Activision nie uważa zainwestowania 500 milionów w Destiny za strzał w stopę
500 milionów dolarów, najdroższa gra w historii branży, największe przedsięwzięcie, setki artystów, programistów, koderów i ogromna machina marketingowa, która nie pozwalała otwierać lodówki w obawie o natrafienie na masło Guardian i serek homogenizowany Titan. Patrząc na opinie pierwszych graczy można wywnioskować, że całość była jedną wielką bańką marketingową, która pękła po premierze - Activision odpiera te zarzuty.
Roy Stackhouse z Activision postanowił rozwiać wątpliwości dotyczące budżetu gry i tego, czy sprzedaż pozwoli na zwrot kosztów produkcji. Równocześnie chciał pokazać, że Activision nie jest takie bezduszne i chętnie wesprze studia w realizowaniu ich życiowych celów, jakim dla Bungie niewątpliwie było wypuszczenie .
500 milionów zawiera w sobie koszty produkcji, dystrybucji, marketingu itd. Wydaje się to dużą kwotą, ale tak nie jest, bo całość nie idzie wyłącznie w jeden element powyższej wyliczanki. Myślę, że pokazuje to jak wielkim zaufaniem darzymy tę nową markę. To właśnie Activision robi najlepiej - kiedy znajdziemy wartościowe studio, które może dostarczyć taką grę jak Destiny, możemy wprowadzić ich produkt na rynek. Wszystko wskazywało na to, że premiera będzie tym, co usatysfakcjonuje wszystkich.
W maju szef Activision przekonywał o słuszności tej decyzji:
Kiedy stawiasz 500 milionów na jakąś markę, lepiej robić to ze swoją własną.
W ten sposób chciał pewnie usprawiedliwić przed udziałowcami, dlaczego jego firma rzuca się na tak niepewny grunt i jednocześnie obiecuje, że gracze zrobią dokładnie to samo. Z nowymi markami nigdy nic nie wiadomo, a łaska gracza na pstrym koniu jeździ i wystarczą negatywne recenzje od grających na premierze, by zniweczyć plany o społecznościach graczy, którzy pociągną tę grę przez wiele lat.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Destiny.