[gamescom 2010] Wrażenia z Rage!
Do szlachetnego klubu masakratorów graficznych kolejnych miesięcy, czyli Killzone 3 oraz Crysis 2, z przyjemnością dopisujemy Rage. Co więcej, tytuł iD Software ma olbrzymie szanse na wykoszenie całej konkurencji. A wszystko dzięki autorskiemu silnikowi graficznemu id Tech5 Johna Carmacka i spółki, dzięki któremu nawet na najsłabszej teoretycznie platformie Microsoftu gra prezentuje się tak, jak jeszcze żaden inny tytuł na jakiejkolwiek konsoli. To coś znaczy.
Do szlachetnego klubu masakratorów graficznych kolejnych miesięcy, czyli Killzone 3 oraz Crysis 2, z przyjemnością dopisujemy Rage. Co więcej, tytuł iD Software ma olbrzymie szanse na wykoszenie całej konkurencji. A wszystko dzięki autorskiemu silnikowi graficznemu id Tech5 Johna Carmacka i spółki, dzięki któremu nawet na najsłabszej teoretycznie platformie Microsoftu gra prezentuje się tak, jak jeszcze żaden inny tytuł na jakiejkolwiek konsoli. To coś znaczy.
Wiecie jak to jest, im większy ekran LCD, tym zdecydowanie łatwiej wyłapać najmniejsze potknięcia graficzne producentów. A ja lubie się czepiać, dopytywać o głupie szczegóły, o źle nałożoną teksturę, o nakładające sie obiekty czy o aliasing. Weszliśmy z resztą europejskich dziennikarzy do specjalnej sali po czym zapadł złowieszczy mrok. 10 minut później zdałem sobie sprawę, że mimo ogromnych przestrzeni i fenomenalnej oprawie graficznej... w Rage poza minimalnie niedopracowaną animacją niektórych przeciwników nie mogę się do niczego przyczepić. Oprawa jest ostra jak żyleta, brud, zgliszcza i matowe kolory wprost wylewają się na gracza z ekranu, a gra świateł i cieni (szczególnie w oświetlanych sztucznym światłem podziemiach) to coś, czego na dobrą sprawę nie posiada jeszcze żadna inna produkcja. Nie interesowałem się wcześniej Rage, toteż do naprawdę ponadczasowej oprawy graficznej doszło moje zaskoczenie. Przez dobre 40 sekund nie wiedziałem na co mam patrzeć. Obok mnie padały słowa pokroju "confused".
W Rage trafiamy do Industrial Vista, piaszczystego pustkowiska położonego w samym środku wielkiego kanionu. Jeśli miałbym opisać Wam klimat tytułu, z miejsca powołałbym się na skrzyżowanie wydanego jakiś czas temu Borderlands, pierwszych dwóch odsłon Fallouta oraz ekranizacji Mad Maxa z Melem Gibsonem w roli głównej. Tragiczne warunki życia ludzi wywołane zostały uderzeniem asteroidy, zmiatającej na swojej drodze wszystko z powierzchni ziemi. "Miasta", o ile można owe twory w ogóle tak nazwać, wybudowane zostały za pomocą pogiętych, przepalonych blach, wielkich kawałów metalu, drewna lub części zdezelowanych po uderzeniu gwiazdy samochodów. Serio, w Rage aż czuć niemoc i tragedię otaczających głównego bohatera ludzi. Gra wypłaciła mi solidnego kopniaka w twarz. Sam sobie się dziwie, dlaczego wcześniej nie zwracałem zbytniej uwagi na ten tytuł.
W pewnym momencie siadamy za sterami prowizorycznego pojazdu typu buggy czyli małego, zwinnego, dobrze uzbrojonego autka zwiadowczego, ozdobionego czymś w rodzaju nabitnej na metalowy pal bawolej lub byczej czaszki. Po umiejscowieniu się w pojeździe kamera z widoku FPP zamienia się na TPP i z tej perspektywy obserwujemy jazdę. A obserwować jest co, bowiem nawet najmniejszy wybój na drodze doskonale widoczny jest chociażby w realistycznym zachowaniu się zawieszenia pojazdu! Na autku zamontowane są działka obrotowe, przeciwpancerne, znalazło się nawet miejsce dla przeciwpiechotnych ostrzy. Jadąc coraz szybciej spod kół wydziela się coraz więcej zasłaniającego troszkę widok kurzu wymieszanego z pyłem, sam silnik pojazdu nie brzmi może zbyt przekonująco, ale to już argument wymyślony naprawdę na siłę. Aż strach pomyśleć, do czego to wszystko będzie służyło w pełnej wersji gry.
Po chwili dojeżdżamy do miasteczka o nazwie Wellspring. Ma ono za zadanie pokazać zupełnie inny charakter Rage. Pamiętacie, jak przed premierą producenci z iD mówili, że ich tytuł będzie połączeniem wielu gatunków gier? Wellspring jest tego żywym dowodem. Najpierw otrzymaliśmy piękny, wiarygodnie odwzorowany świat, później gra zamienia się w strzelankę, wyścigi, by tutaj płynnie przejść w iście sandboxową formę. Możemy wejść do baru i zagrać z przypadkowymi osobami w różnorakie, wymyślone na potrzeby uniwersum świata zabawy planszowe, wygrać dzięki nim pokaźną ilość pieniędzy i przeznaczyć ją chociażby na broń lub ulepszenia pojazdów. Możemy przyjąć kolejne zlecenie. Możemy również przysłuchać się rozmowe mężczyzn krótko charakteryzujących sobie obrzydliwe warunki swojego życia w sposób niezwykle naturalny i emocjonalnie beznadziejny. Jeśli nad tym wszystkim iD pracowało przez te długie lata, to lepiej, żeby nie było w tym żadnej ściemy.
Ostatni etap rozgrywki stanowił zejście do kanałów celem wytępienia, zatruwających toksynami wodę w wiosce, przedstawicieli Wasted Clan. Z oświetlonych prażącym słońcem pustkowi wbijamy się pod ziemię i... w dalszym ciągu oprawa graficzna nie pozwala wstać przeciętnemu graczowi z kolan. Pomijam już wspomnianą przeze mnie doskonałą grę świateł oraz cieni. Przeciwnicy, otoczenie i podłoże jest tak przepełnione w różnorakie, czasem nawet niepotrzebne szczegóły, że momentami zastanawiałem się jak X360 to wszystko uciągnie. iD przemyśleli nawet fakt, iż wypadałoby zmienić układ leżącego na ziemi trupa po przeszukaniu jego kieszeni (bo przecież niekiedy wypadałoby go obrócić, prawda?). Nie mam pytań. Można również skorzystać z elektrycznej kuszy i zamiast szyć w monstra pokroju pokrzywionego Golluma z Władcy Pierścieni w tradycyjny sposób, otrzymujemy alternatywę w postaci wyczekania odpowiedniego momentu i szybkiego strzału w sam środek kałuży celem porażenia potworów prądem. Widowiskowa śmierć poprzez spalenie elektrycznością murowana.
Po chwili znowu zmienia się miejscówka, tym razem znajdujemy się w Dead City, wymarłym mieście składającym się z poprzewracanych siłą eksplozji asteroidy kamiennych budynków. Zabijamy kolejnych gobliniastych kolesi ze strzelbami, jednak gdy kamera robi efektowny najazd na nadchodzącego z oddali monumentalnego nieumarłego z wmontowanym olbrzymim granatnikiem, wcześniej wspomniane kamienne bloki zaczynają sugestywnie pękać. Nieumarlak jest naprawdę twardy, jego wykoszenie wymagało nie lada arsenału. Ale w końcu się udało, podejrzewam, że w tym momencie ocierałbym pot z czoła. Lecz gdy wszyscy myśleli, że po jego pokonaniu będzie spokój, po chwili nadszedł... wysoki na jakieś 15-20 metrów kolos. Właśnie w tym momencie zdałem sobie sprawę, jak bardzo potrafiły mnie w Rage uderzyć rzeczy zwyczajnie błahe. Strach się bać, co ten tytuł ma sobą jeszcze do zaoferowania.
Rage oferuje tak wielki ogrom możliwości, że nie wiem czy przypadkiem po jego premierze nie będzie trzeba wymyślić nowej nomenklatury gatunkowej gier. Może... "all-in-one"? Jest genialna oprawa, są sekwencje strzelane, eksploracja miast, przetrzepywanie podziemi, są sekwencje wyścigowe, sandboxowe oraz fabularne. Nawet przeciwnicy zaprojektowali zostali z należytą fantazją i jak zapowiadają twórcy, na ekranie telewizora bardzo rzadko potwarzać będą się ich graficzne modele. Czego chcieć więcej? Dla mnie gra iD Software to niekwestionowany kandydat do miana najlepszej gry targów w Kolonii. Jeśli miałbym zabawić się we wróżkę Dalię, może nawet gry roku. [Pyszny, Kolonia]
Ocena wstępna: 9+
PS: Niestety, na indywidualnym pokazie gry obowiązywał surowy zakaz wykonywania jakichkolwiek zdjęć. Z tego względu nie mamy dla Was żadnych graficznych materiałów z Rage (wielka, wielka szkoda - dop. redakcja).