Hyde Park - twój największy growy zawód w 2019 roku
Zapraszamy Was na kolejny Hyde park. Rok 2019 powoli dobiega końca, więc to doskonała okazja, by zapytać Was o największy growy zawód ostatnich 11 miesięcy.
Pytanie: Twój największy growy zawód w 2019 roku
Po kilka latach przerwy wróciłem do czytania Murakamiego. "Śmierć komandora" to w sumie nic nowego dla fanów jego powieści. To wciąż ten sam styl przypominający opowieści z pogranicza jawy i snu, dziwne, abstrakcyjne, surrealistyczne, pozwalające na swobodną interpretację wydarzeń a do tego mocno powiązane z pasją autora do muzyki. Krytyków jego twórczości książka nie przekona, fani będą ponownie zachwyceni. I muszę przyznać, że brakowało mi trochę tej dziwnej narracji, w której zakochałem się od pierwszego przeczytania "Przygody z owcą". Jeśli macie trochę wolnego czasu polecam gorąco do zapoznania się z jego twórczością. Jeśli pierwsza książka Was szybko nie odrzuci jest duża szansa, że Murakami stanie się Waszym nałogiem.
Już drugi weekend z rzędu odpalam sobie Shenmue III. Chociaż wiem jak archaiczna jest to produkcja, to jednak mechanika rodem z lat 90. działa na mnie tak nostalgicznie, że przy produkcji Suzukiego autentycznie odpoczywam od sandboksów, lootboksów i wszystkich współczesnych gier. Ta powolna, wręcz ślimacza narracja działa kojąco i naprawdę chciałbym zagrać jeszcze w część czwartą. Byle tylko nie za kolejne 18 lat. Szkoda tylko, że wyniki sprzedaży nie napawają optymizmem a kolejna zbiórka na Kickstarterze może już nie okazać się takim sukcesem.
Pytanie tygodnia: Póki co - Need for Speed: Heat. Nie wiem, oczekiwałem, że po Payback EA mocno dociśnie temat, wróci bardziej do korzeni, będzie chciało jakoś zmazać smród całego systemu z mikrotransakcjami, kartami i grindem, a dostałem tytuł, który w wielu aspektach jest kopią Paybacka tylko w nowym rejonie. Może już bez kart, ale do bólu bezpieczną, zachowawczą i nudną. Pojeździłem trochę, kupiłem nawet jakieś adidaski w sklepie, po czym stwierdziłem, że jest w tym roku wiele lepszych gier wartych mojej uwagi, które muszę zaliczyć.
Pytanie tygodnia: Szczerze mówiąc staram się unikać gier, które mogą nie spełnić moich oczekiwań... Może Anthem(?) jest dobrym typem, jednak tutaj nawet nie chodzi o samą grę, a raczej formę rozwoju – chciałbym, by spełniły się te przecieki o „Anthem 2.0” i aby tytuł powrócił w znacznie lepszej formie. Uwielbiam produkcje BioWare, ale tutaj zabrakło dobrego planowania. Szkoda.
Nie powiem, lekko dałem się wciągnąć i też rozpocząłem buszowanie po internecie w poszukiwaniu gier z mojej listy tytułów na PlayStation 4. I tak zakupiłem Fallout 4 Goty. Tak wiem, wiele osób ocenia tą część nisko, ale ja wyrobię sobie własne zdanie już po ograniu. Cena? 49,90 za nówkę. Gdzie? Nasz portal aukcyjny. Tak, oni też mają Black Week i codziennie przeceniają kolejne gry. Wypatrzyłem też Shadow of the Colossus Remake za 69,90 tylko, że posiadam oryginał na PlayStation 2, więc nie chcę drugi raz kupować tego samego, ale nie wiem, czy kiedyś nie zmienię zdania. Na chwilę obecną jestem na Nie, bo mam co kupować. Zamiast tego kupię Nier Automata: Game of the YORHA Edition. O tym tytule naczytałem się wielu pozytywnych rzeczy, że zagrało tam praktycznie wszystko. Historia, rozgrywka, muzyka. Zatem pora zakupić ten wybitny szpil. Jeszcze kusi mnie Prey nowy, za 44 zł. Ktoś grał i napisze czy warto? Aktualny weekend zapowiada się równie aktywny co poprzedni, co jest jak najbardziej na plus. W ogóle nadal dla mnie jest dziwne, że zaczynają mnie chwalić osoby, że dobrze wyglądam, co kiedyś było u mnie kompleksem a teraz to działa jak olbrzymi motywator do robienia dalszych postępów. Ale dobra, bo zacznę brzmieć narcystycznie. Zachęcam tylko do siłowni czy aktywności fizycznej, rezultaty się pojawią i ludzie zauważą.
Pytanie tygodnia: dobre pytanie, bo z racji tego, że gry wybieram skrupulatnie, nie zdarzają się u mnie pechowe strzały. Jeśli dany tytuł nie ma tego czegoś, to go zwyczajnie nie kupię. Ale, jedna z gier o której się naczytałem, jaka to ona jest super, miodna itd, jest kilkuletni Far Cry 3. Początek jest obiecujący, naprawdę. Otwarty świat gdzie prawie wszędzie można wejść, zejść czy się wdrapać, różnorodna flora i fauna, ładne widoki. Tak, to było bardzo dobre. Tylko co z tego, jak historia, bohater i antagonista(Vaas, tak chwalony za swój charakter) nie wyrabiają? Główny bohater najpierw jest przestraszony, co jest zrozumiałe, po czym po kilku misjach zaczyna się czuć zbyt pewnie i nagle, jak za sprawą magicznego przełącznika, zaczyna być zabijaką niczym drugi Rambo. Vaas, reklamowany jako prawdziwa gwiazda FC3 ma swojego czasu może z 5 do 10 minut. Powie parę słów, zdań, jeden krótki monolog o szaleństwie i jest opisywany jako taka zajebista postać, a to wydmuszka. Ciężko mi go wychwalać jak prawie nigdy go nie ma. Moim zdaniem to jedna z najbardziej przehajpowanych postaci w grach wideo i swoisty "kult" jakim się go otacza nijak mi nie pasuje. Tak samo jak jego szef, Hoyt. Niby główny mózg bandytów, a pojawia się prawie na sam koniec, ma jeszcze mniej czasu antenowego i zanim go poznamy to dowiadujemy się, że mamy go zabić bo jest zły, bo tak trzeba i tyle. Nasz bohater nie ma z tym problemu. I dla mnie to był właśnie największy growy zawód w tym roku. Autentycznie przeceniana gra, której nie należy się aż tyle chwały. Zbyt słaba fabularnie, ale dobra pod względem grywalności i mechanik.
Stąd w kolejne części nie grałem i nie chcę.
Pomyślmy zatem. Dziś, kiedy do gier wkradła się pewna – nazwijmy to – standaryzacja, często odnosimy wrażenie „deja vu”. Jasne – zmienia się otoczenie, świat, czy bohaterowie, ale danego tytułu praktycznie nie musimy się uczyć. Każdy z nas wie, że gaz jest po R2, a hamulec pod L2 (lub RT i LT w przypadku Xboxa). Wszyscy wiemy, że w FPS’ach broń przeładowuje się „kwadratem”, kuca „kółkiem”, a biegnie po wciśnięciu prawej gałki… Czy to źle? Absolutnie! To bardzo wygodne rozwiązanie, które ułatwia nam przyswajanie nowych gier, ale… No właśnie – ja mam jedno „ale”. W tym wszystkim gdzieś zanika wyjątkowość poszczególnych produkcji. Coś co w obrębie danej serii jest oczywiście do zaakceptowania, staje się zapożyczane też do konkurencji. I tu jest problem. Grając ostatnio w Shadow of The Tomb Raider odnosiłem wrażenie jakbym grał w Uncharted, tylko w innych szatach. Ta sama mechanika, ten sam „styl”, te same patenty, tylko postać ma cycki zamiast wacka. Podobnych przykładów można przytaczać wiele, jak choćby kamera „znad ramienia”, którą na szerokie wody wyprowadził Resident Evil 4. Z czasem można odnieść wrażenie, że błędne koło zatoczyło się kilka razy i deweloperzy nie do końca wiedzą jak z tej pętli wybrnąć. Może nie chcą – bo to bezpieczne rozwiązanie – co jest zrozumiałe. Może nie potrafią, a może się boją postawić ten kolejny krok? Trudno jednocześnie stwierdzić, dlatego ważne jest żeby mieszać gatunki i od czasu do czasu, uraczyć nasze zmysły czymś innym. Czymś „anty AAA”. Dla równowagi i dla własnego dobra, żeby po prostu nie wpaść w rutynę (czego sam doświadczyłem kilka razy w życiu). Czy uogólniam? Jasne, zawsze to robiłem, ale sami przyznacie że coś w tym jest. Zresztą, wracam do przygód Natha…yyy, Lary oczywiście ;)
Pytanie tygodnia: Mało grałem w tym roku – przyznaje uczciwie. Gdybym miał wybrać największy zawód, to bezsprzecznie byłaby to – uwaga, to nie tegoroczna premiera – Forze Horizon 4. Mimo, że gra jest fantastyczna, piękna i bogata w zawartość, to ewidentnie widać, że ten owoc wyciśnięty jest do ostatniej kropli soku. Nic już z niego nie wyleci i zapewne twórcy sami są tego świadomi. Koncepcja festiwalu sprawdzała się do trzeciej części, gdzie moim zdaniem seria osiągnęła swoje apogeum zajebistości. W „czwórce” mamy niby pory roku (w zamian za punkty awansujemy do kolejnego sezonu, gdzie rywalizujemy w innych warunkach pogodowych), ale tak naprawdę mógłby być to „tylko” dodatek do FH3. I niech mnie zlinczują fani Xboxa – wolałbym aby kolejna część nie wyszła, niż miałaby być tylko zmianą kraju i tras po których się ścigamy. Rzekłem…
Z pozytywnych kwestii udało mi się znaleźć na tyle sporo czasu, aby ukończyć bardzo fajny Quantum Break. Fabularnie trafia idealnie w moje upodobania i zabawa czasem była serio bardzo wciągająca. Samo połączenie serialu z grą wypadło również na plus, bo główna opowieść jest interesująca dla kogoś, kto lubi podobne klimaty i trzyma się kupy. Sama gra ogólnie dosyć prosta, chociażby dlatego, że całość ukończyłem w około 15 godzin na najwyższym poziomie trudności, zbierając praktycznie wszystko, co się dało. Znajdźki słabo poukrywane i żeby jakąś ominąć, trzeba się natrudzić. Ogólnie jest to taki przyjemny tytuł na raz, ale w mojej opinii warto zagrać - strzela się nieźle, a zabawa czasem daje radę. Na ukończenie czeka Assassyn, ale biorąc pod uwagę nadchodzący grudzień i święta, to przyznaję, że czasu może jednak zabraknąć, a jeszcze czeka wycieczka do stolicy Austrii, więc będzie grubo. Co by jednak nie pisać zakończenie roku musi mieć jakiś dobry i mocny akcent i to niekoniecznie związany z naszą branżą. Jakkolwiek by było człowiek nie tylko grami żyje ;)
Pytanie tygodnia: Hmm, ostatnio naprawdę mało sięgałem po jakieś nowe tytułu, więc ciężko mi się odnieść do tego, który sprawił mi spory zawód, ale... Gdyby już musiał coś wybierać z ostatnich pozycji z mojej growej półki, to strzelałbym chyba w nowe przygody LC. Sama gra wydaję się okej, ale grając w każdą nową część zastanawiam się, w jakim kierunku ten nowy Tomb Raider zmierza. Pierwsze części wprowadzały duży nacisk na akcję, co ostatecznie średnio się przyjęło i najwierniejsi fani dali temu odpowiedni odzew (zresztą sam się pod tym podpisuję). Natomiast Shadow of the Tomb Raider stawia bardziej na eksplorację i dobrze, bo tym zawsze charakteryzował się dobry, klasyczny TR - z tym że ja w ogóle jej nie czuję. Fabularnie dość nudno, jak zwykle zresztą, jednak tym razem mocno do przesady. Kończąc nowe przygody Croftówny odetchnąłem z dużą ulgą, że już w końcu udało mi się tę grę zaliczyć i koszmar słabo poprowadzonej historii się zakończył. Tak więc dla mnie osobiście nowa Lara dała ciała, a szkoda.
Pytanie tygodnia: Skupiając się na pytaniu z tego tygodnia powiem jedynie, że najbardziej w tym roku zawiodłem się na grze … no właśnie. Nie zawiodłem się na żadnej. Prędzej na tym się zawiodłem, że przy pewnej reorganizacji życia mam zwyczajnie mniej niż przez lata całe czasu na granie. Świadoma decyzja, niemniej wymusza tym bardziej na mnie przemyślane zakupy. Jeśli miałbym wymienić co mnie nie pocieszyło, to na pewno opóźniane zmiany w Elite Dangerous – wierzę, że przynajmniej zrobią to w 2020r. porządnie (planety atmosferyczne i/lub „space legs”!) oraz dalsze odkładanie teoretycznej premiery Star Citizena – bo wierzę, że moduł Squadron 42 kiedyś się ukaże jednak…
Przeczytaj również
Komentarze (118)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych