Silent Hill. Wspominamy zamglone miasteczko

Silent Hill. Wspominamy zamglone miasteczko

kalwa | 26.05.2020, 22:04

Silent Hill to gra, która zmieniła oblicze horroru w grach. Zamiast zombie znanych z klasycznego Resident Evil, Team Silent zdecydowało się na pójście w kierunku horroru psychologicznego. I właśnie to zapisało tę produkcję i serię na kartach historii.

Może zanim zaczniemy wspominać tę świetną grę, zacznijmy od tego jak się to wszystko zaczęło. Team Silent to zespół deweloperski składający się z zaledwie kilkunastu ludzi. Byli to ludzie, którzy nie sprawdzili się w pozostałych projektach zaplanowanych przez Konami. Dzięki temu mieli ostatnią szansę na uratowanie swojego imienia i posady, choć kilku z nich i tak planowało odejście z firmy. Ich zadaniem było stworzenie gry, która dobrze sprzeda się w Stanach Zjednoczonych. Co ciekawe, mimo iż włodarze japońskiej firmy nastawieni byli głównie na zysk, swoim pracownikom dali sporo swobodny artystycznej. Mimo wszystko niedoświadczeni deweloperzy nie za bardzo wiedzieli jak się za to zabrać i po kilu odrzuconych projektach, zdecydowali się stworzyć grę całkowicie po swojemu, ignorując wymogi szefostwa. Wtedy to pojawił się koncept "strachu przed nieznanym" i graniu na pierwotnych instynktach odbiorcy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Silent Hill. Wspominamy zamglone miasteczko

Kiedy pasja jest tak wielka, że mieszkasz u Konami

Osobą, o której warto wspomnieć jest Takayoshi Sato, który zajął się stworzeniem kultowej animacji otwierającej grę. Zanim jednak tak się stało musiał zawalczyć o swoją pozycję. W Konami pracował przy sortowaniu plików i tworzeniu czcionek. Nie odpowiadało mu to, choćby przez to, że był absolwentem Tokijskiego Uniwersytetu Sztuki. Wiedział jak tworzyć w grafice 3D, czego w tamtym czasie poza nim w firmie nie umiał nikt. Uczył więc starszych artystów jak to robić. Pewnego razu jednak zdecydował się wziąć sprawy w swoje ręce i zagroził szefostwu, że jeśli nie dostanie awansu, nie przekaże nikomu swojej cennej wiedzy. Jednocześnie stworzył 4-sekundową animację, która przedstawiała jego umiejętności i zaprezentował ją kierownictwu. Gdy ostatecznie postawił na swoim, zajął się tworzeniem postaci na potrzeby Silent Hill. W tym miejscu natrafił na kilka trudności, bo bohaterami w grze byli ludzie odmiany kaukaskiej. Konami składało się z samych Japończyków, więc na dobrą sprawę nie miał na kim oprzeć swojej pracy.

Na domiar złego, nie chciano go pozostawiać samego. Kultura panująca w Japonii charakteryzowała się szczególnym szacunkiem w stosunku do osób starszych (również stażem), więc przydzielono mu osobę nadzorującą. Nie spodobało mu się to ani trochę, więc wynikło z tego powodu trochę kłótni. Ostatecznie jednak również tu postawił na swoim i po złożeniu obietnicy, że ze wszystkim w temacie poradzi sobie sam, był pozostawiony sam sobie. Efekt jego pracy możemy podziwiać w filmie otwierającym grę (do obejrzenia poniżej gdybyście nie byli zaznajomieni, a w innym wypadku - dla wspomnień!) i kilku innych scenkach. Żeby to osiągnąć przez niemal 3 lata nie opuszczał miejsca pracy. Kiedy tylko mógł, spał pod biurkiem, a gdy wszyscy inni wracali do domów, na dobre zaczynał swoją pracę, bo wtedy miał dostęp do wszystkich komputerów - było ich ponad 150, a ich systemem operacyjnym był Unix. W jednym z wywiadów budżet gry oceniono na 3-5 milionów dolarów. Po premierze może nie była od razu okrzyknięta arcydziełem i nie sprzedała imponującej ilości sztuk, ale była na tyle dużym sukcesem, że powstały kolejne części.

"Nikt normalny tego nie stworzył"

Skoro mamy za sobą kulisy powstawania, przejdźmy do samych wspominek. Dla mnie Silent Hill to w zasadzie pierwszy horror w jaki tak na dobre się wciągnąłem. Zawsze próbowałem swoich sił w Resident Evil, ale ta seria często okazywała się dla młodej wersji mnie zbyt trudna - głównie chodziło o nieumiejętność rozeznania, których umarlaków mogę zlikwidować, a których sobie pozostawić. Zawsze brakowało mi amunicji i leczenia, a ponadto fabuła nie angażowała mnie na tyle, żeby nieprzerwanie przeć do przodu. Kolejne odsłony kończyłem, ale zdarzało mi się rozkładać to na długi okres czasu i zaczynać zabawę całkiem od nowa, już z większym doświadczeniem. W produkcji Konami odnalazłem się od razu. Łatwiej było mi poruszać się po mieście, które dawało znacznie więcej swobody, a cała atmosfera i otoczka nie pozwalała mi się oderwać od ekranu. No cóż, szczerze mówiąc przesadzam, bo przerwy robić musiałem, żeby nie stracić rozumu. Udźwiękowienie gry, w połączeniu z tym co dzieje się na ekranie to czyste zło. Nieostrożne dawkowanie w samotności nocą, mogło naprawdę źle się skończyć - zwłaszcza dla takiego młodzieńca jak ja. Ścieżka dźwiękowa przygotowana na potrzeby gry to coś czego muzyką nazwać nie można - ba, sami twórcy tego nie potrafili. Udźwiękowienie z piekła rodem to dzieło Akiry Yamaoki - kolejnej osoby, która na zawsze kojarzona będzie z serią. Jego celem było sprawienie, że Silent Hill wyróżni się spośród innych produkcji i trzeba przyznać, że udało mu się to z nawiązką. Inspirował się muzyką z serialu Twin Peaks, ale też bardziej przyziemnymi rzeczami - jak zespół Depeche Mode czy Metallica. Jeśli nie wiecie o co tyle szumu i zgrzytu (dosłownie), posłuchajcie utworu podrzuconego poniżej.

Silent Hill to jednak nie tylko straszna gra z wyjątkowym udźwiękowieniem, ale bardzo dobrze napisana historia i ogrom symboliki, czy nawiązań do popkultury. Była to gra, o której można było dyskutować bez końca, zwłaszcza jeśli znało się to i owo. Interpretacje napotykanych maszkar, wyłapywanie kolejnych nawiązań, czy szperanie w poszukiwaniu nawiązań do bóstw oraz symboli religijnych. Pamiętam mój zachwyt, kiedy zobaczyłem w grze ulicę nazwaną imieniem Bachmana - literackiego aliasu słynnego pisarza horrorów jakim jest Stephen King. Jeszcze bardziej lubiłem Deana Koontza, więc w tym przypadku byłem zadowolony jeszcze bardziej. Czułem się po prostu jak ryba w wodzie. Kino Davida Lyncha lubiłem odkąd pamiętam, więc japońska produkcja tym więcej zyskiwała w moich oczach. Choć tak naprawdę dopiero Silent Hill 2 określiłem jako najlepszy horror wszech czasów, czy najbardziej udaną odsłonę serii. Pod wieloma względami jest to moja ulubiona gra do dzisiaj. To jednak temat na inny czas i tekst. Jednak nie byłoby tego, gdyby nie gra o której się tutaj rozpisałem - do dzisiaj z przyjemnością do niej wracam. Jakie Wy macie wspomnienia z tym tytułem?

Źródło: własne
cropper