Rewolucja, gruntowne zmiany czy płynny rozwój?
Jason Rubin, Will Wright, Cliff Bleszinski, Lorne Lanning, Trip Hawkins - oni oraz parę innych znanych nazwisk wzięli udział w ciekawej dyskusji odnośnie przyszłości branży i opłacalności jej obecnego modelu biznesowego. Czy czeka nas wielka rewolucja?
Jason Rubin, Will Wright, Cliff Bleszinski, Lorne Lanning, Trip Hawkins - oni oraz parę innych znanych nazwisk wzięli udział w ciekawej dyskusji odnośnie przyszłości branży i opłacalności jej obecnego modelu biznesowego. Czy czeka nas wielka rewolucja?
Jedni twierdzą, że aktualnie branża gier wideo przechodzi załamanie, walczy o przetrwanie i nie przynosi zysków, inni, że rozkwita i - choć często boleśnie - rozwija się na wszelkie możliwe sposoby i kierunki. Zanim poniżej obejrzycie pierwszy epizod Game Theory (w ramach którego odbyła się owa dyskusja), mówiący m.in. o wadach i zaletach rosnącej popularności multiplayera czy gier w serwisach społecznościowych, poniżej wybrałem ciekawe przemyślenia Jasona Rubina co do zmian, jakie przez lata zaszły w biznesie związanym z grami wideo. Jego wnioski są momentami zaskakujące, ale jednocześnie poparte całkiem trafnymi i logicznymi spostrzeżeniami. Przy okazji warto przypomnieć, że Rubin odszedł z Naughty Dog w 2004 roku, zajmując się przez ostatnie lata komiksami, tworzeniem narzędzi na potrzeby Internetu, a ostatnie plotki mówią, że wraz z innymi "ojcem" Naughty Dog - Andym Gavinem - wezmą się własnie za gierkę społecznościową. Jak aktualnie Jason widzi branżę i jej przyszłość?
"Kilka tygodni temu mieliśmy falę odejść z Activision, zwolnienia dotknęły także niedawno Electronic Arts. Duże straty w ludziach. To nie jest oznaka zdrowej branży. Ale mimo wszystko przyszłość zapowiada się w pełni zdrowia. Branża nie zmierza ku zagładzie. Bawimy więcej ludzi, na więcej sposobów niż kiedykolwiek wcześniej. Ale jeśli chodzi o zyski, hity typu AAA nie sprawdzają się"
- twierdzi Rubin. Cokolwiek nieoczekiwane słowa, jak na człowieka kojarzonego ze studiem obdarzającym nas samymi hitami - począwszy od Crasha Bandicoota, a skończywszy na Uncharted 2. Jak się jednak okazuje, powyższa opinia to nie tylko chęć wywołania chwilowego fermentu:
"Jesteśmy w cyklicznym biznesie. Pamiętam tworzenie kartridży i ich wielką opłacalność. Gdy tworzenie gier podrożało, bo robiliśmy je coraz lepsze, ale wciąż wciskaliśmy je na kartridże upakowane drogimi chipami zawierającymi dane - i gry zaczęło robić coraz więcej ludzi, a biznes nie był już tak świetny. Wtedy przyszedł Trip Hawkins i stwierdził: 'A może wrzucać gry na CD?'. Model biznesowy zmienił się z wartego 18-24$ kartridża na CD kosztujące 2$. Nagle biznes znowu stał się dochodowy - era Crasha Bandicoota, gdy CD za 2$ sprzedawały się w 9 milionach egzemplarzy, była w pewnym sensie najlepszym okresem tego cyklu.
Teraz jesteśmy na jego końcu. Gry tworzone za 80 milionów $ wciąż pakowane są na nośniki za 2$, ale ich sklepowa cena - biorąc pod uwagę inflację - jest taka sama jak 10 lat temu. Możecie mówić co chcecie o sprawiedliwości, o akceptowaniu biznesu w aktualnej formie. Ale wydawcy nie notują zysków - a jeśli wydawca nie ma zysku, musi stać się jedna z dwóch rzeczy: musi się zmienić albo zaprzestać robienia gier i odejść z biznesu."
Zawiało trochę pesymizmem, nieprawdaż? Co do zyskowności aktualnego modelu branżowego można się długo spierać, zwłaszcza podpierając się wynikami jednej z firm - ale to akurat faktycznie ewenement. Ciekawie w świetle powyższego brzmi motto zapożyczone od filozofa Francisa Bacona, jakim rozpoczyna się dyskusja:
"Kto nie stosuje nowych środków, musi oczekiwać nowych zagrożeń. Bo czas jest największym innowatorem."
Czy przyszłość przyniesie wielką rewolucję w branży? Załamanie wielkich budżetów, drogie gry dla wybranych (lub wcale), masowe, tanie gierki w serwisach społecznościowych, tudzież ekspansję "średniaków" poprzez cyfrową dystrybucję, jako sposób na zwiększenie zyskowności? Czy może to wszystko jedynie burza w szklance wody? Zapraszam do dyskusji w komentarzach.