Felieton: Platyna jak dziewczyna - co nas ciągnie do zaliczania trofeów?
Trofea stał się dziś nieodłącznym elementem każdej gry. Można je kochać, można ich nienawidzić, można na nich zarabiać. Uwierzycie, że na scenie trofeowej panuje korupcja?
Dokonując czegoś niezwykłego chcemy mieć jakiś tego dowód. W wojsku dostaje się odznaczenia, w sporcie - puchary i medale, nawet harcerze zaznaczają zdobyte sprawności. Wszystko po to, by bez wypowiedzenia słowa każdy wiedział z jak doświadczonym człowiekiem ma do czynienia. Pod względem użyteczności zbędny dodatek, dla wielu ważniejszy niż najwyższa nagroda pieniężna, stanowiący o wyższości nad innymi.
Gry wideo wniosły kolejne pole do rywalizacji, możliwość udowodnienia kto jest lepszy. Nawet gdy nie oferowały starcia dwójki graczy (Pong), udostępniały rankingi z najwyższymi wynikami (Pac-Man). Wszystko, by móc wyłonić tego lepszego. Nie wykluczało to grania dla przyjemności, jednak wprowadzało bodziec do starań. Bez tego to jak grać w pokera bez udziału realnej gotówki.
Nasza ulubiona rozrywka ewoluowała, niektóre tytuły nabyły fabułę i stawały się bardziej doświadczeniem niż formą konkurencji. Zostały przystępniejsze, pojawił się wybór poziomu trudności i dostosowania rozgrywki do umiejętności gracza. Teraz każdy mógł przejść grę do końca, a ci, którzy sprostali wyzwaniu najwyższego poziomu mogli dostać co najwyżej pochwalić się kilku znajomym, którzy w daną pozycję grali.
Wiele zmienił także internet. Lokalne potyczki przeistoczył się w bezosobowe starcia, a pokonanie jakiegoś pseudonimu z drugiego końca świata nie dawało żadnej satysfakcji. Gdyby tak ten pseudonim wyposażono w spis jego osiągnięć, byśmy mieli jakiekolwiek pojęcie jakiej rangi jest nasz przeciwnik...
A gdyby cały świat wiedział, że przeszedłem tamtą grę na najwyższym poziomie trudności bez utraty życia... I że spędziłem pół roku na szukaniu i odstrzeliwaniu gołębi w Liberty City. Mam dostęp do Annihilatora, ale co mi zostanie po wyłączeniu gry?
Własna satysfakcja przestała wystarczać, w końcu świat to globalna wioska, a o moich wyczynach nie wie nikt! MMO postawiły na unikatowe uzbrojenie z najcięższych questów, a Xbox wprowadził obowiązkowe dla twórców achievementy. Pomysł podchwyciło Sony i 2. lipca 2008 z update’em 2.40 skończył się w Polsce komun... PlayStation 3 otrzymało wsparcie trofeów! Pierwszym tytułem z takim bajerem był .
Dziś mamy ponad 2 tysiące gier oferujących trofea, z czego prawie półtora tysiąca pozycji z platyną. Powstają strony z poradnikami, oceną trudności zebrania wszystkich pucharków, niektórzy gracze nabijają je na cudze konto za prawdziwe pieniądze, a na stronach z rankingami panuje korupcja. Tak, ludzie płacą, by zdobyte Teoretycznie nic. Teoretycznie, bo królujący obecnie na pierwszym miejscu (z 613 platynami i maksymalnym poziomem trofeowym) Hakoom znalazł w tym szaleństwie źródło przychodów. Za drobne pół tysiąca dolarów wbije na Wasze konto komplet pucharków z trylogii (dodatkowo bonusowa czwarta platyna z niemieckiej wersji dwójki), a uchodzące za jedne z najtrudniejszych do wyplatynowania oraz to nic nie znaczący tysiak. I znajdują się nabywcy.
Trofea są jednak świetnym narzędziem w rękach zmyślnego developera. Pozwalają przedłużyć rozgrywkę, odkryć wszystko, co twórcy przygotowali dla gracza, sprowokować, by odłożył karabin i dał szansę snajperce czy glockowi. Zbierane znajdźki nie tylko przełożą się na bonusy w grze, ale zostawią po sobie ślad na profilu PSN, a porównywanie list osiągnięć ze znajomymi zmotywuje do nadgonienia postępu pokonywanych wyzwań.
Co jednak, gdy wymagania do zdobycia pucharka są z kosmosu? Albo gorzej - utrudniają zabawę innym w sieci? Kto spotkał w ekipę zaliczającą Demolition Man ten wie o czym mowa. Wymagania? Zabij przeciwnika zwalając na niego budynek. Dwadzieścia razy. Z kolei zabłysnęło ze swoim Dark Rider - przejedź na koniu 100 mil. Gdyby nie fakt, że po przejściu całej gry i znalezieniu wszelkiego rodzaju znajdziek nie mamy zaliczonej nawet połowy tej odległości, potrafi to napsuć krwi. Szczególnie jako ostatni pucharek dzielący nas od platyny. To przecież tylko 2 godziny jazdy (wyliczone!) bez celu.
Pojawiało się także określenie trophy whore, pucharkowa prostytutka, która kupi nawet , by wyśpiewać sobie łatwe platynowe trofeum. Ilość, nie jakość! Dzięki banalnym osiągnięciom gry na podstawie filmów czy bajek, te mają ciut większe wzięcie, a kilkukrotnie byłem świadkiem, gdy w sklepie z grami wybór między dwoma tytułami determinowała skala trudności trofeów, sprawdzona szybko na smartfonie.
Nie ma przyjemności w dostawaniu pucharków za włączenie gry czy przechodzenie głównej linii fabularnej. Co innego zaś, gdy takie każe zabić kogoś przy użyciu ryby. Lub gdy nieświadomie wpada osiągnięcie, a my chcieliśmy tylko zajrzeć pod sukienkę bohaterki . Bawi przełamywanie czwartej ściany, jak platyna z Deadpoola Okey, you can sell the game now oraz żarcik w stronę pecetowców - Can it run Crisis? w . Z kolei Metal Gear Solid... twórcy mają własny świat:
Niektórzy stawiają na zabawę słowem, jak na przykład w v - za pokonanie wielkiego Robo-Psa otrzymujemy Fiddle on the Woof (Fiddle on the Roof - Skrzypek na dachu), co zostało przetłumaczone w polskiej wersji na Skrzypek na Hau-hu. za to atakuje nas w Festiwalu Krwi pucharkiem Licz Dra-Cole-a (żeby chociaż napisali „hrabia"...), a w za bieganie ukrytym pod beczką Severusem Snape'em otrzymujemy Solid Snape.
Trofeum może wywołać również kontrowersje poza gronem zainteresowanych Łowców. Rockstar w nawiązał to klasycznej sceny wczesnej kinematografii, gdzie łotr związuje kobietę i zostawia na torach kolejowych, a bohater w ostatniej chwili ratuje damę z opresji. Brązowy pucharek Dastardly nakazuje zrobić dokładnie to samo, tyle że bez tej bohaterskiej części. Początkowo miała to być zakonnica, lecz po wywołanej burzy skończyło się po prostu na żeńskiej ofierze, której śmierci na torach, według opisu wyzwania, musimy być świadkiem (i, oczywiście, sprawcą).
Sam latałem z kumplem zawalając na siebie nawzajem budynki w Battlefieldzie. Nałożyłem gumkę recepturkę na analoga, by moja postać w Darksiders jeździła w kółko na koniu, dobijając setnej mili. Przeszedłem też trzy razy Dishonored nie zabijając nikogo, lecz trofeum nie wpadło do dziś. Tą dziwną potrzebę zaliczania gier na sto procent definiuje z czasem rodzina, praca, ale póki satysfakcja z osiągnięć przebija frustrację spowodowaną nieudanymi próbami - warto. To przecież definicja hardcore’owego grania, prawda?
Ciekawi osoba Hakooma, który już dwukrotnie dobił maksymalnego poziomu trofeów na PSN? Już niebawem wywiad!
Przeczytaj również
Komentarze (78)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych