Festiwal Muzyki Filmowej - relacja
To niesamowite jak szybko płynie czas. Wydawać by się mogło, że do rozpoczęcia 4. Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie miną wieki i nigdy się go nie doczekamy, a tu proszę, już ponad tydzień po tym wydarzeniu. Jak było? O tym dowiecie się od naszej korespondentki.
To niesamowite jak szybko płynie czas. Wydawać by się mogło, że do rozpoczęcia 4. Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie miną wieki i nigdy się go nie doczekamy, a tu proszę, już ponad tydzień po tym wydarzeniu. Jak było? O tym dowiecie się od naszej korespondentki.
Niewątpliwie najważniejszym punktem programu, oprócz koncertu w wykonaniu Joe Hisaishiego, był dzień drugi, w którym rozbrzmiewała, po raz pierwszy w Polsce, muzyka z gier. Już sam dojazd tego dnia do Ocynowni dostarczył sporo emocji. A to z powodu wypadku w centrum, który zablokował na jakiś czas niektóre tramwaje. Nauczka na przyszłość- zawsze należy mieć w zanadrzu przygotowany plan awaryjny. Jednak dzięki osobom z Krakowa zdążyłam na czas. Po przybyciu na miejsce moim oczom ukazała się najdłuższa kolejka jaką widziałam w ciągu całego festiwalu. To dobrze obrazowało jak dużym zainteresowaniem cieszył się koncert. W tłumie dość szybko można było odróżnić „graczy” od „zwykłych” uczestników festiwalu - po rodzaju prowadzonych rozmów. Od porównywania kolejnych części serii Final Fantasy, typowania utworów, na żartobliwych propozycjach przetestowania gameplayu Wiedźmina 2 na żywo kończąc. Na sporej wielkości ekranie byłoby to nie lada przeżycie.
Tuż przed samym rozpoczęciem koncertu miało miejsce pewne dość niecodzienne zdarzenie. A mianowicie młody chłopak, wciągając prowadzących w pełną konspirację, na oczach tysięcy zebranych osób poprosił swą wybrankę o rękę. Życzę narzeczonym wielu szczęśliwie spędzonych wspólnie lat. Wieczór rozpoczął Wiedźmin 2: Zabójcy Królów. Premierowa suita skomponowana (jak i cały soundtrack do gry) przez Adama Skorupę i Krzysztofa Wierzynkiewicza robiła niesamowite wrażenie. Sposób w jaki zostały wyświetlone pejzaże z gry przywodziły mi na myśl „Animowaną Historię Polski” Tomasza Bagińskiego. Dobrze zarysowano obecny w Wiedźminie motyw czarodziejek, a pikanterii dodawało znikające ubranie Triss Merigold. Bez zbędnego szokowania nakreślono do jakiej grupy odbiorców jest zaadresowana gra. Niestety muzyce naszej rodzimej produkcji poświęcono stanowczo zbyt mało czasu. Zaledwie dziesięć minut!
Pozostała część festiwalowego dnia należała do Distant Worlds: Music from Final Fantasy. Całość koncertu (również suity do Wiedźmina) dyrygował fantastyczny Arnie Roth. Najlepsza osoba jaką można było wybrać. Z niezwykłą lekkością przedstawiał kolejne prezentowane utwory (pojawił się tu niestety pewien zgrzyt w postaci zbędnych tłumaczeń), jak i obecnych gości specjalnych: Adama Skorupę, Krzysztofa Wierzynkiewicza, Masashi Hamauzu oraz, co wywołało radość na widowni, Hironobu Sakaguchi. Ci ostatni panowie w przerwie koncertu rozdawali autografy. Osobom, którym udało się w ciągu tych piętnastu minut je zdobyć - gratuluję. W tłumie, który po nie ruszył był to nie lada wyczyn. Zagrano muzykę niemal z wszystkich odsłon Final Fantasy. Niewątpliwą perełką była możliwość wysłuchania utworów skomponowanych do XIV części gry. Zagrano też m.i..: Liberi Fatali, Vamo Alla Flamenco - którego solistą był Michał Nagy, Memoro de la Stono, To Zanarkand, Clash on the Big Bringe, Blinded by Ligh, Love Grows, Aerith’s Theme, jak i wspaniale zaśpiewaną przez Annę Ciułę Pehlken, Andrzeja Lamperta i Jarosława Śmietanę operę Maria and Draco.
Atmosfera na widowni była wręcz niesamowita. Po kilku zaledwie dźwiękach rozlegały się radosne oklaski i okrzyki zachwytu. Można by powiedzieć, że niektórzy reagowali wręcz zbyt żywiołowo, ale to jest festiwal z muzyką na żywo, a nie sanktuarium. Towarzyszące partyturze prezentacje wideo doskonale pokazały ogromne zmiany jakie zaszły w całej serii. Niejeden obraz wywołał uśmiech na twarzach graczy, szczególnie te z pierwszych części Final Fantasy. Należy też wspomnieć, że przez wszystkie dni festiwalu, w holu hali była możliwość krótkiego zagrania w gry z tego uniwersum. Po ucichnięciu, wydawałoby się ostatniego aplauzu, część widowni zaczęła się kierować do wyjścia z pewnym niezadowoleniem z braku najbardziej oczekiwanego utworu jakim był One Winged Angel. Kto się zagapił i wyszedł niech żałuje, bowiem orkiestra nigdy bez powodu nie zostaje na scenie po koncercie. Tu bowiem znów wkroczył Arnie Roth i wszyscy już wiedzieli co wręcz musi nastąpić. Bis i upragnione One Winged Angel. Kilkumetrowy Sephiroth wraz z przebrzmiewającym głosem chóru, patrzący na niemal każdego widza z osobna, by potem wkroczyć w płomienie, wgniatał w siedzenia.
Dla fanów twórczości Masashiego Hamauzu to nie był koniec wrażeń. W Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Mahggha miał miejsce kolejny koncert. Dokładnie o północy wystąpił on bowiem z Miną, prezentując utwory z ich wspólnego projektu IMERAUT. Niestety ilość miejsc była ograniczona i nie udało mi się zdobyć wejściówki. Jednak z relacji siedzących obok mnie uczestników festiwalu był to nietuzinkowy w swym brzmieniu występ. Po koncercie osoby z widowni zaproszono do zaimprowizowanej na poczekaniu dyskusji. I tu znów była możliwość zdobycia autografów i zdjęć z bohaterami tego wydarzenia, które trwało do trzeciej nad ranem. I trwałoby znacznie dłużej gdyby organizatorzy festiwalu spotkania nie przerwali.
Kolejnego dnia w tym samym muzeum, odbyły się dwie festiwalowe akademie prowadzone przez Wojciecha Musiała, dziennikarza RMF Classic. Pierwsze spotkanie odbyło się z Arniem Rothem oraz Masashim Hamauzu. Obaj panowie byli niezwykle zadowoleni z poprzedniego dnia. Jak podkreślali nie wiedzieli czego się spodziewać podczas koncertu. Co prawda Masashi Hamauzu znał możliwości polskiej orkiestry, w końcu muzykę do XIII części Final Fantasy nagrywał w Polsce, z Warszawską Orkiestrą Symfoniczną. Jednakże na tego typu koncertach zasiadają fani gry i jej muzyki. Tu jednak mieli do czynienia z festiwalem muzyki filmowej i duża grupa widowni nie znała tego uniwersum. Jak zgodnie stwierdzili, polska publiczność była wspaniała. Cała dyskusja minęła w bardzo przyjaznej atmosferze. Była możliwość zadania pytań przez przybyłych fanów, jak i ponownie zdobycia autografów i zdjęć. Tu jestem, nie ukrywam, pod bardzo dużym wrażeniem osobistej kultury i szacunku dla fanów jaką prezentują sobą ci wspaniali twórcy. To klasa sama w sobie, znamionująca prawdziwie wielkich artystów.
Druga dyskusja odbyła się z Adamem Skorupą, Krzysztofem Wierzynkiewiczem oraz Tomaszem Gopem przedstawicielem CD Projekt RED. Mogliśmy dowiedzieć się o tworzeniu muzyki do gier „od kuchni”, jak i inspiracjach do jej powstania. Wszyscy goście bardzo chętnie odpowiadali na pytania każdego z przybyłych podczas wywiadu, jak i indywidualnie podczas rozdawania autografów. Co ciekawe, chociaż muzyka była tworzona ma komputerze, to również z myślą o wykonaniu jej przez orkiestrę symfoniczną, z nadzieją na nagranie jej w tej formie. Jak każdy wie, album z soundtrackiem do Wiedźmina 2 jest dostępny z grą. Nie wyklucza się wydania w przyszłości płyty osobno, czego sami jej autorzy by chcieli. Bardziej możliwa obecnie jest szansa, że muzyka będzie do ściągnięcia legalnie dla zarejestrowanych graczy, by mogli się podzielić się nią z bliskimi, lecz nie jest to jeszcze pewne na sto procent.
Jak podkreślali organizatorzy 4. Festiwalu Muzyki Filmowej, dzień z muzyką z gier był swojego rodzaju eksperymentem. Można stwierdzić, że jak najbardziej udanym. Powiem jedno, to najwspanialsze koncerty na których dotąd byłam i chcę więcej! Liczę, że festiwal przetarł pewien szlak dla tego typu muzyki i będzie więcej takich koncertów w Polsce. Kto nie był, niech żałuje.
Monika Kowalska, korespondentka PPE.PL