Graliśmy w Sherlock Holmes: Chapter One. Najlepsza odsłona serii?

Graliśmy w Sherlock Holmes: Chapter One. Najlepsza odsłona serii?

Roger Żochowski | 02.06.2021, 16:00

Po bardzo udanym The Sinking City, które miało sporo problemów wydawniczych, Frogwares wróciło do przygód Sherlocka Holmesa. Zdobyte doświadczenie przy produkcji tytułu rodem z lovecraftowego uniwersum zaprocentowało. Czy więc dostaniemy najlepszą odsłonę przygód słynnego detektywa? Na to wygląda!  

Sherlock Holmes: Chapter One jest tak naprawdę prequelem wcześniejszych przygód rezydenta Baker Street. Poznajemy więc Sherlocka z czasów, gdy miał 21-lat i wyglądał trochę jak netflixowy Lucyfer. Dobrze ubrany, szczupły, przystojny, ale też arogancki, z niewyparzoną gębą, narcystyczny i… naiwny. Jak przystało na wiek. Holmesowi towarzyszy dobry przyjaciel, Jonathan, którego tożsamości nie chcę zdradzać, bo wiąże się z tym naprawdę fajny twist. Choć sprawne oko od razu wyczuje pismo nosem i skojarzy fakty.

Dalsza część tekstu pod wideo

Zamienił Londyn na słoneczną wyspę 

Graliśmy w Sherlock Holmes: Chapter One. Najlepsza odsłona serii?

Para bohaterów przypływa statkiem na Cordonę, inspirowaną Morzem Śródziemnym słoneczną wyspę, gdzie młody detektyw będzie musiał rozwikłać zagadkę śmierci swojej matki i przy okazji wplatać się w okoliczne porachunki na szczytach skorumpowanej władzy. Wiadomo, wszak stare przysłowie mówi, że każdy polityk to menda i złodziej. Taka zmiana z brudnych, deszczowych, mrocznych i zamglonych ulic Londynu jest początkowo dość zaskakująca, bo dominuje tu mocno wakacyjny klimat. Twórcy gry skorzystali jednak z doświadczeń związanych z bardziej otwartym światem w The Sinking City i dali nam do dyspozycji całą wyspę podzieloną na dzielnice. Nie poruszamy się więcej z lokacji do lokacji (choć szybka podróż jest możliwa), ale na własnych nogach.

I muszę przyznać, że kolejne miejsca odkrywa się z dużą satysfakcją, zwiedzając ulice tego urokliwego miejsca. Nie brakuje pięknych plenerowych i bogato zdobionych lokacji nad brzegiem morza, zapełnionego ludźmi rynku, okolicznego cmentarza czy dzielnic biedoty i przemysłowych. Na mapie widać nie tylko podział na wspomniane dzielnice, ale i charakterystyczne budynki, do których możemy wejść jak komisariat, klub wędkarski, kościół czy hotel. To zdecydowanie największa mapa w historii serii i co najważniejsze - w pełni otwarta. 

Podoba mi się to, że mamy tu do czynienia z miastem, w których mieszają się narodowości i kultury. Na ulicach nie brakuje Afroamerykanów, mieszkańców z Bliskiego Wchodu czy Europejczyków. Widoczne jest rozwarstwienie społeczne, osoby z niższych klas nie będą nawet chciały z nami gadać, jeśli pojawimy z pytaniami w gustownym fraku. Trzeba się odpowiednio przygotować a Sherlock może zmieniać nie tylko strój, ale również dołożyć makijaż, akcesoria czy zarost. Na niektórych lokalach widzimy informacje o tym, że kobietom wstęp jest wzbroniony, w roli służących i pokojówek pracują zaś zazwyczaj czarnoskórzy. To wszystko sprawia, że miasto jest naprawdę barwne i wiarygodne. Oczywiście jak na czasy, w których rozgrywa się akcja.

Najpierw pyta, potem bije

Graliśmy w Sherlock Holmes: Chapter One. Najlepsza odsłona serii?

Jasne, mogę ponarzekać na to, że znajdziek jest niewiele, że przydałoby się większe zagęszczenie na ulicach. I czasami, trochę jak w drugiej mafii, podziwiamy widoki i nic poza tym. Zdecydowanie przydałoby się zapełnić wyspę większą liczbą aktywności, choć zawsze miło kupić gazetę w lokalnym kiosku i poczytać, co dalej działo się z osobami, których śledztwa ukończyliśmy. Czy choćby wziąć udział w konkursach, gdzie celem jest odnalezienie skarbów ukrytych na wyspie. Pamiętajmy, że nie jest to jednak tytuł na miarę kolejnych Asasynów, więc czasami da się odczuć, że to produkcja z mniejszym budżetem. Cieszy za to fakt, że poza głównymi śledztwami, które gwarantują około 12-15 godzin przygody, mamy też ponad 30 opcjonalnych spraw (tych bardziej, jak i mniej poważnych), które mogą wydłużyć nam "wakacje" nawet do 40 godzin.

Otoczenie wygląda momentami naprawdę zjawiskowo, cieszą efekty świetlne, zachód słońca prezentuje się bosko, więc braki w budżecie widać przede wszystkim w ruchach postaci i animacjach. Zwłaszcza na scenkach przerywnikowych. Mimika twarzy NPC-ów to nie jest poziom choćby serii The Dark Pictures, ale na pewno lepszy niż w grach Bethesdy jeśli wiecie, co mam na myśli :). Akcję przez większość czasu obserwujemy z perspektywy trzeciej osoby i choć przyjdzie nam walczyć na pieści, dezorientować wrogów tytoniem z tabakiety, a nawet strzelać (najlepiej zabijać wrogów wykorzystując otoczenie, by nie brudzić sobie rąk), to te elementy nie są na pierwszym planie i widać, że można byłoby je trochę dopracować. Jak na Sherlocka jednak przystało największą frajdę będzie nam sprawiało badanie kolejnych spraw i możliwości, jakie za tym idą. 

Hotelowa drama 

Graliśmy w Sherlock Holmes: Chapter One. Najlepsza odsłona serii?

Sherlock na początku gry trafia do hotelu, by doprowadzić do końca swoją pierwszą sprawę. Wydawałoby się niewinną, bo zmęczony podróżą trafia do baru, gdzie przy jednym ze stolików znajduje zostawianą laskę. Po namowach Jona postanawia znaleźć jej właściciela, a raczej dokonać dedukcji okolicznych gości. I tutaj przychodzą z pomocą pierwsze mechanizmy - obracając dokładnie przedmioty możemy trafiać na kolejne, ważne poszlaki. Gdy coś jest na pozór niewidoczne na pierwszy rzut oka (na ekranie widzimy ile możliwych poszlak jest do odnalezienia), możemy skorzystać ze specjalnego trybu detektywa, który pozwala dojrzeć choćby ukrytą zapadnię czy niewidoczne plamy.

Sherlock rusza więc na rekonesans - prześwietlając zebranych w hotelu ludzi niejako szkicuje w locie ich cechy, które wyświetlają się od razu na ekranie. Jeśli oglądaliście ostatnie serialowe przygody Holmesa to doskonale znacie ten efekt. W ten sposób widzimy jakiej dana osoba jest narodowości, w jakim nastroju, co lubi robić, w jakim żyje klimacie, czy ma skłonności do samobójstw czy używa tanich czy drogich perfum, ukrywa za pazuchą broń, jest na jedno oko ślepa itd. Ostatecznie Sherlock musi odnaleźć emerytowanego oficera marynarki, który kieruje go do pewnego arystokraty (Craven) biorącego udział wraz z małżonką (Emma) w sesji spirytystycznej z medium (Luka).

Robi się ciekawie? Będzie jeszcze lepiej. Na miejscu okazuje się, że laska faktycznie należy do Cravena, ale podczas seansu mającego na celu wywołać ducha z przeszłości doszło do bójki. Lekko wstawionemu, agresywnemu arystokracie zginął bowiem podczas sesji sporej wartości diament, a według niego złodziejem jest medium. Jakby tego było mało Emma widząc domniemanego ducha omdlała. Badamy więc miejsce potencjalnej kradzieży, przesłuchujemy świadków i korzystamy z Pałacu Pamięci, kolejnej mechaniki. Tutaj łączymy zebrane wskazówki, choć możemy to robić w nieskończoność metodą prób i błędów, więc trochę to zabija immersję i sprawia, że nie czujemy ryzyka popełnienia błędu. Następnie znając już pewne fakty musimy zrekonstruować seans odpowiednio ustawiając postacie i sceny. Brzmi skomplikowanie, ale wszystko jest w miarę intuicyjne.

Prawda ma dwa końce

Graliśmy w Sherlock Holmes: Chapter One. Najlepsza odsłona serii?

Odtworzona scena zdradza, że całą kradzież widziała w oknie służąca. Przerażona, wszak również zobaczyła ducha, złamała obcas podczas ucieczki, który służy nam jako wskazówka do znalezienia dziewczyny. Jon żatruje, że Sherlock właśnie rusza za swoim kopciuszkiem, a jego aluzje często rozluźniają atmosferę wprowadzając wątki humorystyczne. Właściwą pokojówkę znajdujemy sprawdzając buty, jakie mają na nogach służące, a finał tego wątku sprowadza się do tego, że jako ostatnia diament musiała dotknąć Emma. Aby wyciągnąć tę informację od służącej trzeba było skłamać i bajdurzyć o pisaniu powieści, w której historia opowiedziana przez dziewczynę bez obcasa się znajdzie, ale cel uświęca w tym wypadku środki. 

W międzyczasie korzystamy też z mechaniki podsłuchiwania plotkujących ludzi, odrzucając mniej istotne informacje i zatrzymując te ważne dla sprawy. Co pozwoli nam ustalić, że Emma wcale nie jest w tej historii święta i być może celowo upiła męża przed seansem. Tutaj na wyłapanie właściwych plotek mamy ograniczony czas, ale ponownie, możemy próbować do skutku, więc napięcie trochę siada. Mały problem miałem też z kluczową dla śledztw opcją przypinania ważnych w danej chwili przedmiotów w celu przesłuchiwania świadków. Sama rozmowa z NPC-ami często jest bowiem niemożliwa, albo nie wniesie nic do sprawy, jeśli wcześniej w menu lub szybkim menu bez wchodzenia do pauzy, nie przypniemy pineską danego dowodu czy informacji, o którą chcemy zapytać. Nie mogłem się w demie do tej mechaniki przekonać, często zagadując ludzi z przyzwyczajenia, bez podpiętego odpowiedniego przedmiotu. 

Wracając jednak do śledztwa. Obsługa hotelowa umieszcza w dwóch różnych pokojach Lukę i Cravena, aby nie doszło do kolejnych rękoczynów. Gdy jednak odwiedzamy tego drugiego okazuje się, że diament się znalazł wraz... z martwą, uduszoną (badanie trupa będzie kluczowe dla śledztwa) żoną na łóżku. Craven zarzeka się, że dopiero co ją znalazł. Czy zabił odkrywając fakt, że to jego żona jest złodziejką? Czy może zrobił to Luka chcąc zatrzeć ślady i zwalając winę na męża? A może prawda leży jeszcze gdzie indziej? Nie będę Wam zdradzał finału tej sprawy, ale zebrane poszlaki, które kompletujemy korzystając choćby z analizy chemicznej (kolejna mechanika, gdzie łączymy składniki w odpowiednich proporcjach) substancji użytej podczas seansu i przywołania rzekomego ducha, pomogą nam zebrać dowody i dokonać dedukcji w Pałacy Pamięci, gdzie różnych dróg do celu będzie kilka. I właśnie odpowiednio łącząc wskazówki odkryjemy możliwe opcje zakończenia śledztwa na specjalnej mapie zależności. Podobnej do tej z poprzednich odsłon.

Kto zabił? 

Oskarżyć o zabójstwo będziemy mogli zarówno Cravena jak i Lukę, ale opcji jest więcej, bo nawet wskazując mordercę okoliczności zbrodni mogą być na tyle zawiłe moralnie, że zdecydujemy się albo oddać go w ręce policji, albo puścić wolno. Czasem będziemy mogli nawet zabić oskarżonego, ale średnio się to opłaca, bo policja zapłaci nam więcej za ujętego przestępcę. A kasa się przyda, choćby na zakup mebli do miejscówki od handlarzy czy nowych ubrań ułatwiających śledztwa (choc te możemy też wypożyczać). Co więcej - mieszkańcy wyspy nie lubią obcych, a ich moralność to rzecz względna. Dlatego odkrycie prawdy może przynieść czasem więcej szkody niż pożytku.

Dalsza część dema skierowała bohaterów na cmentarz, gdzie Sherlock rozpoczął kolejną sprawę związaną ze śmiercią jego matki, przenosząc się wspomnieniami do pogrzebu i nawiązując więź z pewnym tajemniczym artystą. Ale o tym, co było dalej, będziecie mogli przekonać się jeszcze w tym roku. Zapowiada się naprawdę fajna, choć zdradzająca czasem braki budżetu przygoda. Niemniej jednak to zdecydowanie najlepsza odsłona serii. 

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Sherlock Holmes: Chapter One.

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper