckiego smoka. W Zetce zaprezentowany został Porunga, wyglądający inaczej, większy i wyraźnie potężniejszy. Super pokazało nam Super Shenrona, czyli złotego smoka o bardziej wężowatym wyglądzie i skrzydłach (czyli trochę jak quetzalcoatl). Dodatkowo w mandze pojawia się Toronbo, który trochę przypomina salamandrę. O GT nawet nie będę się rozpisywać, bo tam było multum smoków o różnych wyglądach… A co dostaliśmy w Daimie? Zaledwie reskin Porungi! No, bez żartów – od nameczańskiego smoka różni się tylko tym, że jest czerwony. Zawiodłem się kompletnie.
Odchodząc od smoków, lekko zniesmaczyła mnie też „strzelba, która nie wypaliła”, czyli brak nowej fuzji. Nie oczekiwałbym jej jednak, gdyby twórcy sami jej nie zapowiedzieli pokazując robaczki umożliwiające scalenie. Po co to zrobili, skoro w ostatecznym rozrachunku nie odegrały one żadnej roli? Byłem tym bardzo mocno zawiedziony, przyznaję… Zresztą, w serialu pojawia się bardzo wiele pobocznych wątków, ale niewiele z nich zostało domkniętych. Ot, kwestia zniewolenia demonów przez Gomah. Zostaje to przedstawione jako ważne i coś, co może odwrócić jedynie Kaioshin, ale po jednym (!) odcinku temat zostaje porzucony. Więc nie wiemy co tam się w zasadzie stało. Plus, jak to w DB, pojawiła się tu masa dziur fabularnych, ale też – co gorsza – kompletne zrujnowanie fabuły Super. A to wszystko tylko i wyłącznie przez wprowadzenie SSJ 4, żeby „się fani GT cieszyli”.
Na koniec zostawiłem jeszcze jedną kwestię – ostatnią walkę. Sama koncepcja mi się podobała – pradawny artefakt demonów – Trzecie Oko - daje posiadaczowi olbrzymią moc. I nawet, gdy Goku używa SSJ 4 to na niewiele się to zdaje, bo Gomah wprawdzie jest od niego słabszy, ale nadrabia to regeneracją i nieskończoną energią. To powoduje, że nie da się go tak po prostu pokonać, a trzeba to zrobić sposobem. I przez 99% czasu to gra – aż do ostatniego odcinka, który musiał to zepsuć. A już epilog tego odcinka to istny koszmar… Właściwie, na podstawie 20 odcinka Daimy można by napisać podręcznik pt. „Jak schrzanić zakończenie, by wszystko całkowicie straciło sens”.
Znam jednak przyczynę większości powyższych bolączek – serial miał zaledwie 20 odcinków. Przez to wszelkie kwestie musiały zostać skrócone i mocno ściśnięte. Przypomnę, że sama Saga Namek trwała 31 odcinków – a i to licząc tylko od ucieczki Vegety z Ziemi do przybycia Goku na Namek. Dlatego o ile w Zetce, Super czy GT raz wolniejsze, raz szybsze tempo wydarzeń nie miało zbytniego wpływu na odbiór, tak tutaj mocno to przeszkadza. Ot, Trzeci Świat Demonów jest nam pokazany całkiem dobrze, Drugi został potraktowany po łebkach, a o Pierwszym wiemy praktycznie nic (poza tym, że Pałac Gomah przypominał mi budynek żywcem wzięty z heroesowego Inferno :D). Sądzę, że serial miałby lepsze opinie, gdyby otrzymał jeszcze kilka odcinków. Nie mam tu na myśli dodatkowych 30 czy 100, ale (przecież dość standardowe w anime) 4-5. Wówczas tempo zostałoby utrzymane i jednocześnie moglibyśmy dostać nieco więcej (np. fuzję).