Buble na półkach sklepowych, czyli niepokojący przypadek The Evil Within
The Evil Within zebrało dobre oceny w recenzjach i cieszy się sporą popularnością wśród graczy (choć gra nie zdetronizowała FIFA 15 w Wielkiej Brytanii). Należy jednak upewnić się, by nie odpalać rzeczonej produkcji bez pobrania pierwszego patcha, który był już dostępny w dniu premiery.
Czy doszliśmy do momentu, w którym granie offline przestało mieć rację bytu? Niestety na to wskazują ostatnie ruchy wydawców. O "patchu" do Halo: The Master Chief Collection, zajmującym 20GB, już czytaliście. Nie wszystkie osoby wiedzą jednak, że niespatchowane, zakupione w sklepie The Evil Within, odpalone bez łączenia się z Internetem, jest kupką deweloperskiego wstydu.
DigitalFoundry wzięło pod lupę The Evil Within w wersji 1.0 na PlayStation 4. Okazuje się, że gra, która została zapisana na krążkach dostępnych w sklepach jest bardzo niedopracowana i działa nawet do 40% wolniej, niż wersja 1.01 (z patchem premierowym). Przeciętny framerate tej wersji to 20 klatek na sekundę. W wielu miejscach gra potyka się jeszcze bardziej, a wartość fps spada do 10-15 klatek na sekundę.
Wersja "goła" nie działała również w natywnym full HD, a tylko w rozdzielczości 1600x900. Co gorsza - w niespatchowanej wersji występują duże problemy z pop-inem obiektów.
Ekipa Digital-Foundry nie owija w bawełnę i nazywa pakiet, który zaserwował nam wydawca w sklepach "niegrywalnym". Tytuł jest niegrywalny, bo nie ma mowy o normalnym wycelowaniu broni przy 15 fps.
Ten przykład to kolejne potwierdzenie, że wydawcy przestali traktować konsolowe krążki lądujące w sklepach na premierę jako ukończony produkt. Coraz częściej dostajemy tylko coś w rodzaju bety, która otrzymuje patch w dniu premiery (albo później). W odległej przyszłości serwery z patchami do The Evil Within pewnie przestaną istnieć. Gracze chcący pobawić się w takiego "klasycznego starocia" będą zmuszeni do rozgrywki w poślednich warunkach wizualnych.